[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A chwilami milkn¹³ Swiat i robi³a siê cisza tak g³ucha a przeogromna, ¿e s³ychaæ by³o ka-panie rosy sp³ywaj¹cej z liScia na liSæ i be³kot rzeczu³ki za dworem i jakby g³êboki oddechziemi.Ale po tej chwilowej ciszy wszystkie g³osy zerwa³y siê w tym mocniejszym chórze,wszystkie drzewa, trawy i stworzenia Spiewa³y przejmuj¹cy hymn mi³oSci i jakby wyci¹ga³ydo siebie ga³êzie, kwiaty, ramiona i oddawa³y siê sobie z po¿eraj¹cym uniesieniem.Ca³a ziemia we wszystkich g³osach Spiewów, be³kotów i szumów, we wszystkich têtnachroSlin i tworów, we wszystkich skrzeniach blasków i promieniowañ, we wszystkich zapachachprzenikaj¹cych powietrze sk³êbia³a siê w przeogromny, nabrzmia³y ¿¹dz¹ mi³oSci wir, któ-ry jakby porwany rozszaleniem tej wiosennej nocy i po¿eraj¹c¹ têsknot¹ wiecznoSci, rzuca³siê na oSlep w objêcia bezdni, zewsz¹d rozwartej, ciemnej, b³yszcz¹cej zimn¹ ros¹ gwiazdi miliardami s³oñc i planet, g³uchej, tajemniczej, strasznej.Nie, Maks usn¹æ nie móg³.S³owik, który Spiewa³ pod oknem, tak go rozdra¿ni³, ¿e chcia³ go sp³oszyæ ale ptak nies³ysza³, siedzia³ na ko³ysz¹cej siê pod nim ga³¹zce i Spiewa³ cudowne trele, la³ ca³e potokidxwiêków, rozsypywa³ tony jak per³y, które sp³ywa³y na ogród, na kwiaty, niby kaskada roz-siewaj¹ca czar niewys³owiony.Samiczka gdzieS z g³êbi drzewa odpowiada³a mu sennymi apatycznym æwierkaniem. A¿eby ciê diabli wziêli z twoim piskiem! zawo³a³ zirytowany i rzuci³ kamaszemw krzak, ptak sfrun¹³ na inny krzew, a gdy Maks zamkn¹³ okno i powróci³ do ³Ã³¿ka, s³owikpowróci³ na dawne miejsce i Spiewa³ dalej, co Maksa tak rozgniewa³o, ¿e odwróci³ siê doSciany, g³owê okrêci³ w ko³drê i zasn¹³ dopiero nad ranem.Prócz pana Adama nikt dobrze nie spa³ tej nocy we dworze kurowskim.Szczególniej Anka, której ta d³uga rozmowa z Karolem nie uspokoi³a, a przeciwnie, za-czê³a budziæ w niej jeszcze ciemne podejrzenia, ¿e coS przed ni¹ ukrywa ale ani przezmgnienie nie przypuszcza³a, ¿e ukrywa³ obojêtnoSæ, ¿e ju¿ z trudem i wysi³kiem udawa³ mi-³oSæ.Nie podejrzewa³a go, bo sama kocha³a ca³¹ potêg¹ namiêtnego, dwudziestoletniego serca.A potem i dlatego spaæ nie mog³a, ¿e marzy³a marzy³a o tym ³Ã³dzkim ¿yciu, o przysz³o-Sci niedalekiej, o tym, ¿e za miesi¹c opuSciæ musi Kurów, gdzie tyle lat przemieszka³a. Co ja w £odzi bêdê robiæ? snu³o siê jej uporczywie w mySli, ale rano przerwa³y jej temajaczenia na pó³ senne ha³asy podwórza, wypêdzanie krów na pastwisko i krzyki gêsi.Wsta³a zaraz.Pan Adam ju¿ jexdzi³ na swoim wózko-fotelu, popychany przez wyrostka; jexdzi³ po po-dwórzu, zagl¹da³ do obór, krzycza³ na pastucha, pogwizdywa³ na go³êbie, które ca³¹ band¹opad³y z go³êbnika na niego, siada³y na ramionach, wisia³y na porêczach, trzepa³y siê nad nimrozgruchan¹, ha³aSliw¹ chmur¹ i wydziera³y sobie groch, jaki im sam codziennie rozsypywa³.220 WaluS, staæ w szeregach! Razem do ataku! Jeden ruchu, drugi ruchu tra la la la pod-Spiewywa³ i komenderowa³ Snie¿nej rozgruchanej ho³ocie, która ze wszystkich stron zlaty-wa³a siê do niego. Mia³a babuleñka koz³a rogatego.Tych bych, tych bych, koz³a rogatego. WaluS, do ogrodu! komenderowa³ ostro, oganiaj¹c