[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja też chcę! Zostawcie.No zaraz.Każda zobaczy. Aleee. Sharri też kręciła poszczególnymi segmentami. Tam się pojawia jakiś napis itrójkąciki! Gdzie?Wszystkie szarpały się jeszcze z tuleją dłuższą chwilę, aż pierwsza ciekawość zostałazaspokojona. Shen, co z tym zrobisz? Trzeba by pokazać jakiemuś oficerowi. Zwariowałaś?! Sharri aż podskoczyła ze zdumienia. Od razu ci zabiorą.Nikomu niepokazuj!Dziewczyny wokół przytakiwały.W tej kwestii najwyrazniej były zgodne.Ożywiona dyskusja trwała jeszcze trochę, choć problem zasadniczy został jużrozstrzygnięty.Na pewno zagadkowego przedmiotu nie wolno nikomu pokazywać, bozabierze.I tyle z tego będzie. Ciekawe, skąd to może być? zastanawiała się Sharri, kiedy emocje opadły. Tam sąjakieś napisy. To nie jest alfabet powiedziała Nuk. Te napisy nic nie znaczą. Jakby cyferki? Albo odpowiedniki cyferek. No może.Pewnie coś znaczą dla kogoś, kto umie je czytać.Ale te znaki na obudowie torzeczywiście ułożone są jak litery.Tyle że nic nie znaczą. Może ktoś pisał szyfrem? A po co? Zresztą.Shen schowała miedzianą rurę do plecaka.Potem rozejrzała się po twarzach koleżanek.Przynajmniej dwie były wykształcone.Nuk, której tatuś fundnął porządną szkołę, i Sharri, któramiała zostać kapłanką. Dziewczyny zwróciła się do nich słyszałyście kiedyś o czymś takim?Obie zaprzeczyły. A ktokolwiek słyszał? Zerknęła po pozostałych.One również zaprzeczyły.Nikt nigdy nie słyszał o przyrządzie, który zbliżał oko doprzedmiotu i pozwalał widzieć z bliska bez przenoszenia ciała.Nikt.Nigdy.Skąd więc to było?Wydobyte ze zbioru wotów w świątyni potworów.Pewnie przeleżało tam Bogowie jedniwiedzą ile lat.Ale skąd się tam znalazło? I kto mógł wykonać coś takiego?Shen nie miała czasu na rozmyślania.Dowództwo musiało dojść do jakichś wniosków co dodalszego postępowania.Sztab wydał rozkaz wymarszu.Admirał Ossendowski przypłynął do portu osobiście.I to od razu o świcie.Ci, którzy znali rytuałyfloty, pochowali się po wszystkich kątach.Jeśli jaśnie admirał nie wzywał na dywanik, tylkofatygował się osobiście, znaczyło to, jak w każdym imperium, że na pewno polecą czyjeś głowy.Jedynym szczęściem, które dawały współczesne czasy, było, że to nie kat będzie publicznie ikrwawo ścinał czerepy.W jego zastępstwie zrobią to oficer administracyjny rządzący etatami iprzydziałami, za pomocnika mając księgową.Tomaszewski, Jabłoński i opatrzony już major Witecki musieli asystować w egzekucji,bowiem książę Ossen.tfu! admirał Ossendowski życzył sobie wysłuchać ich osobistych relacji.Byli jedynymi oficerami, którzy przeżyli w obrębie ścisłego portu.Na szczęściegłównodowodzący okazał się pragmatykiem.Ograniczył się do suchych faktów, zadał kilkakonkretnych pytań i tyle.Po wszystkim.Niestety, musieli nadal uczestniczyć w upiornejuroczystości, na szczęście wyłącznie jako świadkowie.Na ogromnym tarasie jednego zkamiennych domów nad wodą podano kawę, słodkie wina i biszkopty.Na bruku poniżejodpowiednie służby układały ciała tych, którzy zginęli.Po jednej stronie żołnierzyRzeczypospolitej, po drugiej obcych.Nikt jednak nie zwracał uwagi na makabryczną scenerię.Rzeczy budzące prawdziwą trwogę działy się na tarasie, wśród stewardów w lśniąco białychmarynarkach, kręcących się wokół z tacami, na których mieli srebrne, parujące dzbanki i pateryz ciastem.Admirał dociekał, kto konkretnie jest winny tak strasznej hańby w dziejach polskiego wojska.Chciał też wiedzieć, jak tę hańbę szybko zmazać. Ile mamy ofiar? Do tej chwili zebrano sto trzy zwłoki naszych żołnierzy adiutant usłużnie podawał dane. A ranni? Mamy sześciu rannych. Jak to możliwe?Oficerowie wokół pospuszczali głowy.Rzeczywiście nigdy, w żadnej bitwie, proporcje niewyglądały w ten sposób.Kto jednak, jak nie głównodowodzący, zaakceptował rozkaz o atakugazem? No i odpowiedz staje się jasna.Rannych było oczywiście o wiele więcej.Ale albo byliza słabi, żeby nałożyć sobie maski, albo nieprzytomni, albo po prostu nie mieli masek.Kto więczabił tylu żołnierzy? Nikt nie wypowiedział na głos nasuwającej się odpowiedzi.Najwyrazniejsamobójcy w korpusie oficerskim nie służyli. Co to za obrona? grzmiał tymczasem admirał. %7łeby mi dzikusy tak skutecznie sztabna lądzie wycięły?! A gdzie pola minowe? Gdzie. Zaatakowali od strony morza w korpusie znalazło się jednak kilku desperatów. Nie dasię zaminować podejść do portu przeciwko pojedynczym pływakom. Ilu zabiliśmy napastników? Na razie zniesiono około tysiąca zwłok poinformował natychmiast adiutant. Co? Dziesięć do jednego? Ossendowski poczerwieniał na twarzy. Supernowoczesnaarmia w starciu z leśną dziczą i jest tylko dziesięć do jednego?! To hańba!Selim Michałowicz, pułkownik tatarski, strzelił głownią szabli przypasaną do paradnegomunduru. Proszę nas wysłać do lasu zawołał. Ja bym tam parę łbów uciął dla polepszeniastatystyki.Tu nawet stary admirał się otrząsnął.I nie chodziło o to, że posyłanie do lasu dwóchkompanii bez rozpoznania nie jest czynem rozsądnym.Admirał bardziej bał się tego, co będzie,jak Michałowicz znajdzie parę wiosek ze starcami, dziećmi i kobietami.Znając skutecznośćoddziałów tatarskich w akcjach pacyfikacyjnych, statystyka mogłaby zostać zmienionabłyskawicznie. Chciałbym się dowiedzieć, czy możemy jakoś wyeliminować te oddziały, które naszaatakowały.Oczywiście ci, którzy znalezli się w porcie, zostali zabici, ale przecież nie bylijedyni. Nasze krążowniki mogą strzelać na trzydzieści pięć kilometrów powiedział któryś zdowódców okrętów. Dzikusy na pewno nie uciekły jeszcze nawet na trzydzieści. I zamierza pan siać kulami po lesie ot, tak sobie? Gdzie poniesie? Ależ nie.Potrzebne jest rozpoznanie. Panie admirale! wtrąciła się pani inżynier Wyszyńska.Ciekawe, co razem z inżynieremWęgrzynem robili na tym czymś w rodzaju odprawy? Aż takie koneksje? Czy czyjeś wpływy, októrych wspominał Wentzel? Czy ma pani jakieś kompetencje, żeby wypowiadać się w kategoriach wojskowych? Ossendowski nie był zbyt uprzejmy. Nie.Po prostu rozwiązałam sprawę w sposób naukowy. Podała mu zapisaną do połowykartkę. Skoro dla spokoju ducha potrzebuje pan odwetu, to proszę bardzo.Tomaszewski spojrzał na Wyszyńską z zaskoczeniem, ale i dużą dozą podziwu.Była aż takpragmatyczna? Nie po kobiecemu emocjonalna, tylko właśnie po męsku logiczna? I to bardziejod głównodowodzącego, który chciał jakiejś operetkowej zemsty, żeby wszystko lepiejwyglądało w raportach.Chce? To ona mu daje, proszę bardzo.I robi to z miną w rodzaju: Pozbądzmy się wreszcie kaprysów tego dziecka, dostanie, co chce, a my ruszymy nareszcie zprawdziwą robotą.Niech to szlag! Nie miał pojęcia, czy jego przemyślenia są słuszne, alezauważył coś jeszcze.Z równie wielkim podziwem przyglądał się kobiecie komandorRosenblum.Tak samo zresztą zaskoczony. Co to jest? Admirał tymczasem zwinął kartkę w rulon i machał nią jak buławą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]