[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem nic i wolę raczej nic nie wiedzieć aniżeli nabyć wiado-mości, które uczyniłyby mnie może bardziej godną pożałowania, niż jestem.Nie mam żad-nych pragnień i nie chcę wcale szukać takich, których bym nie mogła zaspokoić. A czemuż nie mogłabyś ich zaspokoić? Jakże mogłabym to uczynić? Tak jak ja. Jak to, droga matko.Toć przecie nie ma nikogo w tym klasztorze. Ja jestem, moja droga, ty jesteś. No to cóż! czym jestem dla ciebie? czym jesteś dla mnie? Jakaż ona niewinna!74 O, to prawda, droga matko, że jestem bardzo niewinna i że wolałabym umrzeć niż prze-stać być taką.Nie wiem, co w tych ostatnich słowach mogło być przykrego dla niej, ale wywołały w jejtwarzy nagłą zmianę wyrazu; stała się poważna, zafrasowana; ręka, którą trzymała na moimkolanie, naprzód przestała je naciskać, a potem usunęła się; oczy miała spuszczone.Powie-działam jej: Moja droga matko, co mi się przytrafiło? Czyżby mi się wymknęło coś takiego, czymciebie uraziłam? Przebacz mi.Korzystam ze swobody, jaką mi dałaś; nie obmyślam tego, comam ci do powiedzenia; a przy tym gdybym nawet ważyła każde słowo, nie powiedziałabyminaczej, może gorzej.Rzeczy, o których rozmawiamy, są mi tak obce! Przebacz mi. Przytych słowach zarzuciłam jej ręce na szyję i oparłam głowę na jej ramieniu.Ona objęła mnie iuścisnęła bardzo czule.Trwałyśmy tak kilka chwil; następnie, odzyskując swą serdeczność ipogodę, powiedziała mi: Zuzanno, czy dobrze sypiasz? Bardzo dobrze odrzekłam zwłaszcza od pewnego czasu. Czy zaraz zasypiasz? Zazwyczaj tak. Ale gdy nie zaśniesz od razu, o czym myślisz? O moim mniszym życiu, o tym, które mi pozostaje, modlę się albo płaczę, bo ja wiemzresztą? A rano, gdy zbudzisz się wcześnie? Wstaję. Zaraz? Zaraz. Więc nie lubisz marzyć? Nie. Odpocząć jeszcze trochę na poduszce? Nie. Rozkoszować się miłym ciepłem pościeli? Nie. Nigdy?.Zatrzymała się na tym słowie i miała rację; to, o co miała mnie zapytać, nie było rzecządobrą i może robię jeszcze coś gorszego, mówiąc o tym, ale postanowiłam niczego w tympamiętniku nie zatajać.Po chwili podjęła. Nigdy nie kusiło cię popatrzeć z upodobaniem, jaka jesteś piękna? Nie, droga matko.Nie wiem, czy jestem taka piękna, jak mówisz; poza tym, gdybym ta-ka była, to jest się piękną dla innych, nie dla siebie. Nigdy nie pomyślałaś o tym, żeby wodzić rękami po tej pięknej piersi, po tych udach, potym brzuchu, po tym ciele tak jędrnym, tak gładkim i tak białym? O, co to, to nie, to jest grzech, i gdyby mi się to przytrafiło, nie wiem, jak mogłabym towyznać na spowiedzi.Nie pamiętam, o czym rozmawiałyśmy jeszcze, gdy ktoś przyszedł zawiadomić przełożo-ną, że proszą ją do rozmównicy.Miałam wrażenie, że ta wizyta gniewała ją i że byłaby wolałaprowadzić dalej rozmowę ze mną, chociaż zgoła nie warto było żałować tego, cośmy mówiły;jednakże rozstałyśmy się.Nigdy całe zgromadzenie nie było tak szczęśliwe jak od tego czasu, gdym ja do tegoklasztoru wstąpiła.Zdawało się, że charakter przełożonej stracił swoją nierówność, mówiono,że przy mnie ustalił się.Dała nawet przez wzgląd na mnie kilka dni rekreacji i tak zwanychtutaj świąt; w owe dni jedzenie jest trochę lepsze niż zazwyczaj, nabożeństwa są krótsze i cały75dzielący je czas poświęca się rozrywkom.Ale ten szczęśliwy okres miał minąć i dla innychzakonnic, i dla mnie.XVIPo odmalowanej przeze mnie scenie nastąpiło dużo innych podobnych, które pomijani.Oto dalszy ciąg poprzedniej.Przełożoną zaczynał ogarniać niepokój: traciła swą wesołość, tuszę, sen.Następnej nocy,gdy wszyscy spali i w klasztorze panowała cisza, wstała; błąkała się jakiś czas po koryta-rzach, a potem podeszła do mojej celi.Mam lekki sen, zdawało mi się, że poznaję jej kroki,Zatrzymała się.I prawdopodobnie opierając czoło o moje drzwi, zrobiła tym dość hałasu, bymnie zbudzić, gdybym spała.Milczałam.Miałam wrażenie, że słyszę jakiś skarżący się głos,że ktoś wzdycha; z początku przejął mnie lekki dreszcz, potem zdecydowałam się powiedziećAve16.Zamiast się odezwać, ów ktoś oddalił się lekkim krokiem.Po pewnym czasie wrócił;usłyszałam znowu żałosne skargi i westchnienia; raz jeszcze powiedziałam: Ave i ten ktośodszedł od drzwi po raz drugi.Uspokoiłam się i zasnęłam.Podczas mego snu ktoś wszedł,usiadł obok mojego łóżka; zasłony przy moim łóżku były rozchylone; owa osoba trzymałaświeczkę, którą oświetlała mi twarz, i patrzyła na mnie uśpioną; to przynajmniej wywniosko-wałam po jej pozie, gdy otworzyłam oczy; tą osobą była przełożona.Usiadłam szybko nałóżku; widząc mój przestrach, powiedziała mi: Zuzanno, uspokój się, to ja.Położyłam głowę z powrotem na poduszce i zapytałam: Droga matko, co tutaj robisz o tej porze? Co mogło cię tu sprowadzić? Dlaczego nieśpisz? Nie mogę spać odpowiedziała mi długo nie będę mogła usnąć.Męczą mnie przykresny; ledwie zamknę oczy, udręki, jakie zniosłaś, odżywają mi w wyobrazni; widzę cię w rę-kach tych jędz, widzę twe rozsypane włosy zakrywające ci twarz, widzę twe skrwawione sto-py, pochodnię w ręce, powróz na szyi; myślę, że pozbawią cię życia, drżę, trzęsę się cała,zimny pot oblewa mi ciało; chcę biec ci na ratunek; krzyczę, budzę się; i daremnie czekam,żeby spokojny sen powrócił.To mi się właśnie wydarzyło dzisiejszej nocy; obawiałam się,czy niebo nie zwiastuje mi w ten sposób jakiego nieszczęścia, które spotkało moją przyjaciół-kę.Wstałam, podeszłam do twoich drzwi, nasłuchiwałam; wydało mi się, że nie śpisz; powie-działaś jakieś słowo, cofnęłam się; wróciłam, znowu coś powiedziałaś i znowu odeszłam;wróciłam po raz trzeci i gdy sądziłam, że śpisz, weszłam.Już od pewnego czasu jestem przytobie i boję się ciebie obudzić; z początku wahałam się, czy rozsunąć twe zasłony; chciałamodejść, w obawie, że zakłócę twój spoczynek, ale nie mogłam oprzeć się pragnieniu zobacze-nia, czy moja droga Zuzanna dobrze się czuje; patrzyłam na ciebie: jak pięknie wyglądasz,nawet gdy śpisz! Moja droga matko, jakaś ty dobra! Zmarzłam.Ale wiem, że nie potrzebuję się lękać niczego złego dla mego dziecka, i są-dzę, że będę spała.Daj mi rękę.Zrobiłam to. Jaki ona ma spokojny puls! jaki równy! nic go nie podnieca.16Ave Zdrowaś Maria.76 Mam sen dość spokojny. Jakaś ty szczęśliwa! Droga matko, przeziębisz się, zostając dłużej. Masz rację; żegnaj, moja piękna, żegnaj, idę.Nie wychodziła jednak, wciąż patrzyła na mnie, dwie łzy stoczyły się jej po policzkach. Droga matko powiedziałam co ci jest? płaczesz; zła jestem na siebie, żem z tobąrozmawiała o moich ciężkich przejściach.W jednej chwili zamknęła drzwi, zgasiła świecę i.rzuciła się na mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]