Home HomeChoroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grądzkiego(27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 2Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy(60) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Pasażer Von Stuebena(25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 2Louis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de BergeracSalinger Jerome.DawClarke Arthur C Tajemnica Ramy (SCAN dal 1137)Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.1Az milosc nas uniesie Courtney Cole
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Tym bardziej, że przydomek „Jaksa” był rzeczywiście dość popularny w Polsce; niedawno oglądałem koło Piotrkowa ruiny gniazda rodu Jaksów-Bykowskich.Był Jaksa-Bykowski, czemuż nie miałby być Jaksa-Czernichowski?A jednak stare rozprawy dotyczące historii Syberii podają, że nazwa „Jaksa” jest wcześniejsza, starsza od nazwy „Ałbazin”.A więc nie mogła być nadana przez Czernichowskiego.Ongiś grodek nad Amurem zwał się „Jaksa” i pod takim mianem figuruje w kronikach chińskich.Przed przybyciem Chabarowa rządził grodkiem daurski kniaź Ałbaza.Nie znając chińskiej nazwy, Rosjanie ochrzcili grodek – Ałbazinem.I to miano przetrwało do czasów dzisiejszych.Powołuje się Dubiecki na prymasa Łubieńskiego.Ale na próżno szukałem u niego choćby najmniejszej wzmianki o daurskim grodku „Jaksa”.Na mapie załączonej do książki szacownego prymasa widnieje wyraźnie – „Ałbazin”.A więc Ałbazin czy Jaksa?– Amur! Oto Amur! – trąca mnie łokciem mój towarzysz podróży.Przysuwamy twarze do okienka.Samolot płynie w czystym, bezchmurnym przestworzu.Leci dość nisko – pod nami szeroka płaszczyzna o barwach: żółtej, brązowej, szarej i czarnej.Tysiące jeziorek większych i mniejszych, kilka splatających się z sobą wstęg.Rozlewisko Amuru zdaje się ciągnąć dziesiątki kilometrów, nie uregulowana rzeka włada na wielkiej równinie, dwa razy do roku zamieniającej się jakby w jedno wielkie morze.Samolot zniża się coraz bardziej, zatacza wielki łuk.Na chwileczkę majaczy w kąciku okienka skrawek wielkiego miasta, a potem lądowanie.Koniec długiej, dwunastogodzinnej podróży.Na dworze jest ciepło.O wiele cieplej niż w Omsku czy w Irkucku.Bliskość Morza Japońskiego i Pacyfiku łagodzi klimat.Świeci słońce i gdy po betonowym lotnisku wędruję na dworzec, tuż za ogrodzeniem dostrzegam drzewa okryte złotymi liśćmi.Z dworca lotniczego wychodzi mi naprzeciw niski, w średnim wieku mężczyzna o bardzo ujmującym uśmiechu.Może wyróżnił mnie wśród pasażerów samolotu kusy płaszczyk z lodenu? Mężczyzna poznaje mnie nieomylnie, pyta jednak o nazwisko.Witamy się serdecznie.To Andrzej Priszwin, chabarowski pisarz, znany polskim czytelnikom z książki Na brzegach Zei.Jest kuzynem owego sławnego i bardzo interesującego pisarza Mikołaja Priszwina, autora tylu wspaniałych, książek o Dalekim Wschodzie.Sadowimy się w malutkim moskwiczu, którego Priszwin prowadzi z dużą wprawą.Z lotniska do miasta jest 8 kilometrów.Priszwin wypytuje mnie o temat, który mnie przywiódł aż w te dalekie strony.„Tu jest już koniec naszego globu” – mówi ze swym miłym uśmiechem.I widać od razu że jest zakochany w tym „końcu globu”, że tego kraju „daleko od Moskwy” nie zamieniłby na żaden inny.Wjeżdżamy w szerokie nowoczesne ulice, zabudowane ładnymi blokami mieszkalnymi.Gdzież jest to drewniane miasteczko parterowych domków, które przed czterdziestu laty oglądał mój krewny, budujący tu kolej żelazną?Zatrzymujemy się na dużym, okrągłym placu.Andrzej Priszwin zachęcającym gestem zaprasza do wyjścia z samochodu.Stoimy przed wysokim pomnikiem.Na cokole, w nieco niedbałej pozie tkwi wysoki mężczyzna w szubie i kozackiej papasze.– To Jerofiej Pawłowicz Chabarow – mówi Priszwin.I dodaje: – Nie wie, biedak, że przyjechaliście, aby uszczknąć mu jego mołojeckiej sławy.Potem gościnny pisarz zawozi mnie do hotelu „Daleki Wschód”, gdzie czeka już na mnie pokój.Priszwin żegna mnie, radzi wypocząć po podróży.Zniosłem ją raczej źle, mam podkrążone oczy, jestem blady i senny.Wyjmuję z walizki swoje rzeczy i rozwieszam je w szafie.Dzwoni telefon.To redakcja miesięcznika Daleki Wschód zaprasza mnie na jutrzejszy dzień.Budzę się o drugiej w nocy i mimo usiłowań nie potrafię zasnąć.W Chabarowsku wskazówki zegarka przesunąłem o siedem godzin.Ale przyzwyczajeń organizmu nie można równie łatwo odmienić.Wiercę się na łóżku, wreszcie zapalam światło.Aż do rana piszę listy.ROZDZIAŁ TRZYNASTY„DALEKI WSCHÓD” · OKROPNE BÓSTWA W SUKACZI-ALAN · TRZY SŁOŃCA · NOC NA STATKU · STRACH · TAJEMNICZY SZAMAN · DRUGA WYPRAWA CHABAROWA · WAROWNIA AŁBAZIŃSKA · GROŹBA MANDŻURSKICH WOJSK · NIEPOKOJĄCE OCZY SZAMANA · KORZEŃ MANDRAGORY · ZEMSTAPrzedpołudnie następnego dnia spędziłem w redakcji miesięcznika Daleki Wschód.Poznałem naczelnego redaktora Aleksandra Rogala – wielkiego, trochę kulejącego mężczyznę.Rozmowa z nim sprawiła mi dużą przyjemność.Okazał się człowiekiem zakochanym w przyrodzie swego kraju.Na krańcu Euroazji, jak kwoka kurczęciem, opiekuje się każdym talentem literackim, pozwala mu zabłysnąć tak, że widać go w całej Rosji.Jak mi mówiono, dał możność zadebiutowania czterdziestu znanym dziś pisarzom rosyjskim.Miesięcznik Daleki Wschód jest odskocznią dla młodych talentów, jest pierwszym szczeblem na rosyjski parnas[41].Było w tym coś ujmującego, gdy redaktor Rogal radził mi machnąć ręką na dysputy z historykami i wypuścić się w nową podróż – na poznanie piękna Amuru.Natychmiast zresztą podniósł słuchawkę telefoniczną i wywiedział się o statki odpływające z Chabarowska w dół rzeki.Opuszczając redakcję miałem już bilet na statek.Pośpiech ten okazał się bardzo potrzebny.Z Błagowieszczeńska sygnalizowano o nadpłynięciu kry.Statek, którym odjechałem w dół Amuru – był jednym z ostatnich w tym roku.– Musicie najpierw zobaczyć nasz kraj, Amur jest przepiękny.Wielka, nieujarzmiona rzeka.Ach, gdyby to było lato, wypuścilibyśmy się razem w podróż.Nie, nie statkiem.Malutką łódeczką.Podobał mi się ten jego nieugaszony niczym zachwyt.Mam słabość do ludzi, którzy umieją widzieć piękno swego kraju.Po południu poszedłem na brzeg Amuru.Główna arteria Chabarowska – ulica Karola Marksa – kończy się okrągłym placem.Dalej jest duży park, po stoku wzgórza zbiegający do rzeki.Jest ona tutaj bardzo szeroka, pod Chabarowskiem wlewa się do Amuru potężna Ussuri, a jeszcze wyżej – mandżurska rzeka Sungari.Płynące z gór wody Szyłki są jasne i czyste.Lecz mętny i żółty jest nurt rzek spływających z krainy Mandżu.Dlatego wody Amuru wydają się ciemne, a gdy pada na nie słońce – są czarne.Amur nazywają Czarną Rzeką.W wietrzne dni wzdymają się na rzece fale tak duże, jak na morzu i niosą do brzegu białe grzywy piany.W okresie wojny aż do Chabarowska wpływały z oceanu wielkie statki, bo Amur jest nie tylko szeroki; jego wody mają dużą głębię – nazywają więc Amur niezbrodzonyrn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •