Home HomeLouis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de BergeracDoyle Arthur Conan Przygody Sherlocka HolmesaNienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana SamochodConan Doyle A. Przygody Sherlocka HolmesaConan Doyle A. Przygody Sherlocka Holmesa (2)Defoe D. Przygody Robinsona Kruzoe (2)Gottfried A Burger Przygody MunchausenaAndre Norton Klucz spoza czasu (2)Elliott Kate Korona Gwiazd 4 Dziecko płomieniaLacy K. Ford Deliver Us from Evil, The Slave
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mostlysunny.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .W tej chwili ukazał się parobek jakiś, który dwa muły prowadził, pług wlokące po ziemi. Przyjacielu  zwrócił się doń Don Kichot  czy nie moglibyście nam wskazać pałacunajwspanialszej księżniczki, pani Dulcynei z Toboso? Nie mógłbym  odparł parobek  bo jestem, wasza odświętność, nietutejszy i od paru dnizaledwie wynająłem się gospodarzowi do robót w polu.Ale nie słyszałem, żeby w Tobosomieszkała jakaś księżniczka.I popędził muły w stronę szarzejącego pola.Sanczo Pansa, coraz bardziej obawiając się, że wnet zdemaskowane zostanie jegokłamstwo, jakoby w samej rzeczy odwiedził, kiedy został do niej wysłany, Dulcyneę zToboso, wysilał tymczasem cichcem całą swoją pomysłowość i wymyślił w końcu taki otowykręt, na krótką metę: że najwłaściwiej będzie, jeśli Don Kichot poczeka w ukryciu, on zaśposzuka tymczasem zagubionego domu Dulcynei, dotrze przed jej oblicze i zapowie swojegopana.Dopiero gdy dama wyznaczy czas i miejsce spotkania, Sanczo zawiadomi go o tym izaprowadzi już bez błądzenia.Rycerzowi propozycja giermka wydała się wcale rozsądna izgodna z dobrymi obyczajami.Oddalili się więc jakieś dwie mile od wioski, tam Don Kichotzaszył się w gaju i czekał, a Sanczo znów zawrócił do miasta.Zostawmy Don Kichota samemu sobie i pójdzmy za Sanczem Pansą, ponieważ to od niegobędą zależały tym razem dalsze wydarzenia opowieści tu powtórzonej.Opuściwszy swojegopana, mędrek nasz nie przestał się, oczywiście, głowić nad wybrnięciem bez szwanku zsytuacji dość niefortunnej; bo poprzednia propozycja zaledwie odwlokła sprawę; ale jak jąostatecznie rozplątać? Czy obwieścić może Don Kichotowi, że pani jego serca wyjechała wdaleką podróż albo wręcz pożegnała ten smętny padół? Nie, niedobra to myśl  nie wiadomo,czy, zrozpaczony, w szał nie wpadnie jeszcze większy niż dotąd i nie zrobi czegoś, co wnajgorszy sposób na obydwu się skrupi; cóż więc czynić, zaiste? I tu Sancza Pansę olśniłnowy pomysł, który jeszcze nie tak dawno ani w głowie by mu nie postał; po tym jednak, jakniechcący terminował w szkole takich mistrzów, jak proboszcz i balwierz, przyjacieleDonkichotowi, dziwne byłoby, odwrotnie, gdyby nie zaraził się od nich tą szczególnąpomysłowością, zmierzającą do podsuwania pragnącemu się łudzić coraz nowych złudzeń,fantaście  coraz bajeczniejszych fantazji, marzycielowi  coraz zuchwalej sfałszowanychobrazów jego marzenia.Niestety! Lubię Sancza Pansę, ale to, co zamierza zrobić, nie podobami się zupełnie; nie przekonam go zaś, aby tego nie robił, bo na własnej skórze zależy muprzecież najbardziej.Odjechawszy tyle tylko, żeby go Don Kichot nie widział, chytrusek zeskoczył z osła irozłożył się pod drzewem na czas taki, by można było uwierzyć, że dojechał i powrócił zToboso.Odpoczynek mu się nie dłużył, bo Sanczo Pansa nie należał do ludzi, którymkiedykolwiek dłuży się odpoczynek; a gdy czas przewidziany, jego zdaniem, upłynął, wstał,przeciągnął się i zerknął w stronę Toboso.Miał szczęście, na które zresztą liczył: ze strony, wktórą spoglądał, jechały drogą trzy wieśniaczki na trzech oślicach.Spiesznie dosiadł swojegoosła i kłusem popędził do Don Kichota.Rycerz wzdychał miłośnie w lasku, gdzie go byłzostawił, ale nie walił głową o skały, może dlatego, że tu skał nie było, drzewa jednak były, ao drzewa także nie walił głową. Jakie nowiny przynosisz?  