[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu znowu włączyła się Maii: Panie komandorze, z całym szacunkiem.Słowo jakiegoś tam oficera tutaj nic nie znaczy.Może powiedzieć, co chce, a jeśli przełożony ma inne zdanie, to i tak mówił na wiatr. A czyje zdanie się liczy? Cesarzowej.Ale ona przecież tu nie przyjdzie i nie będzie się takim drobiazgiem w ogólezajmować. Maii wzruszyła ramionami. Dla tych dziewczyn liczyłoby się tylko pańskie słowo.Ale one głupie nie są.Pańskie słowo jest wiążące na pokładach polskich okrętów.Tu już nie.I dlatego nie zejdą.Nie chcą być rozstrzelane dla przykładu albo dla czyjegoś kaprysu.Tomaszewski zerknął na Kai jakby w poszukiwaniu pomocy.Bardzo zaimponowało toczarownicy.Dyskretnie odciągnęła go na bok, żeby się naradzić. Zauważyłeś, że w tłumie pojawia się coraz więcej matek wykrzykujących imiona swoichcórek? Niby to chcąc się dowiedzieć, czy przeżyły. Myślisz, że to celowe? Rand głupi nie jest.Myślę, że to jego prowokatorzy.Tłum już osiągnął wrzenie.Ichwłaśni żołnierze nie chcą wysiadać w domu.Wolą obcych. No fakt przytaknął Tomaszewski. Coraz bardziej lubię tego zniewieściałegopaniczyka.Geniusz cholerny.Kai miała inne zdanie. No ale to można podciągnąć pod niewywiązanie się z umowy.Tłum zaraz wybuchnie. Nie przeciwko nam, to po pierwsze.Po drugie naszym się to też spodoba.Wkraczamyw chwale zbawców żołnierzy imperium, pogromców potworów, a także, napisane drobnymdruczkiem, jesteśmy tak wspaniali, że nawet wasi żołnierze, widząc, jak żyjemy, nie chcą wracać.Sprytne, prawda?Słowa Tomaszewskiego znalazły nieoczekiwane potwierdzenie.Z boku podszedł porucznikdowodzący kutrem i podał mu radiogram. To do pana.Tomaszewski przebiegł wzrokiem kilka linijek tekstu, prychnął, uśmiechając sięz podziwem, i podał kartkę Kai.Panie komandorze.Poinformowaliśmy ambasadora, co się dzieje na brzegu.Jest bardzozadowolony.Gratuluje panu wywołanego incydentu i mówi, że dodał pan kolejnego asa do jegotalii w nadchodzącej rozgrywce.Sam incydent proponuje rozwiązać tak: niech żołnierzyprzetrzymają trochę w jakichś koszarach, gwarantem nietykalności będzie także strona polska.Potem wynegocjujemy zatrudnienie tych żołnierzy do ochrony naszego portu, jako obytych jużz językiem i naszymi regulaminami.Ja ze swej strony również gratuluję.Rosenblum. No i widzisz, jak trzeba dobierać sojuszników? Tomaszewski lekko ukłonił się jakiemuśwyimaginowanemu cieniowi. Rand zadbał również, żeby i nas pochwalono.Kai rozłożyła ręce w geście podziwu.Razem podeszli do pułkownik sił specjalnych, któraz wyraznie wyczuwalnym napięciem obserwowała coraz bardziej buntujący się tłum.Oficerdoskonale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji.Otwarty bunt albo zamieszki mogływybuchnąć w każdej chwili.Powiedziała, że dowództwo oddziałów specjalnych jest w stanieopróżnić dobre koszary w mieście i dać gwarancje nietykalności żołnierzy do czasu rozpoczęcianegocjacji na dworze.Wie, co trzeba zrobić, wie, jak to załatwić, no i jest świadoma, że gdybycoś poszło nie tak, znajdą się w konflikcie dyplomatycznym ze stroną polską.A poza tym panipułkownik naprawdę zrozumiała, że ta propozycja jest w tej chwili najlepszym rozwiązaniem.Tomaszewski uspokojony wrócił do kutra. W porządku. Podniósł trzymany w ręku radiogram. Macie polskie gwarancje! No, baby! krzyknęła Maii. Schodzimy na ląd! Tylko w szyku! Oficerów nam zabili,ale pokażmy, że same potrafimy! Po zejściu ustawiać się w szeregu.Dziewczyny na pokładzie zaczęły się ustawiać.I bez oficerów poszło to sprawniej niżzwykle.Mimo że były obciążone sprzętem, bez problemu pokonywały trap.Stojący obok Tomaszewski szepnął tylko: Jakikolwiek by był.witajcie w domu, żołnierze.To była długa podróż.Shen ledwie podniosła się z łóżka.Sen był tak męczący, że długo nie mogła dojść do siebie.Zwlokła się jakoś, zabrała swój mundur pustynnego strzelca, owinęła w prześcieradło i wyszła nazewnątrz.Dziedziniec niewielkiego folwarku był wypełniony ludzmi.Czyścili broń, kończyliporanny posiłek albo grali w karty z zaciekłością starych hazardzistów.Porozsiadali sięwszędzie.Nie przeszkadzało jej, że byli to przede wszystkim mężczyzni.W lewej ręce podzwiniętym ubraniem trzymała rewolwer i nie obchodziło jej, że większość ludzi wokół gapi sięna jej pośladki.Przygotowana balia stała przy ścianie stodoły.Shen zostawiła klamoty tak, żeby leżaływ zasięgu ręki, i zgrabnie wskoczyła do środka.Nie miała żadnej szczotki, skrobaczki ani nawetpiasku, nie mówiąc już o oliwie.Trudno.Była nauczona radzić sobie tym, co jest pod ręką.Szorowała skórę zwiniętym wiechciem siana.Usłyszawszy skrzypienie otwieranych drzwi, błyskawicznie sięgnęła po rewolwer,odciągnęła kurek i wycelowała w zarys postaci ciemniejącej w jasnym prostokącie. Spokojnie! Spokojnie, to ja! Człowiek podniósł ręce.Poznała ten głos.Powoli odłożyła broń. Mogę podejść? Jasne. Ale jesteś goła w tej balii. A podchodz sobie.To ja powinnam być skrępowana, a uwierz mi, nie jestem.Kadir zrobił kilka kroków i odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech.Postawił obok małydzbanek z oliwą, poprosił tylko, żeby nasmarowała się dopiero po wyjściu z kąpieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]