[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba nie będziesz miał czasu wypełniać roli.dyskretnego posłańca, gdy podejmiesz nowe obowiązki.Bardziej dla nas istotne.- Jakie? - spytałem zaciekawiony.- Okręty rosną z dnia na dzień, pod okiem mistrzów nabierają ostatecznych kształtów.I znowu nie spełni się moje gorące pragnienie.Nie będę mógł żeglować.Nie poczuję wiatru na twarzy, nie usłyszę łopotu żagli, nie zmierzę się z wrogiem z mieczem w ręku, biorąc krew za krew! - Potrząsnął głową i podjął spokojniej: - Muszę zostać w Koziej Twierdzy, gdyż tylko stąd mogę mieć nad wszystkim pieczę, tutaj nie ryzykuję życia.Będę koordynował ruchy okrętów i wysyłał pomoc tam, gdzie okaże się najbardziej potrzebna.Dlatego na pokładzie każdego statku muszę mieć kogoś, kto przynajmniej odbierze moje rozkazy przekazane Mocą.Bardzo chciałbym też dostawać dokładne informacje.Widziałeś dziś, ile mogę.Poznam myśli człowieka, owszem, ale nie każdemu i nie zawsze potrafię narzucić swoją wolę.A przecież z pewnością zdarzą się sytuacje, kiedy będę musiał szybko dostać kompetentną odpowiedź na konkretne pytanie.Czy myślałeś kiedyś o żeglowaniu, Bastardzie Rycerski?Tego się zupełnie nie spodziewałem.- Ja.Przed chwilą przypomniałeś mi, panie, że nie sposób polegać na mojej umiejętności władania Mocą.Wczoraj zauważyłeś, iż mimo wysiłków Czernidła w walce jestem bardziej awanturnikiem niż szermierzem.- A teraz przypominam ci, że jest środek zimy.Do wiosny jeszcze daleko.Niewiele zdołam ci pomóc, zaledwie dam podstawy.Wyniki będą zależały wyłącznie od ciebie.Czy zdołasz do wiosny nauczyć się władania i Mocą i orężem?- Nie mogę niczego obiecać na pewno, ale zrobię co w mojej mocy.- Zaczniesz dzisiaj?- Dzisiaj? Dzisiaj muszę polować.Nie ośmielę się zaniedbać obowiązków, nawet z tak ważnego powodu.- Oba te przedsięwzięcia nie muszą się wzajemnie wykluczać.Zabierz mnie ze sobą.Patrzyłem na niego nic nie rozumiejąc, wreszcie pokiwałem głową.Sądziłem, że wstanie, ubierze się ciepło, weźmie miecz.A on tylko wyciągnął rękę i dotknął mojego przedramienia.Kiedy zalała mnie jego świadomość, instynktownie zacząłem się jej opierać.To było zupełnie inne uczucie niż w poprzednich wypadkach, gdy przebierał w moich myślach jak człowiek porządkujący papiery rozrzucone na biurku.Tym razem było to prawdziwe zajęcie umysłu.Nie przeżyłem takiej inwazji od czasu, gdy wdarł się we mnie Konsyliarz.Próbowałem się uwolnić, lecz książę trzymał mnie w żelaznym uścisku.Czas stanął w miejscu.“Musisz mi zaufać.Ufasz mi?”Stałem spocony i drżący, jak koń, który we własnym boksie ujrzał węża.“Nie wiem”.“Zastanów się” - poprosił.Wycofał się odrobinę.Nadal go czułem.Czekał.Nie dotykał moich myśli.Zastanawiałem się gorączkowo.Zbyt wiele rzeczy musiałbym zgrać.Musiałem mu zaufać, jeśli miałem się uwolnić od roli skrytobójcy.Dano mi szansę, by wszystkie tajemnice odeszły w przeszłość.Już nigdy bym nie zbywał Sikorki kłamliwym milczeniem.Musiałem wykorzystać tę szansę.Tylko jak miałem tego dokonać, a jednocześnie utrzymać w sekrecie więź łączącą mnie z wilkiem? Sięgnąłem ku Ślepunowi.“Nasza więź jest tajemnicą.Tak musi być.Dlatego dzisiaj muszę polować sam.Rozumiesz?”“Nie.To głupie i niebezpieczne.Będę tam, ale nie zobaczysz mnie ani nie wyczujesz”.- Co postanowiłeś? - zapytał książę na głos.Trzymał moją dłoń.Spojrzałem mu w oczy.Nie poganiał mnie.Tak samo mógłby zapytać małe dziecko, co wyrzeźbiło w drewnie.Zmartwiałem cały.Chciałbym zrzucić z siebie ciężar męczących sekretów, mieć na świecie jedną przyjazną duszę, która by wiedziała o mnie wszystko.“Przecież masz” - oburzył się Ślepun.Prawda.I nie mogłem go narażać na niebezpieczeństwo.- Ty także musisz mi zaufać, panie - rzekłem bardziej oficjalnie niż zwykle.Następca tronu patrzył na mnie w skupieniu.- Książę, panie mój, czy mi ufasz?- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]