zapytał niespokojnie Don Kichot. Zpieszcie się, panie!  wykrzyknął w odpowiedzi Sanczo. Nadjeżdża! Już nadjeżdża!Musicie wyjechać naprzeciw, by ją spotkać pośrodku drogi!122  Kogo spotkać?  zamierającym głosem zapytał Don Kichot. Jak to kogo ? Naszą panią Dulcyneę z dwiema dworkami.Jadą tu do was, wszystkie trzyzłociste i jedwabiste, perłowe i brylantowe, utrefione i wypachnione! A jakie mają rumaki!Jakie siodła! Jakie strzemiona! A więc jedzmy prędzej, Sanczo  zawołał Don Kichot, spinając Rosynanta ostrogą. Wnagrodę za tę nowinę, oprócz wyspy i trzech osiołków, które masz już u mnie, dostaniesz trzyzrebięta z mojej stajni, naturalnie wówczas dopiero, gdy ozrebią się moje klacze.Kiedy wyjechali na drogę, trzy wieśniaczki na swoich oślicach były już bardzo blisko, anikogo więcej na całej drodze nie było widać.Zakłopotany Don Kichot zapytał giermka,gdzie też pozostawił damy, których przyjazd mu zapowiedział. Jak to gdzie ? Nie powiecie chyba, wasza uroczystość, że nie widzicie zbliżającej się wblasku pani Dulcynei z dwiema dworkami! Widzę jedynie trzy wieśniaczki na trzech oślicach. Boże!  przeraził się Sanczo. Więc ten czarownik obrzydliwy znowu ściga mojegopana i najcudowniejszy obraz, na jaki zasłużyły jego szlachetne oczy, zmienia w samąnieważność i pospolitość! Błagam was, panie, wysilcie się trochę, przetrzyjcie oczy idojrzyjcie w pełnej krasie słodką panią waszego serca!Co powiedziawszy, zsiadł z kłapoucha, za uzdę chwycił oślicę środkowej baby i padającprzed nią na kolana, wyrzekł z emfazą: Księżniczko, królowo i cesarzowo piękności! Oto rycerz w was zadurzony, onieśmielonyi bez tchu od waszej urody, Don Kichot z La Manczy, a jam, jak wiecie, bo przedstawiałemsię już parę razy, jego wierny giermek, Sanczo Pansa, czyli, można powiedzieć, sługa sługiwaszego:Don Kichotowi nie pozostawało nic innego, jak runąć na kolana obok Sancza; wpatrywałsię przy tym nieprzytomnym wzrokiem w tę, którą Sanczo tak kwieciście wysławiał, idostrzegał zwykłą wieśniaczkę, o szerokiej twarzy i płaskim nosie; ale sam przed sobą nieśmiał już się przyznać do takiego omamu zmysłów.Tymczasem zniecierpliwiona kobieta wydarła Sanczowi uzdę swojej oślicy i wrzasnęła: Wynocha, bo jak cię zamaluję! %7łartów się tym panom zachciało!  zawtórowała jej druga. Jak zawołam mojegochłopa, to ich nauczy! Z drogi, no!  i trzecia najechała oślicą na klęczącego rycerza. O, jak srodze prześladuje mnie los  westchnął Don Kichot. Nawet tego mi nieoszczędził, że spotykając wreszcie panią mojego serca, moje szczęście najwyższe, przedmiotuwielbienia najgorliwszego, koronę wszystkich wartości świata, oczy bielmem mam zakryte iuszy głuche, i to, co zdaję się dostrzegać i słyszeć, szpetne jest i odpychające, jak zarządziłzłośliwy czarownik Freston, nieodmienny mój prześladowca!W tej chwili oślica rzekomej Dulcynei wierzgnęła, może wystraszona kopią i całą postaciąDon Kichota, a może z innej przyczyny, i zwaliła swoją panią na ziemię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •