Home HomeCrichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)Norton Adre Mroczny muzykantCrichton Michael Norton N22 (2)Norton N22 Michael Crichton (2)Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141) (2)Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasuSimak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141) (3)Stephen W. Hawking Krotka Historia Czasu (2)Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (3)Crichton Michael Linia Czasu (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Ross utknął między dwoma niewidocznymi filarami, skąd nie mógł się wydostać, chociaż natężał wszystkie siły.Wzmagało się wzdłużne kołysanie.Wspominając dwa statki roztrzaskane na ra­fie, Ross zastanawiał się, czy podobny los nie spotka ich okrętu.Co prawda tamtą katastrofę spowodował sztorm, a dzisiaj noc była spokojna, a morze gładkie.Chyba że.Wystawiony na wstrząsy, zaczął wreszcie myśleć logicznie.Chyba że Foanna dysponowali przy morskich wrotach jakimiś środkami obrony i teraz ich użyli.Delfiny.Co wpłynęło na zachowanie Tauy i Tino-rau? Jeśli Tułacze nie panowali nad swoim okrętem, można byłoby spróbować ucieczki.- Loketh! - Ross odważył się zawołać głośniej niż przedtem.- Loketh! - Szamotał się ze schnącymi sznurami, które opinały go od ramion po pas.Wciąż trzymały mocno.Na pokładzie tymczasem rósł hałas.Marynarze odzyskiwali chyba panowanie nad jednostką.Ziemianin usłyszał trudne do zi­dentyfikowania dźwięki i nagle statek przestał się szaleńczo koły­sać.Loketh jęknął boleśnie.Ross odniósł wrażenie, że wypływają znowu na pełne morze.- Loketh! - Potrzebował informacji, koniecznie musiał je zdo­być.Nieznajomość wydarzeń na górze bardzo mu dokuczała.Je­żeli zostali uwięzieni na statku opuszczającym wyspę.Świado­mość związanego z tym niebezpieczeństwa pobudziła Rossa do kolejnych zapasów z więzami, po których osunął się, dysząc z wy­czerpania.- Rosss? - Tylko Hawaikańczyk mógł wymówić jego imię z ta­kim sykiem.- Tutaj! To ty, Loketh? - Oczywiście, a któżby inny, pomyślał Ross.- Jestem tutaj.- Tubylec mówił dziwnie słabym głosem, jak człowiek trawiony ciężką chorobą.- Co się z tobą stało? - zapytał Ross.- Ogień.Ogień w mojej głowie.Zżera.zżera.- Mię­dzy słowami zapadała długa cisza.Ziemianin słuchał tego ze zdziwieniem.Co za ogień? Loketh został zapewne potraktowany jeszcze bardziej bezceremonialnie niż on sam.A do tego dziwna reakcja statku.I delfiny.O jakim ogniu mówi Loketh?- Ja niczego nie czułem.- Powiedział to bardziej do siebie niż do Hawaikańczyka.- Nic nie płonęło w twojej głowie? Więc nie mogłeś myśleć.- Nie.- To chyba magia ludu Foanna.Ogień zżera człowieka, zżera go w całości!Karara! Ross wrócił myślami do chwili, kiedy delfiny wydawały się wpadać w szał.Karara krzyknęła wtedy coś o Foanna.A zatem nieznaną siłę wyczuły zwierzęta, Karara, a także Loketh.A dlaczego nie Ross Murdock?Karara miała dodatkowy, trudny do zdefiniowania zmysł umoż­liwiający jej komunikację z delfinami, które z kolei potrafiły czy­tać w umyśle Loketha.Tylko Ross nie umiał porozumiewać się tym sposobem.Z początku świadomość tego faktu wywoływała w nim uczu­cie wstydu i zagubienia.Upokarzał go brak tego, co dostępne było innym: subtelnej mocy oddzielonej od zdolności ciała i części umy­słu.Cierpiał nawet wtedy, gdy był zmuszony do używania analiza­tora zamiast zmysłów, jakie mieli tamci.Czuł się upośledzony, od­rzucony na margines.Nagle się roześmiał.W porządku, czasem nawet nieczułość może być dobrą ochroną jak teraz, przy morskich wrotach.A je­śli jego niedostatek okaże się również bronią? Nie czuł się oszo­łomiony jak dwoje jego towarzyszy.Gdyby nie to, że wpadli w ręce piratów, zanim Loketh i Karara zostali na pewien czas pozbawie­ni dodatkowego zmysłu, może byłby teraz panem tego okrętu.Już się nie śmiał, tylko rozmyślał z goryczą o tym, co się stało.W końcu się otrząsnął.Potem będzie czas na analizę całego zda­rzenia.Coś zaskrzypiało mu nad głową; prawdopodobnie otwierano klapę luku.Blask zalał snopem światła jego zaciszny zakątek.Jakaś postać przeskoczyła na boczną drabinkę, zeszła na dół i sta­nęła w rozkroku nad Rossem, przystosowując się do kołysania okrętu z łatwością nabytą w czasie długich morskich podróży.Ross spojrzał w twarz pierwszego przedstawiciela trzeciego odłamu hawaikańskiego trójkąta władzy - Tułacza.Marynarz był wysoki, szerszy w barach i ramionach niż miesz­kańcy lądu.Nosił giętką zbroję na tutejszą żołnierską modłę, po­wleczoną farbą o perłowym odcieniu, w którym opalizowały wie­lobarwne pasemka.Na łysej głowie, od karku do czoła, widniała szeroka, pokryta żelaznymi łuskami opaska.Podtrzymywała naje­żony ostrymi zębami grzebień, przypominający postawioną płe­twę grzbietową jakiejś ziemskiej ryby.Tułacz wyglądał zdecydowanie groźnie, gdy tak stał z pię­ściami opartymi na biodrach.Jego postawa sugerowała, że jest kapitanem statku.Ciemne oczy z ciekawością oglądały Rossa.Padające z pokładu światło skupiało się dokładnie na Ziemiani­nie; wydobywało z mroku każdy szczegół jego postaci.Ross miał ochotę zmrużyć oczy, ale odpowiadał spojrzeniem na spojrzenie, pewnością siebie na piracką butę.W przeszłości niejeden poszukiwacz przygód na Ziemi ocalił życie wyłącznie dlatego, że silne nerwy i samozaparcie pozwoliły mu opanować strach w obliczu prześladowcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •