[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To byli wrogowie.Nieco wcześniej tanatorzy zdobyli statek piracki, lecz zdesperowana załoga zdetonowała rozmieszczone na nim materiały wybuchowe.Pośród rozbiegających się we wszystkie strony szczątków statku ocalało ledwie kilkunastu ludzi - piratów i tanatorów.Nie wszyscy mieli sprawne układy sterowania skafandrów, niektórzy byli ranni, inni bez broni.Bezwzględność trzech praw mechaniki Newtona objawiła się z całą mocą, gdy Daniel bezradnie obserwował swoich towarzyszy w niesprawnych skafandrach, coraz bardziej oddalających się od miejsca katastrofy.Niewielka była szansa, by w planetoidalnym Pasie Flamberga ekspedycja ratunkowa odnalazła ich przed wyczerpaniem tlenu.Tymczasem ci, którzy mieli sprawne silniki skafandrów i broń, tańczyli w próżni przerażający taniec śmierci, strzelając, robiąc uniki, myląc pociski wroga fantomami.Cała walka odbywała się dostatecznie blisko ogromnej planetoidy Hekate 102, by w końcu dał się odczuć wpływ jej grawitacji.Walczący ludzie wchodzili na orbitę planetki, stawali się jej satelitami.Przyciąganie grawitacyjne sprawiało, że wciąż przyspieszali, opadając ku środkowi skalistego świata.Daniel zrozumiał, że jeśli ten stan potrwa dłużej, to w końcu roztrzaska się o powierzchnię Hekate.Resztę paliwa silniczków korekcyjnych wykorzystał więc do takiego ustawienia się wobec wrogów, by znaleźć się między nimi a planetoidą.Teraz odrzut każdego strzału odpychał go od Hekate, pozwalał utrzymać orbitę.Salwy piratów tylko spychały ich w dół, ku powierzchni planetoidy.W końcu różnice prędkości, a co za tym idzie, wysokości orbitowania tak się zmieniły, że ciała napastników znacznie wyprzedziły Daniela, a potem zniknęły mu z oczu za łukiem planetoidy.Zobaczył ich jeszcze raz, gdy po kolejnej serii okrążeń zdublowali go w ruchu po orbicie.Grupa ratunkowa, która odnalazła Daniela po kilkunastu godzinach, natrafiła też na szczątki ciał piratów, wbite w skalną powierzchnię planetki.Obraz zniknął.Dziewczyna o oczach pokrytych siatką srebrnych nici uśmiechnęła się do Daniela i podała filiżankę z napojem.Na moment ich palce zetknęły się.Na moment w srebrzystych oczach Diny zalśnił błękit.Przyjemność.Wtedy, w czasie spotkania w domu dziewczyny, Daniel nie zwrócił na to uwagi, nie zauważył tego.Ale teraz mógł całe, sztucznie wydobyte z pamięci zdarzenie obejrzeć jeszcze raz, niejako z zewnątrz.Błękit.Na pewno.Obraz zniknął.Jechał kapsułą pasażerską.Przed nim wyrósł kompleks Ogotai.Kapsuła wylądowała i rozpoczęły się przewidziane regulaminem procedury kontrolne.To działo się wtedy, gdy rozpoczął się “Huragan”.Obraz zniknął.Jelonek wyszedł na skraj lasu.Rogi zmieniły się w kolorowe kwiaty.Daniel nie wiedział, ile to trwa, nie panował nad swoimi myślami, kolejne obrazy i dźwięki wypływały na powierzchnię pamięci, by po chwili zniknąć ponownie, przykryte kolejnymi wspomnieniami.Nagle wszystkie wizje umknęły, zastąpione jaskrawym, żółtym światłem, palącym oczy niczym blask ustawionej tuż przed twarzą żarówki.Daniel wciąż pozostawał w oszołomieniu, wrócił ból głowy, pojawiło się odrętwienie kończyn, zmęczenie, senność.- Koniec - usłyszał dobiegający jakby zza ściany głos.- To wszystko.Okulary znów stały się przezroczyste, poczuł, jak odlepiają się od jego twarzy, pozostawiając uczucie lekkiego pieczenia.- Co.co to było? - spytał Daniel.Sam się przeraził drżenia swego głosu.- Nie mieliście prawa, sondy mózgowe.- Nie przekroczyliśmy żadnego przepisu - twardo powiedział bezpieczniak, pakując sprzęt do nesesera.– Nie dokonaliśmy żadnej chemicznej ani elektronicznej ingerencji w twój organizm.- Więc co.co to było?- Mieszkasz na małym świecie, odległym od centrum cywilizacji.Przez takich jak ty, ten świat może do niego nigdy nie dołączyć.Wasza nauka jest równie zacofana, co i wasze prawa.- Złożę raport w swoim dowództwie.- Składaj - bezpieczniak podniósł się z fotela.Jego towarzysz uczynił to samo.- Analiza zebranych obrazów zajmie nam kilka dni.Przez ten czas masz spokój.Ruszyli ku wyjściu.Daniel nie miał sił, aby wstać z fotela.Gdy dwaj funkcjonariusze solarnych służb specjalnych byli już przy drzwiach, trzeci, stojący do tej pory nieruchomo, drgnął.Przez jego twarz przebiegł skurcz, kolana ugięły się, jakby za chwilę miał upaść.Jednak utrzymał równowagę.Otworzył oczy, otrząsnął się i bez słowa ruszył za partnerami.Po chwili automat wejściowy zameldował, że intruzi opuścili teren posesji.Daniel spojrzał na zegar.Zdziwił się, bo kiedy bezpieczniacy przyjechali, była godzina osiemnasta.Teraz czasomierz wskazywał wpół do siódmej wieczór.Czy to możliwe, żeby przesłuchanie trwało tak krótko?, pomyślał Daniel.Boże, wydawało mi się, że minęła wieczność.I wtedy jego wzrok padł na kalendarz.Był piątek.Daniel jęknął.Od momentu, gdy założył okulary, minęło ponad czterdzieści osiem godzin.Teraz dopiero, gdy jego zmysły przetrawiły tę informację i odblokowały receptory, w nozdrza Daniela uderzył zapach potu i moczu.- To jest niedopuszczalne - powiedział Daniel.-Wtargnięto do mojego domu i bez uprzedzenia zastosowano zakazane metody skanowania pamięci.Odmówiono mi możliwości notarialnego zapisu całego spotkania!Stał wyprężony na baczność przed pułkownikiem Martensem, dowódcą garnizonu w Kalante, któremu oficjalnie podlegał.Martensowi towarzyszył przedstawiciel prokuratury wojskowej oraz cywil, który nie raczył się przedstawić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]