[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było na niej wydrukowane tylko jedno zdanie: “Ocenzurowana prasa wywiera demoralizujący wpływ.cenzura zabija ducha obywatelskiego”.Pardoe spojrzał znów na Rosjanina.- Jak to napytać sobie biedy? Przez coś takiego? - spytał niewinnym tonem.- Cholera, Pardoe, nie udawaj idioty.Znasz zasady gry tak samo dobrze jak ja - odparł Pietrow z irytacją.- Może znam je nawet lepiej niż pan - odrzekł Anglik.- A cóż to ma znaczyć?- To nie ja wymyśliłem te słowa.To jest cytat właśnie z faceta, który ułożył zasady gry.- Przestań się ze mną bawić, Pardoe - Pietrow wyciągnął rękę i zerwał kartkę ze ściany, a potem przedarł ją dwukrotnie na pół, rzucając kawałki w stronę kosza na śmieci.Pardoe westchnął i uśmiechnął się krzywo.- Gdyby był tu z panem któryś z waszych specjalistów od ideologii, to nie ja, lecz pan musiałby się tłumaczyć, Pietrow.- Co jest z tobą, Pardoe? Skąd ta agresja? - Pietrow był autentycznie zaskoczony.- Czy pan wie, kto powiedział te słowa?- Gówno mnie obchodzi, kto je powiedział.- Szkoda.To cytat z Karola Marksa.- Żartujesz chyba.- Stawiam swoją miesięczną pensję przeciwko pańskiej, że nie żartuję, przyjacielu.Niech pan spyta któregoś z waszych specjalistów od Marksa.To nie żaden żart, to tylko dowód, że to, co zawsze o was mówili, było prawdą.- A cóż takiego mówili, jeśli można wiedzieć?Pardoe zaczerpnął głęboko powietrza i przez sekundę zastanawiał się, czy Rubikon był prawdziwą rzeką, czy tylko mityczną.- Mówili, że wy tam na Kremlu nie jesteście ani marksistami, ani komunistami, tylko po prostu bandą łajdaków, która dorwała się do władzy.Przez kilka chwil Pietrow stał w milczeniu, a potem ściszając głos zapytał:- Czy coś ci się stało, Pardoe? Jesteś może chory?Pardoe wstał i trzęsącymi się rękami wyciągnął kartkę z maszyny.Potem odwrócił się i spojrzał Rosjaninowi prosto w oczy.- Dwie noce temu szlachetni rycerze z pańskiej Armii Czerwonej zgwałcili moją matkę i siostrę.Nie w tym samym domu, nawet nie w tej samej dzielnicy.Matka zmarła na atak serca dziś rano.Z tego, co wiem, to samo spotkało setki kobiet w całym kraju.Spuściliście ich ze smyczy na nasze kobiety, Pietrow, i Bóg świadkiem, że pożałujecie tego - po twarzy Pardoe spływały powoli łzy.- To może potrwać lata, Pietrow, ale zemścimy się, możesz być tego pewien.To już koniec z wami! Pokazaliście, kim naprawdę jesteście, barbarzyńcy, dzikusy, zwierzęta!Na oczach stojącego bez ruchu Rosjanina Pardoe chwycił maszynę do pisania i rąbnął nią o ziemię, po czym wyszedł z pokoju.Pietrow sięgnął po słuchawkę wewnętrznego telefonu, zawahał się chwilę, a potem cofnął rękę.Kiedy o drugiej nad ranem na Alma Street w Chiswick niespodziewanie włączono prąd, obudziło się kilka mających lekki sen osób.Większość z tych ludzi wyrwało ze snu światło, które zapomnieli zgasić wieczorem, jedną z rodzin obudziło nie wyłączone radio, samotnie mieszkającego mężczyznę odkurzacz, który również nie został wyłączony, kiedy jak zwykle zamknięto dopływ energii o jedenastej wieczorem.Dziesięć minut później wszyscy oni byli z powrotem w łóżkach, próbując ponownie zasnąć.O drugiej trzydzieści w Alma Street wjechał czarny Fiat.Samochód jechał powoli wzdłuż ulicy zabudowanej jednakowymi domami z tarasami na piętrze.W środku siedziało czterech mężczyzn.Kiedy mijali numer 27, jeden z nich kazał kierowcy zatrzymać auto, po czym wszyscy czterej wysiedli.Mieli na sobie ciemne płaszcze deszczowe i kapelusze.Najwyższy z całej czwórki poprowadził ich krótką ścieżką pod drzwiami domu i nacisnął guzik dzwonka.Wszyscy stali, czekając na niewielkim ganku.Po chwili zadzwonili jeszcze raz.Kilka minut później zauważyli w środku światło lampy parafinowej i usłyszeli, że ktoś drepcze do drzwi, a potem odsuwa dwie zasuwy i opuszcza łańcuch.Kiedy drzwi się otworzyły, stanął w nich mężczyzna, który miał na sobie tylko spodnie, kapcie i zarzucony na ramiona ręcznik.Spojrzał na stojące w ciemności na ganku postacie i zapytał:- Kto tam?Wysoki odepchnął go na bok i wszedł do środka, a pozostali za nim.Jeden z nich włączył światło.Człowiek, który wpuścił ich do środka, zrobił zdziwioną minę.Po chwili ustąpiła ona miejsca przerażeniu.Nikt nie był w stanie spowodować, żeby włączono światło w środku nocy i nikt nie składał wizyt o tak wczesnej porze.Z wyjątkiem KGB.Wysoki zapytał:- Gdzie jest Joseph Ash?- Ja jestem Joseph Ash.- Ma pan syna imieniem Joseph?- Tak.- Czy on tu mieszka?- Tak.Ale teraz śpi.Wysoki skinął na jednego z pozostałych i obaj ruszyli w stronę schodów.- Hej, nie wolno wam tam wchodzić! - zawołał, Ash.- To mój dom, proszę pana.Nie macie prawa nachodzić nas w ten sposób.Nie macie.Twarda pięść trafiła go w usta łamiąc protezę.I stary człowiek zatoczył się, łapiąc gwałtownie powietrze.Zostawili go na dole i weszli na schody.Gdy zapalili światło w pierwszej sypialni, kobieta w średnim wieku z lokówkami na włosach usiadła gwałtownie na łóżku, otwierając ze zdumienia usta.- Gdzie twój syn sypialnia? - padło pytanie.Kobieta, zaskoczona pokręciła tylko głową i zaczęła dygotać, kiedy ujrzała w ich dłoniach pistolety.Wysoki odwrócił się i przeszedł do sypialni naprzeciwko.Mężczyzna około trzydziestki zdążył już włączyć w niej światło i zakładał właśnie spodnie.Podniósł głowę, kiedy Rosjanin stanął w progu.- Ty Joseph Ash?- Tak.I co z tego?- Pracujesz w Harvey Engineering?- Tak.- W maszynowni?- Tak.Jestem brygadzistą.A co się stało?- Jesteś aresztowany.- Ja? A za cóż to u diabła?- Sabotaż.Mówiłeś przeciwko państwu do swoich ludzi.- To bzdury.Nigdy z nikim nie rozmawiam o polityce.- Mówiłeś radzieccy inżynierowie są niekompetentni.- Chyba pan zwariował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]