Home HomeKolodziejczak Tomasz Kolory sztandarow (SCAN dal 111Szarota Tomasz Okupowanej Warszawy dzien powszedniOlszakowski Tomasz Pan Samochodzik i tajemnice warszawskich fortowKomentarz do księgi o przyczynach. Tomasz z AkwinuKolodziejczak Tomasz Kolory sztandarow (2)Tomasz Witkowsk i Psychologia KlamstwaTomasz Mann Czarodziejska góraLis Tomasz Co z ta PolskaAnthony Piers Zamek Roogna (SCAN dal 862)Dav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mostlysunny.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ściśnięty w połowie sznurem koń zaczynał się denerwować, szarpał się i parskał.Basile chwycił jedną ręką za wodze, drugą starał się rozluźnić linkę.Sytuacja wymagała szybkiego działania, więc Jason zrezygnował z dyskusji.Zgramolił się z siodła, przytrzymał luzaka za uzdę.Koń szarpał łbem.– Dobrze było, Basile, tylko spróbuj poluźnić.Szybko, bo go nie utrzymam.Olbrzym starał się jak mógł, ale pętla zacisnęła się.Rzucając niespokojne spojrzenia starał się rozsupłać węzeł.W końcu Match również zeskoczył z konia.– Odsuń się! – warknął.Basile próbował coś tłumaczyć.– Odsuń się, mówię! Jason, trzymaj go!Koń zaczął tańczyć po gościńcu.Match próbował sięgnąć do węzła, bez rezultatu.W końcu sięgnął do cholewy, chlasnął nożem sznur na grzbiecie, tuż przy wiklinowym koszu.Całe dobro przytroczone do końskiego grzbietu pospadało się w piasek gościńca.Włącznie z koszem, który na szczęście padł tak, że się nie wywrócił.Koń sapnął z ulgą i uspokoił się.Jason poklepał go jeszcze po szyi, po czym rozejrzał się.Basile wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać.Pociągał nosem.Match był wściekły, patrzył na opleciony wikliną gliniany gąsiorek z utrąconą szyjką.Czerwone wino wsiąkało w szary, suchy piasek.Prawda, nawet go nie spróbował, pomyślał Jason.No cóż, nie trzeba było się obrażać.– Co cię tak śmieszy? – spytał Match zgryźliwie, widząc uśmieszek na jego twarzy.– Nic specjalnie.– Jason walczył z ogarniającą go wesołością.W końcu, widząc trzęsącą się brodę Basile’a nie wytrzymał.Match przez chwilę przyglądał mu się z niedowierzaniem i oburzeniem.Wreszcie, gdy zobaczył minę nic nie rozumiejącego olbrzyma, sam parsknął śmiechem.Basile po chwili przyłączył się do nich.– No, dobrze.– stęknął Match, ocierając łzy z oczu.– Teraz wy zajmiecie się zrobieniem porządku.A ja.A ja posiedzę sobie, i popatrzę.Nie można was zostawić bez nadzoru.– Hej, Match – zaprotestował Jason.– Tak naprawdę, to ty to wszystko zwaliłeś.Dobrze już, dobrze, żartowałem tylko.Chodź, Basile, bierzemy się do roboty.Poszło, o dziwo, sprawnie, mimo iż Match nie omieszkał wtrącać uwag i dobrych rad.Gdy uporali się ze wszystkim, usiedli obok na poboczu gościńca.Jason podał Matchowi skórzany bukłak, który wcześniej wyciągnął z kosza.– Nigdy nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka – powiedział sentencjonalnie, gdy Match zajął się winem.– Co prawda, nie powinienem, przecież obraziłeś się na to wino.Match odjął bukłak od ust, otarł wargi.– Powiedz, co was skłoniło do tego, hmm, przepakowywania na środku gościńca? – postanowił puścić uwagi mimo uszu.– I to jeszcze bez przerywania jazdy.– Co nas.A, rzeczywiście – przypomniał sobie Jason.– Basile chciał coś pokazać.Mówiłem mu właśnie, że sama siła w walce nie wystarczy, że trzeba jeszcze czegoś.– Myślałeś może o rozumie?– A co, przydałby ci się? – odciął się Jason w imieniu Basile’a.– Nie czepiaj się, to dobry chłopak.Tak zaś poważnie, to myślałem o jakiejś broni dla niego, nie może tak z gołymi rękami.Mówił, że z kordem mu nie wychodzi, trzeba by jaki, bo ja wiem, morgenstern.Match pokręcił przecząco głową.Jason zniecierpliwił się.– O co ci chodzi? Nie ufasz mu?– Jason, ja się jeszcze nie przyzwyczaiłem, żeby ufać tobie.Nie w tym jednak rzecz, popatrz lepiej.Wskazał na obiekt ich sprzeczki.Basile właśnie trzymał w ręce przedmiot, który odwinął z zabrudzonych skór.Właśnie ten przedmiot, który chciał pokazać, stał się powodem całego zamieszania.Jason rozdziawił usta.Basile uśmiechnął się, machnął niedbale, bez wysiłku ręką.– Mówiliście, panie, że trza czegoś więcej! Olbrzym potrząsał wielką maczugą.– I co, wystarczy? – zapytał.– Ja do tego zwyczajny, mam wprawę! Match wstał, by przyjrzeć się bliżej.Jeszcze nigdy nie widział takiej broni.Maczuga grubości uda dorosłego mężczyzny zrobiona była z dębowej, powęźlonej gałęzi, okuta na głowicy zardzewiałym żelastwem.Nasączona olejem, w wyślizganej od długoletniego użytku rękojeści miała wypalony otwór, przez który przewleczono rzemyk.Poniżej okucia głowica nabijana była ostrymi kawałkami krzemienia.Była bardzo stara.Widać przechodziła z pokolenia na pokolenie.– Pokaż – zażądał Match.Basile zsunął z przegubu rzemyk, ujął maczugę wpół i podał.Match ujął wyślizganą rękojeść, próbował dźwignąć jedną ręką.Mięśnie naprężyły się, chwilę utrzymał broń w poziomie.Tylko chwilę.Głowica stuknęła o ziemię.– Pokaż to jeszcze raz.– Co? – Basile nie zrozumiał.– To, co zrobiłeś przed chwilą.No, weź i machnij.Olbrzym wzruszył ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •