[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej nieco niechętna postawa wobec innych dzieci nie budziła mojego niepokoju, bowiem przypominała mi w tym mnie samą, kiedy byłam w jej wieku.Uważałam też, że dzieci nie należy zmuszać do zachowań, które dorośli uznają za “normalne”, bowiem może to tylko zrazić je i rozdrażnić.Udało mi się zresztą znaleźć płaszczyznę porozumienia z Bartare.Była przy tym, jak rozpakowywałam rejestrator, otrzymany od Lazka Volka, i odniosłam wrażenie, że ją zainteresował.Opowiedziałam jej o wielkiej bibliotece Volka i o mojej tam pracy.Powiedziałam też, iż mam nadzieję, że zdołam wzbogacić tę bibliotekę o ile uda mi się tutaj zdobyć materiał na tyle niezwykły, że będzie tego wart.Wyjaśniłam, że muszę dokonywać starannej selekcji, ponieważ ograniczała mnie liczba taśm, które mogłam wysłać.Sądzę, że jej zainteresowanie było udawane i miało na celu udobruchanie mnie - jeden z najstarszych forteli na świecie.Kiedy wystąpiła ze swoją propozycją ucieszyłam się jednak, że oto znalazłam coś, co pomoże mi nawiązać z nią lepszy kontakt.Poza tym naprawdę zaintrygowała mnie jej sugestia, żebyśmy odwiedziły ruiny, do których udał się na inspekcję jej ojciec przed owym tragicznym wypadkiem.Pomysł ten miał jednak małą szansę na realizację.Przede wszystkim, ruiny znajdowały się w głębi nie zamieszkanego terytorium, w sporej odległości od Tamlinu, co oznaczało konieczność nocowania poza domem, a wszystkie kwatery zajmowali pracujący tam archeolodzy.Wyjaśniłam to Bartare, która, chociaż sprawiała wrażanie zawiedzionej, zasugerowała, że bliżej miasta mogą znajdować się inne, godne uwagi miejsca.Tak dobrze - o wiele za dobrze, jak na dziecko - ukrywała swe prawdziwe zamiary, że nabrałam przekonania, iż chce tylko zobaczyć, jak zbieram materiały do biblioteki.I tak oto dryfowałam ku przeznaczeniu w oparach samozadowolenia.Guskę Zobak również otaczała mgła.Lecz jej stan, a przynajmniej tak się wówczas wydawało, był o wiele poważniejszy.Potrafiła tylko leżeć i drzemać.Jakakolwiek próba wyrwania jej z letargu kończyła się atakiem histerii.Po dwóch takich atakach lekarz poddał się.Jak długo pozostawała w półśnie (którego nie wywoływały już środki nasenne), tak długo była posłuszna i podatna na sugestie.Próba przebudzenia doprowadzała ją do stanu, który według lekarza zagrażał jej zdrowym zmysłom.W końcu przyznał, że nie potrafi jej pomóc, i że ten przypadek wymaga wiedzy i kuracji niedostępnych na Dylanie.Tak więc uznano, iż musimy odlecieć pierwszym statkiem, który będzie mógł zabrać nas z powrotem na Chalox.Kłopot polegał na tym, że żaden taki statek nie zawijał do portu, choć w miarę, jak mijały dni, co raz to jakiś frachtowiec czy transportowiec podchodził do lądowania w drodze ku innym portom przeznaczenia.Oomark był szczęśliwy w towarzystwie nowych przyjaciół.Zaczął też chodzić do szkoły przy kosmoporcie, gdzie szybko się zaaklimatyzował.Odnosiłam wrażenie, że jest bardziej beztroski niż kiedykolwiek przedtem.W domu bywał rzadko, spędzając większość czasu z kolegami, lecz uważałam to za rzecz zupełnie naturalną i korzystną dla niego.Towarzystwo rówieśników pozwalało mu bowiem nabrać pewności siebie i wyzwolić się spod dotychczasowej dominacji Bartare.A i dom, gdzie ze względu na Guskę musiała panować cisza i spokój, nie był odpowiednim miejscem dla małego i żywego chłopca.Bartare tak gwałtownie sprzeciwiała się pójściu do szkoły, że postanowiłam wziąć na siebie obowiązki jej nauczyciela, wiedząc, że tego właśnie chciałaby Guska.Dziewczynka miała bystry i chłonny umysł, taki, który najlepsze wyniki osiągał w samodzielnej pracy pod umiejętnym kierownictwem, nie zaś w narzuconym z góry systemie nauczania obowiązującym w normalnych szkołach.Nie potrafiłam jej polubić.Nieustannie odnosiłam wrażenie, że Bartare ledwie toleruje, niekiedy ze zniecierpliwieniem, tych, którzy ją otaczają.Lecz szanowałam jej zdolności.A kiedy przekonałam się, że nie przejawia już chęci do ekscentrycznych zabaw, poczułam się przy niej o wiele swobodniej.Nie ustawała w staraniach, by znaleźć dla mnie coś, co mogłabym zarejestrować z przeznaczeniem dla zbiorów Volka, i często wracała do tego tematu, co rusz to proponując coś nowego.W końcu, może dlatego, że byłam zmęczona i nieco zawstydzona ciągłym odrzucaniem jej przedstawianych z entuzjazmem pomysłów, zgodziłam się poświęcić trochę taśmy na zapis wizyty u ługraanów.Kiedy odkryto Dylana, stwierdzono, że duże zwierzęta spotyka się na tej planecie zadziwiająco rzadko, a jeden z raportów Zwiadu sugerował nieśmiało, że zostały one rozmyślnie wytępione w odległej przeszłości.Stąd też gościom pokazywano zawsze tych kilka okolic, gdzie żyła rodzima fauna.Jedną z nich było miejsce, które dzieci upodobały sobie na urządzanie pikników - Dolina Ługraanów.Same natomiast ługraany zbijały z tropu i wprawiały w zakłopotanie badających je naukowców.Przede wszystkim, każda próba przetransportowania któregoś z tych stworzeń poza obręb doliny kończyła się jego śmiercią.Próby ustalenia, co powodowało taki stan rzeczy, spełzły na niczym, bowiem w ciałach nigdy nie wykryto żadnych zmian, nawet jeśli sekcje przeprowadzano po kilku minutach.Wydano zatem zakaz zbliżania się do ługraanów.Można je było natomiast obserwować ze skalnych półek ciągnących się nad ich siedzibami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]