[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, co zrobiłeś, przyjacielu.Niech Najwyższy czuwa zawsze nad tobą.- Ja bym tam potwierdził rozkaz - zauważył Awi, wstydząc się własnej szczerości.- A potem? Może palnąłbym sobie w łeb, kto wie? – Jednego jestem pewien: nie zdobyłbym się na to, żeby odmówić.- Ani ja - przyznał Gołowko.Zamiast odpowiedzieć, Ryan znów spojrzał na plac w dole - Przegapił pierwszego, lecz wcale się tym nie martwił.Wszystko odbyło się tak, jak trzeba, chociaż Kati wiedział, co się stanie.Jak w wielu sytuacjach, i tutaj decydowały o wszystkim odruchy.Kiedy żołnierz kolnął Katiego mieczem w bok, zaledwie przebijając skórę, Arab z miejsca wyprężył kark, bezwiednie wyciągając szyję.Kapitan saudyjskich Sil Specjalnych zamachnął się mieczem.Jack domyślił się, że oficer musiał długo ćwiczyć ten gest, gdyż miecz odrąbał od razu głowę skazańca, ruchem tak zwodniczo potężnym, jak pas baletmistrza - Głowa Katiego odskoczyła o dobry metr, a z naczyń wstrząsanego drgawkami ciała trysnęła krew.Ręce i nogi skazańca szarpnęły więzy, lecz i to było już tylko odruchem.Bijące wciąż serce wypompowywało krew miarowym rytmem, w wysiłku, by zachować życie, które już zgasło.Wreszcie i ten potok ustał, a po Katim pozostały jedynie rozwłóczone szczątki i krwawa plama na bruku.Saudyjski kapitan otarł klingę o belę materiału, przypominającego jedwab i schował ją do złotolitej pochwy, po czym ruszył przed siebie, a ludzie rozstąpili się przed nim.Tłum nie wiwatował.Odwrotnie, kaźń dokonała się w zupełnej ciszy, którą przerwało tylko zbiorowe westchnienie i nieliczne modlitwy, mruczane przez co pobożniejszych gapiów.Za czyje dusze się modlono, wiedzieli tylko ofiarnicy i ich Bóg.Pierwsze szeregi zaczęły prędko opuszczać plac.Do barierek podchodzili teraz ci, którzy nie mogli się wcześniej dopchać na sam przód, lecz i oni patrzyli tylko przez chwilę, po czym odchodzili do swoich zajęć.Po przepisanym czasie zabierze się ciała i wyprawi im pochówek w myśl wskazań religii, którą zhańbili obaj skazańcy.Jack nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy smucić.Naoglądał się już śmierci, co do tego nie miał wątpliwości.Wobec tej egzekucji czuł jednak w sercu dziwną obojętność i zastanawiał się, czy to dobry znak.- Pytałeś, Jack, jak powstaje historia - zagadnął go książę Ali.- Właśnie tak, jak przed chwilą na placu.- To znaczy jak?- Sam wiesz bez naszego tłumaczenia - uciął Gołowko.Ci, którzy wszczęli wojnę albo próbowali ją zacząć, oddali głowy na rynku miasta jak pospolici zbrodniarze, pomyślał Jack.Nawet niezły precedens na przyszłość.- Może i racja.Może następnym razem ktoś dwa razy się zastanowi, nim coś zrobi.Nareszcie przyszedł czas, by świat się opamiętał.- We wszystkich naszych krajach - ciągnął Ali - miecz jest symbolem sprawiedliwości.Może to staroświeckie myślenie, zabytek z czasów, kiedy mężczyźni zachowywali się jak mężczyźni, ale miecz ciągle się przydaje.- Tnie równo - przytaknął Gołowko.- Powiadasz więc, Jack, że rzuciłeś służbę rządową? - zapytał Ali po chwili.Ryan podobnie jak wszyscy odwrócił się od miejsca kaźni.- Rzuciłem, wasza wysokość.- Innymi słowy, nie obowiązują cię już te wszystkie idiotyczne zasady i przepisy.Doskonale.- Ali odwrócił się, a zza jego pleców jak wyczarowany wynurzył się oficer Sił Specjalnych.Salut, jakim przywitał księcia Alego, mógłby zaimponować samemu Kiplingowi.W ślad za oficerem pojawił się miecz z pochwą ze złotej taśmy, inkrustowanej klejnotami.Jelec był ze złota, a rękojeść z kości słoniowej.Widać było miejsca, w których wytarły ją pokolenia mocarnych szermierzy.Miecz stanowił broń godną królów.- Ma trzysta lat - zwrócił się do Ryana książę Ali.- Moi przodkowie nosili go w czas wojny i pokoju.Ma nawet swoje imię: w angielskim potrafię je oddać tylko słowami “wieczorna bryza”.Oczywiście, prawdziwa nazwa ma dużo więcej znaczeń.Proszę przyjąć go od nas, doktorze, jako pamiątkę po tych, którzy zginęli i tych, którzy tylko dzięki panu ocaleli.Ten miecz zabijał po wielokroć.Jego Królewska Wysokość orzekł, iż pora, by przestał zabijać.Ryan przyjął zakrzywione ostrze z rąk księcia.Złota pochwa była pogięta i poobijana, pełna śladów setek burz piaskowych i starć, lecz Jack ujrzał swoje odbicie mniej wykrzywione, niż się tego obawiał, a kiedy wyciągnął do połowy klingę, przekonał się, że stal jest jasna jak lustro i wciąż nosi ślady młota kowala z Damaszku, który uczynił z niej straszliwy i potężny oręż.Ryana zdziwiła tak wielka dwoistość rzeczy, uśmiechnął się więc bezwiednie: przedmiot tak piękny służy do tak przerażających celów.Los bywa ironiczny, ale przecież.Wiedział, że zatrzyma miecz, powiesi go na honorowym miejscu i będzie go od czasu do czasu oglądał, wspominając uczynki klingi i swoje własne.Może więc.- Pora, by przestał zabijać? - Ryan schował miecz do pochwy i opuścił ją wzdłuż boku.- Tak, Wasza Wysokość.Na nas wszystkich już pora.KONIEC
[ Pobierz całość w formacie PDF ]