Home HomeMay Peter Wyspa Lewis 2 Czlowiek z Wyspy LewisCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Karol Marks, Fryderyk Engels Manifest KomunistycznyWinnetou t.3 May KKarol Marks Walki klasowe we FrancjiBarnes Julian Pod slonce (2)R12H.P. Lovecraft Cos na progu (2)Adobe Photoshop CS2 PodrecznikPacynski Tomasz Sherwood
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • abcom.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .— Nie była pani sama? Jak mam to rozumieć?— Ojciec był na dole.Ogarnęło go radosne przeczucie.— Dlaczego nie chciała pani, aby ojciec był świadkiem naszego powitania?Nagle zarzuciła mu ręce na szyję i jednym tchem wyrecytowała:— Nie chciałam, aby widział, jak cię kocham, z jakim utęsknieniem na ciebie czekałam!Gerard z trudem powstrzymał gwałtowny wybuch radości.Mocnymi ramionami przytulał dziewczynę i drżąc ze szczęścia zawołał:— Najdroższa! Czym zasłużyłem na twoje uczucie?!Po chwili odnalazły się ich usta i zamarli w długim pocałunku.— Kochasz mnie, myślałaś o mnie — szepnął.— Myślałaś o biednym strzelcu.O obcym, złym człowieku, który w ojczyźnie swej był…— Nie mów już o tym nigdy! Bóg ci przebaczył! Bóg da ci to, co dla ciebie najlepsze!— Dzięki tobie, dzięki tobie! Jakże się dręczyłem! Miałem wrażenie, że wyciągnąłem rękę po coś, czego nie dostanę nigdy.— Jestem twoja.— Moja, moja — wykrzyknął radośnie, całując ją raz po raz.— Ale co powie twój ojciec?Na jej pięknej twarzy pojawił się figlarny uśmieszek.— Boisz się go?— Prawdę mówiąc, tak.— Jakże to może być?! Sławny strzelec boi się starego Pirnera?— No widzisz.Taki ze mnie odważny mężczyzna — powtórzył z zakłopotaniem.— Nie jesteś przecież sam.Znajdziesz we mnie oparcie.Zresztą ojciec jest w tobie formalnie zakochany.— Sądzisz więc, że powinienem z nim pomówić?— Oczywiście.— Kiedy? Zarumieniła się lekko.— Kiedy zechcesz.Znowu przycisnął ją do siebie.— Dziś jeszcze?— Jeszcze dziś — szepnęła, podnosząc nań oczy promieniejące szczęściem.— Dziękuję! Przed chwilą oświadczyłem ojcu, że mam zamiar się ożenić.Zapytał, z kim.Odpowiedziałem: „Z dziewczyną, która mieszka niedaleko stąd”.Usłyszawszy to, zaczął mi gwałtownie odradzać żeniaczkę.Rezedilla roześmiała się serdecznie.— Jest widocznie przekonany, że chcesz się żenić z inną.Wpadł zapewne w bardzo zły humor.Gdzież jest teraz?— W kuchni.Prosiłem, aby mi przygotował posiłek.— Nie będzie najsmaczniejszy.Gdzie chcesz mieszkać? W swoim dawnym pokoju?— Tam, gdzie usnąłem wtedy z wyczerpania.— Tak.W tym samym, w którym przekonałam się, że masz złotą kolbę.— Chciałem cię prosić o ten właśnie pokój.Rezedilla zeszła po chwili do kuchni.Pirnero wraz ze służącą uwijał się wśród misek i talerzy.Ujrzawszy córkę, zapytał:— Gdzie byłaś?— Na górze, w swoim pokoju.— Wracaj prędko do siebie! Nie jesteś nam potrzebna.— Chciałabym pomóc.— A po co? Sami sobie damy radę.Nie mam zamiaru potraktować tego Gerarda smakołykami.Tłumiąc śmiech, powiedziała:— Miałam wrażenie, że bardzo go cenisz.— Phi! Uczucia się zmieniają.— Co się stało?— To cię nie powinno obchodzić! Gdzież jest ten łotr?— W swoim pokoju.— Mógłby właściwie spać na sianie u vaquerów! Nie zamówił nawet szklanki parszywego julepu.No, to jedzenie popamięta sobie! Zamiast masła dodałem wapna, zamiast pieprzu cukru, zamiast octu mleka.W dodatku dostanie kawał starego mięsa, i to przypalonego.Zęby niech sobie łotr połamie na tych przysmakach!— Ależ ojcze!— Ani słowa! — przerwał.