Home HomeKS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IVMichael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwaWinston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995](27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 2Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 2 Nieprzyjaciel Boga (3)dołęga mostowicz tadeusz bracia dalcz i s ka tom iCornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 1 Zimowy Monarcha (2)Hyde Christopher Plan Maxwella (SCAN dal 679)Słowacki Juliusz BeniowskiSandemo Margit Saga o Czarnoksiezniku Tom 2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wiele słyszałem o Org i porastającej go nienaturalnej kniei.Chcę sprawdzić, ileprawdy kryje się w opowieściach.Jeżeli zajdzie potrzeba, mój miecz i magia będąnas bronić.Moonglum westchnął. Elryku, nie igrajmy z niebezpieczeństwem, chociaż ten jeden raz.Albinos uśmiechnął się lodowato.Purpurowe oczy rozbłysły w bladej twarzyze szczególną intensywnością. Niebezpieczeństwo? Co nam może grozić oprócz śmierci? Nie mam ochoty umierać właśnie teraz  odparł Moonglum. Czekająna nas karczmy Bakshaan, lub Jadmar, jeśli wolisz, albo też.48 Elryk jednak już popędzał konia w stronę lasu.Moonglum westchnął i poje-chał za nim.Wkrótce ciemne kwiaty przesłoniły niebo, i tak wystarczająco ciemne, i wę-drowcy musieli posuwać się niemalże po omacku.Las wydawał się przestron-ny i rozległy; wyczuwali to, chociaż większą jego cześć spowijał przygnębiającymrok.W oczach Moongluma kraina ta idealnie pasowała do opowieści zasłyszanychod wędrowców o szalonych oczach, wędrowców pijących na umór w cieniachnadsokorskich tawern. Istotnie, to właśnie jest Las Troos  odezwał się na głos. Powiadają, żeniegdyś Przeklęty Lud uwolnił potężne moce, które spowodowały okropne zmia-ny wśród ludzi, zwierząt i roślin.Ten las był ich ostatnim tworem i ma zginąć jakoostatni. Są momenty, w których dzieci zawsze nienawidzą swych rodziców  po-wiedział Elryk tajemniczo. Są dzieci, których należałoby się wystrzegać  odezwał się Moonglum. Niektórzy twierdzą, że u szczytu potęgi nie obawiali się nawet Bogów. Zaiste, śmiały lud  odparł albinos z nikłym uśmiechem. %7ływię dlanich szacunek.Teraz powrócił zarówno strach, jak i Bogowie, i ta myśl pocieszamnie wielce.Moonglum zastanowił się nad tym przez moment, lecz w końcu nic nie odpo-wiedział.Zaczął się czuć nieswojo.Las przepełniały złowieszcze szmery i szepty, chociaż o ile się zorientowali,nie zamieszkiwały go żadne zwierzęta.Wędrowców niepokoiła nieobecność pta-ków, gryzoni i owadów, i mimo że zwykle nie tęsknili do podobnych stworzeń,teraz z ulgą przyjęliby ich towarzystwo w tej złowrogiej krainie.Moonglum począł śpiewać drżącym głosem w nadziei, że śpiew podniesie gona duchu i pozwoli mu przestać myśleć o tym, co się czai w głębi lasu.Uśmiechem i słowem się param,Z nich zyski czerpać się staram.Choć me ciało jest niskie, jeszcze mniejsza odwaga,Moją sławę to tylko wspomaga.Tak śpiewając, czując jak powraca właściwa mu dobroduszność, Moonglumjechał za człowiekiem, którego uważał za swego przyjaciela, uznając jednocześniejego zwierzchnictwo, chociaż żaden z nich nic na ten temat nie wspominał.Słysząc słowa piosenki kompana, Elryk uśmiechnął się. Chwaląc się niskim wzrostem i brakiem odwagi nie odstraszysz wrogów,Moonglumie.49  Ale w ten sposób nikogo nie sprowokuję  odparł Moonglum gładko.Póki śpiewam o własnych niedostatkach, jestem bezpieczny.Gdybym zaś zacząłopiewać swe talenty, ktoś mógłby uznać to za wyzwanie i postanowić dać minauczkę. Prawdziwe to słowa  przytaknął albinos z powagą. I dobrze powie-dziane.Począł wskazywać na poszczególne kwiaty i liście, mówiąc o ich dziwacz-nym zabarwieniu i budowie, określając te cechy słowami, których Moonglum niemógł zrozumieć, chociaż wiedział, że należą one do słownika czarnoksiężników.Wydawało się, że dręczący Elwheryjczyka lęk nie ma przystępu do Melnibona-nina, lecz Moonglum wiedział, że Elryk często pod maską obojętności ukrywaswe prawdziwe uczucia.Gdy zatrzymali się na krótki popas, Elryk począł przeglądać próbki, którepobrał z drzew i ziół.Niektóre ze swych trofeów troskliwie schował do kieszeniw pasie, nie wyjaśnił jednak Moonglumowi, czemu to robi. Ruszajmy  powiedział. Czekają na nas tajemnice Troos.Wówczas jednak zmroków lasu dobiegł ich cichy, kobiecy głos. Lepiej przełóżcie tę wyprawę na jakiś inny dzień, wędrowcy.Elryk ściągnął wodze konia, kładąc jedną dłoń na rękojeści Zwiastuna Burzy.Głos z lasu wywarł na nim niespodziewane wrażenie.Niski, gardłowy dzwięksprawił, że serce, bijąc jak szalone, na moment podeszło mu do gardła.Zrozumiałnagle, że oto stanął na jednej ze ścieżek Losu, lecz dokąd ścieżka ta miała go do-prowadzić  nie potrafił powiedzieć.Szybko opanował swój umysł, a następnieciało, i spróbował przeniknąć wzrokiem cień, z którego dobiegał głos. Bardzo to uprzejme z twojej strony, pani, że udzielasz nam rad  powie-dział surowo. Ukaż się nam i wyjaśnij, co masz na myśli.Wówczas wyłoniła się z lasu, jadąc powoli na czarnym wałachu stającym cochwila dęba, tak że ledwo sobie mogła z nim poradzić.Moonglum w podziwiezaczerpnął oddechu.Kobieta, mimo pulchnych kształtów, była niewiarygodniepiękna.Miała patrycjuszowską twarz i odzienie, a szarozielone oczy spoglądałytajemniczo i niewinnie zarazem.Była bardzo młoda.Pomimo oczywistej kobie-cości i dojrzałej urody Moonglum nie dawał jej więcej niż siedemnaście lat.Elryk zmarszczył brwi. Podróżujesz sama? Teraz tak  odparła, starając się ukryć zaskoczenie na widok karnacji al-binosa. Potrzebuję pomocy, ochrony.Ludzi, którzy bezpiecznie doprowadząmnie do Karlaak.Tam czekać będzie na nich zapłata. Do Karlaak, nad Płaczącym Pustkowiem? To po drugiej stronie Ilmiory, stolig stąd.Cały tydzień szybkiej jazdy. Elryk nie czekał na odpowiedz dziewczy-ny. Nie jesteśmy najemnikami, pani.50  A więc wiążą was rycerskie śluby, panie.Nie możecie odmówić mej proś-bie.Melnibonanin parsknął śmiechem. Rycerskie śluby, pani? Nie pochodzimy z tych parweniuszowskich kraikówna południu, gdzie obowiązują dziwaczne kodeksy i normy zachowania.Wywo-dzimy się ze szlachetnych rodów starszych ras.O naszych czynach przesądzająjedynie nasze własne zachcianki.Nie prosiłabyś nas o opiekę, gdybyś znała naszeimiona.Dziewczyna zwilżyła językiem pełne wargi i zapytała niemal pokornie: A brzmią one.? Elryk z Melnibon, pani, na zachodzie zwany Elrykiem Zabójcą Kobiet, tozaś jest Moonglum z Elwher.Cechuje go brak sumienia. Słyszałam legendy  odparła. Legendy o białowłosym łupieżcy, czar-noksiężniku rodem z piekła, którego miecz żywi się ludzkimi duszami. Wszystko się zgadza.I jakkolwiek by wyolbrzymiono te opowieści, i taknie oddadzą całej sprawiedliwości potwornej prawdzie, która leży u ich podłoża.A teraz, pani, czy nadal pożądasz naszej pomocy?  W głosie Elryka nie brzmiałazłośliwość.Albinos mówił łagodnie, widząc przerażenie dziewczyny, mimo że tastarała się je ukryć, z determinacją zaciskając usta. Nie mam wyboru.Jestem zdana na waszą łaskę.Mój ojciec, Starszy Se-nator Karlaak jest bardzo bogaty.Ludzie zowią Karlaak Miastem NefrytowychWież.Jego mieszkańcy posiadają rzadkie okazy nefrytów i bursztynu.Wielez nich może trafić do waszych rąk. Uważaj, pani, jeżeli nie chcesz mnie rozgniewać  ostrzegł Elryk, cho-ciaż oczy Moongluma rozbłysły chciwością. Nie jesteśmy tragarzami, którychmożna wynająć, ani towarami, które można kupić.Poza tym  albinos uśmiech-nął się lekceważąco  pochodzę z Imrryr, Miasta Snów, ze Smoczej Wyspy, sercaStarożytnego Melnibon.Wiem, na czym polega prawdziwe piękno.Nie skusiszbłyskotkami mnie, który widziałem mleczne Serce Ariocha, iskrzący się oślepia-jącym blaskiem Rubinowy Tron oraz bajeczne, nie nazwane kolory, którymi lśniAktorios w Pierścieniu Królów.To więcej niż zwykłe klejnoty, pani.W nich kryjesię moc, która tchnęła życie w cały wszechświat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •