Home HomeChmielewska Joanna Wszelki wypadek scrChmielewska Joanna Wszelki wypadek (2)Joanna Chmielewska Wszelki wypadekBulyczow Kir Swiatynia czarownicKazania sejmowe Skarga PEco Umberto Imie RozyPopioly ZeromskiWisniewski Snerg Adam Wedlug LotreZajdel Janusz A Prawo do powrotuProfessional Feature Writing Bruce Garrison(5)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam0012.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .-Primo po pierwsze gazu, póki ich nie ma, bo mogą wrócić.A po drugie primo, tomusiałbym skoczyć do warsztatu, bo narzędzi do szkoły nie noszę.Ciężkie imógłby się kto przyczepić.- A po trzecie, to Rafał o tej porze powinien już być w domu -przerwała muJaneczka.- Ja nie wiem, w jakim stanie jest ten pan Wolski, głowę ma rozbitą zcałą pewnością, i nie będziemy go nieśli na rękach przez całe miasto.Nawetprzez pół.Więc po Rafała poleci Chaber, tylko musimy napisać karteczkę.Nie,jeszcze inaczej.Bartek poleci do warsztatu, a Chaber po Rafała i Rafałowinapiszemy, żeby pojechał po Bartka.Tak wyjdzienajprędzej., - Ale Chaber niech wraca od razu - zażądałPawełek.- Może tu być potrzebny.Powiedz mu o tym.W trzy minuty później ani Bartka, ani tym bardziej psa nie było już widać.- Codo obiadu, miałaś dobre przeczucie - mruknął Pawełek i spojrzał na zegarek.-Wpół do czwartej i zaczyna się ściemniać.Gdzie czekamy? -Z tamtej strony, żebywidzieć wejście.Chaber nie mógł szczekać, bo w zębach trzymał świętość, kartkę, którą mu dałajego pani.Jako inteligentny pies, dał spokój furtce i przemknął do ogrodudziurą w żywopłocie.Drzwi wejściowe nie były zatrzaśnięte, ostatni bowiemwchodził tędy Rafał, a naciskać klamkę Chaber umiał doskonale.Zamykaniem niezawracał sobie głowy, od razu wpadł na piętro, gdzie Rafał spokojnie kończyłobiad w kuchni ciotki Moniki.Czytał przy tym książkę.Coś mu nagle wytrąciło zręki łyżkę, odepchnęło książkę i runęło na kolana.Spojrzał zdumiony, ujrzał psiłeb i białe zęby, wpychające mu pod brodę mały kawałek papieru, wymię-toszony iwilgotny.Opanował zaskoczenie, zrozumiał, że coś się stało i wyjął z psiegopyskakorespondencję.Zanim zdążył rozłożyć kartkę, pies już znikł.Rafałprzeczytał list dwukrotnie, jęknął i poderwał się z miejsca.Dziko zziajanyBartek, który część drogi przebył autobusami, a część piechotą, przyhamowałgwałtownie przed warsztatem swojego ojca.Wiedział, że nie może tam wpaść w tymstanie i rzucić się na wytrychy, bo tego już ojciec nie przepuści.Musiprzynajmniej odzyskać oddech.Wsparł się o mur tuż przy drzwiach i nagle ześrodka usłyszał głosy.Zajrzał przez szybę.Miał szczęście.Ojciec zajęty byłklientką, jakąś panią, która prosiła o dorobienie rączki do dziwacznych,dwustronnych pazurków.Zwierzała się, że owe pazurki są jej ulubionym narzędziempracy na działce i trajkotała na ten temat tyle, że ogłuszony gadaniem panMarczak prawie nie zauważył własnego syna.Bartek wykorzystał sytuacjębłyskawicznie.Chaber pędził szybciej, ale miał do przebycia dłuższą drogę.Oderwany od obiadu Rafał musiał narzucić na siebie wierzchnią odzież i zmienićbuty.W rezultacie prawie równocześnie na umówionym skrzyżowaniu pojawił sięmały fiat i ciężko zdyszany chłopiec z wielką parcianą torbą w objęciach.-Gdzie Chaber? - spytał niespokojnie Rafał, Kiedy Bartek wepchnął się do środka.- Dlaczego nie czekał?-Kazali mu wracać od razu - wysapał Bartek.- Nie wiadomo, co się tam dzieje, atylko pies to zgadnie.O rany, wyrobiłem gimnastyczną normę za dwa lata zgóry.W dwanaście zaledwie minut po zniknięciu Bartka i Chabra trojepozostałych wspólników z niepokojem ujrzało ten sam samochód, nadjeżdżający odstrony ulicy Rozbrat, Tym razem nie zatrzymał się i nie zaparkował, tylko zacząłskręcać i manewrować, aż ustawił się tyłem do garażu.Pasażer wysiadł i otworzyłwrota, a kierowca, wolno i ostrożnie, wprowadził wóz do środka.Nie wjeżdżałgłęboko.Zatrzymał się tak, że przedni zderzak wystawał i uniemożliwiałzamknięcie wrót.Pozostały uchylone.- Przyjechali po pana Wolskiego - szepnęłaJaneczka z niezachwianą pewnością.- Głowę daję! Żeby go tylko nie zamordowaliod razu.! - Pokazać się im - zaproponował z determinacją Pawełek.- Przyświadkach będzie im głupio.Poza tym, nie odjadą przecież! Stefek.Stefek byłgotów.- Przednie - powiedział, zaciskając żeby.- Spróbuję oba, żeby mieli równo.Przekuśtykał kilkanaście metrów, zatrzymał się przy garażowych wrotach i uchyliłje bardziej, wcale się nie kryjąc.-Przepraszam bar.- zaczął i urwał.Garażbył pusty.W głębi, za samochodem, widniały wąskie, otwarte drzwi.Stefekzawahał się na jeden krótki moment, niepewny, czy nie wykorzystać sytuacji i niezajrzeć za te otwarte drzwi, zanim przystąpi do właściwego działania.Rozstrzygnął problem krakowskim targiem, najpierw jedna opona.Wskazującympalcem uruchomił dodatkowe wyposażenie Szwedki i oparł się na niej całymciężarem.Następnie uczynił krok w głąb garażu i w tej samej chwili w otwartychdrzwiach ukazał się jeden z owych facetów.Nie zamierzał wchodzić, zajrzałtylko, zobaczył Stefka i jakby zamarł.Stefek czym prędzej uczynił krok do tyłu.- Przepraszam bardzo - powiedział zmartwionym głosem.- Czy pan nie wieprzypadkiem, gdzie tutaj jest ulica Parkowa? Szukam i szukam, i nikt mi nie umiepowiedzieć, a ja chodzić nie mogę.Równocześnie, jakby dla demonstracji, przekuśtykałz wysiłkiem dookoła maski samochodu i wsparł się na Szwedce tuż przylewym przednim kole.Człowiek w drzwiach wahał się przez sekundę.- W prawąstronę i trzecia w lewo - powiedział złym głosem.- I zjeżdżaj stąd! -Dziękujębardzo - powiedział Stefek grzecznie i wykuśtykał z garażu, zwracając się wprawo.Kierunek odpowiadał mu w pełni, tam bowiem czekała Janeczka z Pawełkiem.Nie oglądał się, ale był pewien, że ów człowiek podszedł aż do wrót i patrzy zanim.Czuł jego wzrok na plecach.Kulał z zapałem, niepokojony tylko obawą, żektóreś z nich może wyjrzeć i wróg ich zobaczy.Pawełka ujrzał przed sobą nagle.Uczynił gwałtowny ruch, wymiatający go z ulicy.- Już wlazł z powrotem - powiedział uspokajająco Pawełek.- Gapił się na ciebie,widzieliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •