[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak dokładne badanie nie ujawniło żadnych tajnych run czy znaków, mogących świadczyć o jego właściwościach.Nie znalazłszy nic niezwykłego w lustrze, Drizzt ostrożnie podszedł i stanął przed nim.Nagle w lustrze zaczęła wirować różowa mgła, ukazując trójwymiarową przestrzeń zawartą w płaszczyźnie szkła.Drizzt odskoczył w bok, bardziej zaciekawiony, niż przestraszony i przyglądał się rozgrywającej się scenie.Mgła zgęstniała i nabrzmiała, jakby barwiona jakimś ukrytym ogniem.Nagle jej środek wybuchł grzybem i otworzył się w wyraźny obraz twarzy mężczyzny: wychudzone, puste wyobrażenie, malowane w manierze niektórych miast południa.- Dlaczego mnie niepokoisz? - zapytała twarz w pustym pokoju przed lustrem.Drizzt cofnął się znów o krok w bok, dalej od linii wzroku zjawy.Stwierdził, że patrzy na tajemniczego maga, lecz uzmysłowił sobie, że jego przyjaciele zrobili zbyt wiele, aby podjął tę grę tak nierozważnie.- Stań przede mną, Biggrinie! - rozkazała zjawa.Odczekała kilka chwil, warcząc niecierpliwie i stając się coraz bardziej napięta.- Kiedy stwierdzę, który z twoich idiotów nierozważnie mnie wezwał, zapewne zamienię cię w królika i każę rzucić cię na pożarcie wilkom! - Wrzasnęło dziko wyobrażenie.Lustro rozbłysło nagle i powróciło do normy.Drizzt podrapał się w podbródek i zastanowił się, czy jest tu coś więcej do zrobienia, czy odkrycia.Zdecydował, że w tej chwili ryzyko byłoby zbyt wielkie.* * * * *Gdy Drizzt wrócił do legowiska, znalazł Wulfgara siedzącego z Guenhwyvar w głównym przejściu, o kilka jardów tylko od zamkniętych na sztabę frontowych drzwi.Barbarzyńca głaskał umięśnione barki i szyję kota.- Widzę, że Guenhwyvar zdobyła twoją przyjaźń - powiedział Drizzt, gdy podszedł do nich.Wulfgar uśmiechnął się.- Doskonały sprzymierzeniec - powiedział pieszcząc zwierzę.- I prawdziwy wojownik! - Chciał wstać, lecz został potężnie rzucony znów na podłogę.Legowiskiem zatrzęsła eksplozja, jakby pocisk z balisty uderzył w ciężkie drzwi, roztrzaskując ich drewnianą zasuwę i wdmuchując je do środka.Jedne z drzwi rozszczepiły się na połowy, z drugich zostały oddarte górne zawiasy, pozostawiając je zwisające niezgrabnie na wykrzywionych dolnych zawiasach.Drizzt wyciągnął swój jatagan i gdy barbarzyńca usiłował odzyskać równowagę stanął nad Wulfgarem w pozycji obronnej.Przez wiszące drzwi wskoczył nagle brodaty wojownik, okrągła tarcza ze znakiem kufla pieniącego się piwa kołysała się na jednym z jego ramion, a pozaginany i zakrwawiony topór bojowy balansował na drugim.- Wyjdź i stań, olbrzymie! - zawołał Bruenor, waląc swym toporem w tarczę, zupełnie jakby jego klan nie narobił już wcześniej wystarczająco dużo hałasu, aby obudzić legowisko.- Uspokój się, dziki krasnoludzie - roześmiał się Drizzt.- Wszystkie verbeegi są martwe.Bruenor zauważył swych przyjaciół i wskoczył do tunelu, za nim poszła reszta awanturniczego klanu.- Wszyscy martwi! - krzyknął krasnolud.- Niech cię diabli, elfie! Wiedziałem, że całą zabawę zachowasz dla siebie!- Co z posiłkami? - zapytał Wulfgar.Bruenor roześmiał się złośliwie.