siê od go³êbi kapeluszem, bo lecia-³y za nim i opada³y na wózek. A ruszaj no siê, bestio! Adyæ siê rucham! odpowiada³ sennie wyrostek, wtaczaj¹c wózek do ogrodu, pomiêdzyszereg jab³oni pokrytych kwiatem tak gêstym, ¿e na tle trawników sta³y podobne do olbrzy-mich sto¿kowych bukietów, owianych ró¿owym py³em i chmar¹ rozbrzêczonych pszczó³, cojak rdzawe kule przelatywa³y z kwiatu na kwiat.Wilgi Spiewa³y na wiSniach, a bocian sta³ w gniexdzie, przewraca³ szyjê a¿ na grzbiet i kle-kota³ zawziêcie. WaluS, a jab³uszka bêd¹, co? Juxciæ, ¿e byæ bêd¹. A ruszaj no ¿wawo. Adyæ siê rucham! A gruszeczki bêd¹, co? A bêd¹, co ni maj¹ byæ. A oberwiesz, bestio, co? Ja tam nie obrywam burkn¹³ ch³opak, nierad z przypomnienia. A przesz³ego roku kto to zjad³ panny , he? Franciszków Micha³, a nie ja! Wiem, wiem, bo dosta³byS tak, ¿e niech ciê rêka boska broni! Mia³a babuleñka koz³a roga-tego. Kosiu, kosiu! zawo³a³ i zacz¹³ gwizdaæ na kosa, siedz¹cego w klatce na zewn¹trz okna.Kos wyj¹³ g³owê spod skrzyd³a, otrzepa³ siê, nas³uchiwa³ chwilê to jednym, to drugimuchem, skoczy³ na wy¿szy prêcik i weso³o odgwizdywa³ swojemu panu, ale umilk³ zaraz, bosiê rozlewa³ w powietrzu Swiergotliwy, dxwiêczny g³os sygnaturki z klasztoru, którego wie¿ei szereg okien widaæ by³o z ogrodu nad p³askimi dachami miasteczka. WaluS, do klasztoru! odwiedzimy ksiêdza Liberata, a ¿wawo, bestio. Adyæ siê rucham, ja¿e mi kulasy sterg³y.Pojechali Scie¿k¹, biegn¹c¹ z ogrodu nad rzek¹, pomiêdzy ³¹kami, znad których zw³Ã³czy-³y siê resztki mgie³ niby poszarpane strzêpy muSlinów, wskroS których migota³y fantastyczneskrêty jaskó³ek, Swiergoc¹cych w szalonym locie.Drugi bocian chodzi³ z wielk¹ powag¹ po ³¹kach i raz po raz zanurza³ ostry dziób w zielo-nej trawie, wyci¹ga³ ¿abê, podnosi³ szyjê do góry i po³yka³ z namaszczeniem.Rzeczka p³ynê³a bystro w¹skim pasem b³êkitu, po którym rozpryskiwa³y siê co chwilasrebrne ³uski drobnych fal i obmywa³y d³ugie linie ¿abieñców i niezapominajek, co ¿Ã³³tymii b³êkitnymi oczami patrzy³y w wodê, na korowody p³owych kie³bików goni¹cych siê na mie-liznach, na w¹skie zielonawe grzbiety i ostre g³owy szczupaków, przyczajonych pod liSciamigrzybieni, co jak zielone rêce le¿a³y na wodzie, na tych ³upie¿ców cichej rzeczki, które, nibykule, lecia³y wskroS rybiego t³umu, po³yka³y w przelocie kie³bia lub p³otkê i nim gromadazd¹¿y³a siê rozbiec, znika³y w g¹szczach brzegów, pomiêdzy czerwonawymi liSciami pomór-ników, pod cieniem rozkwit³ej czeremchy, duszonej przez ramiona dzikiego chmielu, któredrga³y na wartkim pr¹dzie niby rozsypane zielone warkocze.221Potem jechali ty³ami miasteczka, Scie¿k¹ biegn¹c¹ przez zagony ogrodów warzywnychi sadów, pe³nych kwitn¹cych drzew i zapachów cebuli, gdzie na miedzach pas³y siê brodatekozy, a na krzewach zielonego agrestu, na po³amanych p³otach wietrzy³a siê poSciel.Przejechali ogród, jaki siê rozci¹ga³ tu¿ za murami otaczaj¹cymi klasztor, i WaluS pcha³wózek do wnêtrza klasztoru, na korytarz.W klasztorze pusto by³o i cicho.Oknami wdziera³ siê wiatr i zagl¹da³y zielone ga³êzie krzewów, bo w poSrodku murów by³niewielki ogródek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]