[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elryk ponownie pomyślał o runicznym mieczu, ale czuł wyraźnie, że Zwiastun Burzy sam w sobie nie ingeruje w bieg wypadków, jedynym jego działaniem był dotąd samodzielny powrót do miejsca, w którym powinien się znaleźć w określonej chwili.Coś innego musiało blokować Chaosowi wstęp do tego świata.Może trzy siostry mają w tym swój udział? Albinos wiedział o nich tylko tyle, że posiadły skarby cenne i dla niego, i dla Gaynora, chyba żeby wziąć pod uwagę balladę Wheldrake’a, wytwór poetyckiej wyobraźni raczej niż źródło wiarygodnych informacji.Zresztą, czy te siostry w ogóle istnieją? A może w całości są wymysłem barda z Putney? Może wszyscy obecni gonią od dłuższego czasu jedynie za chimerą, czyli płodem romantycznej nadwrażliwości?- No dobrze, sir - powiedział Elryk podsycając dopiero co rozniecony ogień, jeszcze bowiem przed jego niespodziewanym przybyciem Phattowie zamierzali rozbić tu obóz -czy te twoje stare rymy są w stanie powiedzieć nam cokolwiek konkretnego o siostrach i miejscu ich pobytu?- Za pozwoleniem, sir, muszę zauważyć, że trochę je zmodyfikowałem, by uwzględnić ostatnio zdobyte wiadomości, niemniej przyznaję, że nie jestem wiarygodnym źródłem informacji, z wyjątkiem, oczywiście, spraw fundamentalnych.Jak większość poetów zresztą, sir.Jeśli zaś chodzi o Gaynora, trochę wieści o nim zebraliśmy, ale nic nie wiemy o panu Snare.Zastanawialiśmy się nawet, cóż mogło się z nim stać.- Poświęcił się - mruknął Elryk.- Najpewniej uratował mnie przy tym przed odczuciem wszystkich skutków rozbuchanej furii Ariocha.O ile mogę się czegoś domyślać, wyrzucił Ariocha z tego planu i sam przy tym zginął.- Straciłeś zatem sprzymierzeńca?- Tak.I wroga też straciłem, mistrzu Wheldrake.Na dodatek zgubiłem gdzieś cały rok w tym świecie.Nie mam też już patrona, rozstaliśmy się z Władcą Entropii, ale nie zamierzam z tego powodu lamentować.- Lecz Chaos wciąż nam zagraża - powiedział Fallogard.- Ten plan aż cuchnie Chaosem, który przymierza się doń jak drapieżnik, nim połknie ofiarę!- Czy to na nas Chaos ma taką chrapkę? - zainteresowała się Charion, ale wuj potrząsnął przecząco głową.-Nie o nas tu chodzi, dziecko.Najpewniej jesteśmy dlań nie bardziej istotni ni dokuczliwi niż pchła.Wie, że nie będzie miał z nas już pożytku, chętnie zatem pozbędzie się nas przy okazji.- Zakrył oczy ciężkimi powiekami.- Jego złość rośnie, czuję to.Jest i Gaynor.widzę go.woń.smak.Gaynor.czuję jego obecność.jedzie.dalej, dalej.Jest, jedzie i wciąż szuka trzech sióstr.I ma już blisko! Gaynor służy Chaosowi i sobie.Subtelna potęga.Chaos chce to mieć.Bez tego nigdy nie podbije w pełni planu.Siostry.wreszcie je wyczuwam.Szukają czegoś innego.Gaynora? Chaosu? Co to jest? Sprzymierzeńca? Szukają.nie Gaynora, jak sądzę.Ach! Znów Chaos, zakłóca tam mocno.Znów mgła.Niepewność.- Uniósł głowę i jak ktoś bliski utonięcia, ciężko złapał chłodne powietrze.Ostatecznie był jedynie żeglarzem na morzu sił psychicznych.- Gaynor pojechał ku górom na wschodzie - powiedział Elryk.- Czy siostry wciąż tam są?- Nie - odparł Fallogard, marszcząc brwi.- Już dawno opuściły Mynce i.czas, Gaynor zyskał na czasie, ktoś mu w tym pomógł.czy to pułapka? Co? Co takiego? Nie widzę go!- Musimy szybko zwinąć obóz - stwierdziła praktyczna jak zwykle Charion - i spróbować odnaleźć siostry przed Gaynorem.Jednak przede wszystkim rodzina.Kronopith tu jest.- W tym planie? - spytał Elryk.- W tym lub jakimś pobliskim, który akurat się z nim przenika.Odłamała kawałek kandyzowanego owocu i zaproponowało go Elrykowi, który jednak odmówił, nie mając ochoty na specjały ze świata, o którego kuchni Wheldrake stwierdził, że gorsza jest nawet niż w jego ojczyźnie.- Ciekawa jestem - dodała dziewczyna - czy ktokolwiek poza mną zdaje sobie sprawę z tego, w jak pozytywny sposób Gaynor podchodzi do istoty zła.Po czym zapatrzyła się w ogień, skrywając przed wszystkimi oczy.Nad ranem cicho spadł śnieg, skrywając skutecznie ślady stóp tak z dnia wczorajszego jak i ze ścieżki.Świat opanowały mróz i cisza.Poszukiwacze maszerowali przez puszczę trzymając namiar na wysoki brzeg urwiska przed nimi i usiłowali na podstawie wątłych promyków słońca odgadnąć kierunek swej wędrówki.Niemniej i tak nie wahali się podążać naprzód, jako że podstawowym ich drogowskazem był psychiczny trop tym wyraźniejszy, że świat ten zdawał się pozbawiony naturalnych mieszkańców.Przystanęli na krótki odpoczynek, głównie zresztą ze względu na starszą panią, która zapragnęła ciepłej herbaty ziołowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]