- Trochę wiary, dobrze, chłopcze? Są zwaleni do wspólnej dziury, choć ich pochówek jest zbyt godny, jak dla nich, jak mówię! Pozostał przy życiu tylko jeden, żałosny ork, który będzie oddychał tak długo, jak długo będzie poruszał swym śmierdzącym językiem!Po epizodzie z lustrem Drizzt był bardziej niż trochę zainteresowany przesłuchaniem orka.- Przesłuchałeś go? - zapytał Bruenora.- Och, milczy, jak do teraz - odparł krasnolud.- Mam jednak kilka sposobów na to, żeby zaczął kwiczeć!Drizzt wiedział lepiej.Orki nie były lojalnymi stworzeniami, lecz pod czarem maga, tortury zwykle nie były zbyt przydatne.Potrzebowali czegoś, co mogłoby przeciwstawić się magii, a Drizzt miał pomysł co mogłoby zadziałać.- Idź po Regisa - polecił Bruenorowi.- Halfling może zrobić tak, że ork powie nam wszystko, co chcemy wiedzieć.- Tortury byłyby zabawniejsze - poskarżył się Bruenor, lecz on także wiedział, że rada drowa jest mądra.Był ciekaw i zmartwiony tym, dlaczego tak wielu olbrzymów współpracowało ze sobą.A teraz, z orkami przy boku.* * * * *Drizzt i Wulfgar siedzieli w dalszym rogu małego pokoju, tak daleko od Bruenora i dwu innych krasnoludów, jak tylko mogli.Jeden z oddziałów Bruenora wrócił z Lonelywood z Regisem tej samej nocy i, mimo że wszyscy byli wyczerpani marszem i walką, to byli zbyt wystraszeni domniemanymi informacjami, aby spokojnie spać.Regis i jeniec ork przeszli do sąsiedniego pokoju na prywatną rozmowę z miejsca, gdy tylko halfling przy pomocy swego rubinowego wisiorka uzyskał kontrolę nad jeńcem.Bruenor zajął się przygotowywaniem nowego przepisu na pieczeń z mózgów olbrzymów - gotując nieszczęsne, śmierdzące ingrediencje w czaszce verbeega.- Użyj ich głów! - argumentował w odpowiedzi na wyraz obrzydzenia Drizzta i Wulfgara.- Całe podwórze gęsi smakuje lepiej niż coś, co nie używa mięśni.To samo należy sądzić o mózgach olbrzymów.Drizzt i Wulfgar nie sądzili tak.Nie chcieli opuścić pola i stracić czegoś, co Regis mógł powiedzieć, skulili się więc w najdalszym kącie pokoju, zatopieni w prywatnej rozmowie.Bruenor wyciągnął się, aby lepiej ich słyszeć, gdyż mówili o czymś, co go bardzo interesowało.- Pół ostatniego do kuchni, a pół dla kota - nalegał Wulfgar.- A ty tylko weźmiesz połowę - odparł Drizzt.- Zgadza się - powiedział Wulfgar.- Rozdzielimy tego w hollu, a Biggrina damy pośrodku? Drizzt pokiwał głową.- Potem wszystkie połowy, które pokonaliśmy wspólnie, dodaj do siebie, a będzie dziesięć i pół dla mnie i dziesięć i pół dla ciebie.- I cztery dla kota - dodał Drizzt.- Dobra walka, przyjacielu.Jak dotąd trzymałeś się, lecz czuję, że przed nami jest jeszcze więcej walk i moje doświadczenie w końcu zwycięży z twoją siłą!- Starzejesz się, dobry elfie - powiedział Wulfgar, opierając się o ścianę.Jasność zadowolenia z siebie przebijała się przez jego blond brodę.- Zobaczymy, zobaczymy.Bruenor także się uśmiechnął, z powodu tak pozytywnego współzawodnictwa między jego przyjaciółmi, jak ł z powodu wzrastającej dumy z młodego barbarzyńcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]