[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liz Elliot nie kryła przed sobą zadowolenia, czytając artykuł Holtzmana.Dziennikarz wywiązał się z zadania co do słowa.Jak łatwo manipulować tą zgrają! Świadomość ta, choć przyszła może zbyt późno, odsłaniała przed Liz Elliot zupełnie nowe perspektywy.Skoro Marcus Cabot był tak chwiejny i bez żadnego oparcia wśród biurokracji CIA, nim także mogła Liz manipulować do woli.Prawda, że to już coś?Usunięcie Ryana ze stanowiska nie było teraz kwestią zemsty, choć miło jest działać z prostych pobudek.To właśnie Ryan odpowiedział kilka razy odmownie na rozmaite prośby Białego Domu, to właśnie on bez porozumienia z nią konsultował się z Kongresem na temat wewnętrznych spraw kraju.To właśnie on wzbraniał Liz Elliot bliższego dostępu do CIA.Gdyby usunąć go z drogi, mogłaby wydawać rozkazy, ukryte w postaci “propozycji”, które Cabot wypełniałby następnie co do joty bez najmniejszego sprzeciwu.Dennis Bunker zachowałby wprawdzie fotel sekretarza obrony i swoich kretyńskich futbolistów, a Brent Talbot kierownictwo Departamentu Stanu, ale za to ona, Elizabeth Elliot, zapanowałaby niepodzielnie nad całym aparatem bezpieczeństwa; zwłaszcza że to jej słuchał się prezydent, we dnie i w nocy.Zadźwięczał telefon.- Przyszedł dyrektor Cabot.- Proszę wpuścić.- Liz wstała i podeszła do drzwi.- Jak się masz, Marcus.- Witam naszą doktor Elliot.- Co cię do nas sprowadza? - Liz Elliot wskazała Cabotowi miejsce na kanapie.- Ten artykuł w gazecie.- Ach, widziałam go już - rzekła współczującym tonem doradczyni do spraw bezpieczeństwa.- Autor przecieku śmiertelnie naraża cenne źródło informacji.- Przecież wiem.Ktoś od was, prawda? Tak się domyślam z tych doniesień o wewnętrznym dochodzeniu.- Nie prowadzimy wcale dochodzenia.- Naprawdę? - zdumiała się Liz Elliot, skubiąc palcami błękitny fular.- W takim razie kto?- Nie mamy pojęcia, Liz - przyznał Cabot z miną jeszcze bardziej zakłopotaną, niż się spodziewała.Przyszła jej do głowy zabawna myśl, że Cabot być może obawia się śledztwa w swojej sprawie.Swoją drogą, ciekawy pomysł.- Chcemy odbyć rozmowę z Holtzmanem.- Jak to, rozmowę?- Razem z FBI.Pogadamy z nim, oczywiście nieoficjalnie, i wytłumaczymy, że pisze rzeczy nieodpowiedzialne.- Kto wpadł na taki pomysł, Marcus?- Ryan z Murrayem.- Co ty powiesz? - Liz Elliot uczyniła pauzę, jak gdyby rozważała sprawę.- Moim zdaniem to, bardzo zły pomysł.Wiesz, jacy są nasi dziennikarze.Lubią, jak ich głaskać, ale jeśli pogłaskasz któregoś pod włos.Hmm.Jeśli chcesz, sama się zajmę tą sprawą.- Tu nie ma żartów.ŻAGIEL to nasza najważniejsza wtyczka.Kiedy się go zdenerwowało, Cabot powtarzał w kółko to samo.- Wiem o tym.Ryan nie zostawił nam co do tego cienia wątpliwości podczas narady, wtedy kiedy byłeś chory.Nadal nie udało się wam potwierdzić jego raportów?- Nie.- Cabot potrząsnął głową, dodając wagi swoim słowom.- Jack specjalnie pojechał do Anglii poprosić Brytyjczyków, żeby też przewąchali sprawę, ale nie spodziewamy się szybkiej odpowiedzi.- Powiedz, co chciałbyś przekazać przeze mnie Holtzmanowi?- Może powiedz mu, że naraża bardzo ważnego agenta.W Rosji za takie rzeczy zabijają, sprawa może mieć poważne reperkusje polityczne - oznajmił Cabot.- Zgadzam się, wpadka mogłaby wstrząsnąć moskiewską sceną polityczną, prawda?- O ile ŻAGIEL pisze nam prawdę, w ZSRR szykuje się olbrzymia czystka.Jeśli ujawnimy, ile wiemy na ten temat, narazimy go jako informatora.Nie zapominaj, że.- Że Kadyszew to w razie czego nasze ostatnie oparcie - przerwała Liz Elliot.- Nie zapominam o tym, tak jak nie zapominam, że jeśli wpadnie, możemy pozostać bez oparcia.Uważam, że postawiłeś sprawę bardzo jasno, Marcus.Dziękuję ci, sama się tym wszystkim zajmę.- Tak chyba będzie najlepiej - powiedział Cabot po dłuższym wahaniu.- Świetnie.Miałeś mi dziś jeszcze coś do zakomunikowania?- Nie, przyjechałem specjalnie w sprawie przecieku.- Co do mnie, uważam, że pora ci coś pokazać.Coś, nad czym sami pracujemy od pewnego czasu.Wyjątkowo poufna sprawa - przestrzegła jeszcze.Cabot w mig pojął, że to nie żarty.- Co tam masz? - zapytał ostrożnie.- Materiał jest absolutnie poufny - przestrzegła go jeszcze raz Liz Elliot, podnosząc z biurka dużą żółtą kopertę.- Absolutnie poufny, Marcus.Ani słowa poza obrębem tego budynku, zgoda?- Zgoda! - oświadczył zaciekawiony dyrektor CIA.Liz Elliot otworzyła kopertę i wręczyła Cabotowi kilka fotografii.Cabot przejrzał je pospiesznie.- A ta kobieta?- Carol Zimmer, wdowa po jakimś lotniku, zabił się nie tak dawno temu.- Liz Elliot przytoczyła jeszcze kilka szczegółów.- Żeby Ryan miał boki? Niech mnie kule biją!- Znasz może jakiś sposób, żeby zdobyć więcej informacji w samej Agencji?- Jeśli masz na myśli inwigilację bez wzbudzania podejrzeń Ryana, to chyba się nie uda - oświadczył z miejsca Cabot - Jego oficerowie ochrony to Clark i Chavez.Nie da rady.Trzymają się razem.Chciałem powiedzieć, że to trójka dobrych przyjaciół.- Ryan przyjaźni się z agentami ochrony? Poważnie? - W głosie Liz Elliot pobrzmiewało autentyczne niedowierzanie.Równie dobrze można by przecież czulić się do mebli.- Ten Clark to stary agent z oddziałów specjalnych.Chavez to młodzik, najął się jako ochroniarz, żeby skończyć studia wieczorowe, potem też chce do oddziałów specjalnych.Przeglądałem ich teczki.Za parę lat Clark idzie na emeryturę, do tego czasu zostawiliśmy go dla świętego spokoju na etacie oficera ochrony.Ma na koncie parę naprawdę ciekawych spraw.Porządny człowiek i dobry oficer
[ Pobierz całość w formacie PDF ]