— Dla głupca, który chce się żenić, przypalone i źle doprawione płucka wołowe są odpowiednią potrawą.Wypchnął Rezedillę za drzwi.Nie opierała się.Pobiegła do ukochanego i śmiejąc się do rozpuku, powiedziała mu, jaka to wspaniała uczta go czeka.Potem zeszła do gospody i usiadła przy oknie.Pojawiła się służąca i zaczęła nakrywać do stołu.Gdy skończyła, Pirnero posłał na górę po Gerarda.Sam zajął swoje ulubione miejsce przy oknie, ale obrócił krzesło na izbę, aby widzieć dobrze nietęgą zapewne minę gościa.Już z góry się cieszył na ten widok.Gerard wszedł i usiadł przy stole.Wziął widelec i usiłował wbić go w mięso.Musiał wytężyć siły, było bowiem twarde jak kamień.— Delicje! — oblizał się.— Jaka soczysta i miękka pieczeń! Co to za mięso, senior Pirnero?— Pieczone płuca cielęce — wyjaśnił gospodarz.— Moja ulubiona potrawa! Wolę ją jednak na zimno.Zostawię sobie na później! Mam kawałek mięsa bawolego do usmażenia na ruszcie.Czy ogień się pali, senior Pirnero?— Nie — odparł ze złością.Gerard nie dawał za wygraną.Otworzył drzwi do kuchni i zawołał:— Co też pan mówi! Przecież bucha jasnym płomieniem! Seniorita Rezedilla! Czy będzie pani łaskawa przyrządzić moje mięso?Stary rzucił w kierunku córki groźne spojrzenie, w którym czaił się rozkaz, aby odmówiła.Ale Rezedilla podniosła się z krzesła.— Nie mogę odmówić, senior, choć muszę przyznać, że mi żal naszej pieczeni.— Ma pan dziwne gusty — dodał Pirnero.— Pierwszy raz słyszę, aby ktoś jadał płuca cielęce na zimno! Nie spotkałem się z tym ani tutaj, ani w Firnie, a tam ludzie znają się na kuchni.Gerard nie dał się przekonać.Przyniósł kawał mięsa bawolego i podał Rezedilli.Dziewczyna wyszła do kuchni, aby się zająć przygotowaniem posiłku.W izbie nastała cisza.Gerard znał naturę i przyzwyczajenia starego.Wiedział dobrze, że Pirnero nie wytrwa długo w milczeniu.Nie omylił się.Po pięciu minutach oberżysta zaczął niespokojnie wiercić się na stołku, po upływie zaś dziesięciu rzekł:— Podła pogoda.Gerard nie odpowiedział.Pirnero powtórzył więc:— Podła pogoda!Gdy i teraz gość nie zareagował, odwrócił się i zawołał:— No?!— O co chodzi? — zapytał Gerard z uśmiechem.— Podła pogoda.Co za upał!— Można wytrzymać.— Można? Do kroćset! Przecież okropna susza!— Tak, ale w Liano Estacado była jeszcze większa.— Może.Dla naszej okolicy to klęska.Widział senior rzekę? Wyschła prawie do dna.Ryby giną.Ludzie padają z nóg.Przeklęty kraj! Od czego jednak głowa na karku? Wyniosę się stąd.Słowa te zaskoczyły Gerarda.— Naprawdę? A to dokąd?— Wiadomo.Pochodzę przecież z Saksonii.Tam powrócę.Wczoraj otrzymałem list z rodzinnego miasta od szkolnego kolegi.Po długoletniej pracy doszedł do wysokiego stanowiska w miejscowym sądzie.Ma syna, który pracował najpierw na kolei, potem był marynarzem, a później wstąpił do prokuratury.Teraz jest rzeczywistym tajnym radcą najwyższej kasy sportowo–pocztowo–oszczędnościowo–rewizyjnej.Ten pan prosi mnie listownie o rękę Rezedilli.— Do licha! Zna ją?— Głupie pytanie! Tacy dostojni ludzie zwykle zawierają związki małżeńskie na odległość.— Odpowiedział mu senior?— Oczywiście.Oświadczyłem, że się zgadzam i dałem swe błogosławieństwo.— No, to szybka decyzja.— Dlaczego miałem się ociągać? Przyszły mój zięć pochodzi z jednej z najlepszych rodzin w kraju.Jest rzeczywistym tajnym radcą.Kogóż by Rezedilla dostała tutaj? Najwyżej jakiegoś biednego trapera lub strzelca, którego musiałbym utrzymywać.— Może ma senior rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •