[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszuka³ oczyma wolne miejsce pod boczn¹ Scian¹ i zaj¹³ je prawem ka-duka; z rozkosz¹ wyci¹gaj¹c zdrêtwia³e nogi.Zaraz utworzy³a siê doko³a jego figury ka³u¿az osiêkaj¹cego p³aszcza i odzienia.Dym ognisk zapcha³ g³êbie sklepieñ i ci¹gn¹³ ku drzwiom.Deszcz pryska³ przez wybite witra¿e.Ze dworu po ziemi szed³ mokry ch³Ã³d.W k³êbach owego dymu, w blasku kilkunastu Swiec przytwierdzonych do gzymsu ambony,ukazywa³ siê co chwila grenadier francuski, który wdziawszy na mundur kom¿ê i za³o¿ywszyna kark stu³ê g³osi³ kazanie o najsproSniejszych objawach ¿ycia, o najohydniejszych przestêp-stwach, jakie tylko zgromadziæ mo¿e w szczup³e ramy anegdoty kawalerska imaginacja.Mowê swoj¹ ilustrowa³ najzabawniej w Swiecie, skubi¹c du¿ego koguta i co chwila z gesta-mi krasomówczymi rozsypuj¹c na s³uchaczów obdarte pierze.Umia³ przy tym piaæ i udawaægdakanie sp³oszonych kokoszek w sposób iScie zabawny.Cedro Smia³ siê do rozpuku mecha-nicznym, martwym Smiechem, bokami i gard³em, aczkolwiek doSwiadcza³ jednoczeSnie uczu-cia przykroSci.Wci¹¿ doko³a niego ³amano konfesjona³y, r¹bano rzexbione stalle i ³awki, ka-tafalki, schody, drabiny i lichtarze, sprzêty kruchciane, starodawne naczynia z drewna, bar-dziej ju¿ przez sw¹ staroSæ symbole wiecznoSci ni¿ przedmioty rzeczywiste.Rzucano je wrazz chor¹gwiami, z msza³ami w wielowiecznych oprawach, wraz z poczernia³ymi obrazamiw grubych ramach na stosy, i ognie pe³ga³y coraz ¿ywiej.Krzysztof ociê¿a³ymi oczyma pa-trza³ na bia³e place po zerwanych ze Scian obrazach, gdzie nik³e pajêczyny chwia³y siê odprzeci¹gu.Ziewa³ kurcz¹c siê w sobie ¿a³oSnie.Na marmurowej posadzce sta³y poSrodku348rozlane ka³u¿e juchy prosi¹t, ciel¹t, kogutów i indyków.Za nogami chodz¹cych w³Ã³czy³y siêistne korowody puchu i pierza.S³ychaæ by³o gwar przewa¿nie francuski, ale przebija³y siêdxwiêki niemieckie, polskie, hiszpañskie, a nawet holenderskie.Holendrzy w Hiszpanii jako zdobywcy.- pomySla³ leniwie Krzysztof ziewaj¹c z ca³ego serca.W tej samej chwili rozleg³ siê dzwonek u drzwi prowadz¹cych do zakrystii, tak znany uchukatolickiemu, a zwiastuj¹cy wyjScie sumy.Wszyscy porzucili swe zajêcia i zwrócili g³owyw tamtê stronê.Istotnie wychodzi³ z zakrystii t³um poprzebieranych ¿o³nierzy.Naprzód szed³szereg jakoby ch³opców maj¹cych s³u¿yæ do mszy, w kom¿ach i p¹sowych pelerynkach.Ka¿-dy z nich niós³ du¿¹ butlê omsza³¹, z mink¹ skromn¹ i pokornie spuszczonymi oczkami.Usta-wili butle na wielkim o³tarzu szeregiem i, z³o¿ywszy r¹czki, poSpiesznie zbiegli ku stopniom.Za nimi dopiero wylaz³ z zakrystii piechur z w¹siskami jak dwa lisie ogony, w (Rni¹cej kapiei berecie, drugi za nim w ornacie, trzeci tylko w albie, któr¹ podnosi³ w sposób damski, zwa-ny incroyable czasu wielkiej rewolucji.Ka¿dy z nich dxwiga³ olbrzymi g¹sior z winem.T³um ¿o³dacki rycza³ z zachwytu i klaska³ w rêce.Tamci, b³aznuj¹cy, poustawiali przyniesio-ne g¹siory na o³tarzu.Przydxwigan¹ przez kilku beczu³kê z winem wtoczyli na o³tarz i usta-wili na szczycie cyborium.Piechur w kapie wzi¹³ z r¹k kolegi kadzielnicê i niespodzianiezacz¹³ wykonywaæ nieprzyzwoity taniec i odprawiaæ jakieS potworne nabo¿eñstwo.GdywSród podrygów wyrzuca³ nogi, odgiê³a siê kapa i wykaza³a, ¿e celebrans jest wprawdziew mundurze, ale bez innych, niezbêdnych czêSci uniformu, które w³aSnie suszy³y siê przy jed-nym z ognisk.W trakcie tych profanacji poubierani w kome¿ki wypchnêli przed o³tarz siwe-go cz³eczynê w nocnej koszuli i krótkich majtkach.Ubrany w kapê wci¹gn¹³ go na stopnieo³tarza i przedstawi³ widzom jako ksiêdza proboszcza.- Hiszpan - wo³a³ g³osem b³azeñskim - ale ksi¹dz proboszcz! Zdawa³oby siê, ¿e tak niewiele,a przecie¿ jest to w³aSciciel i twórca tej ca³ej piwniczki winnej.Szanujcie, barbarzyñcy, tegow³aSciciela! Nic nie wypito potajemnie.Nie chcia³ nam czcigodny ojciec dobrowolnie poka-zaæ skarbu, który przez tyle lat pielêgnowa³, wiêc go cokolwiek zaznajomiliSmy z grzeczno-Sci¹.Teraz ju¿ jest grzeczny i sfrancuzia³y do gruntu.Piêædziesiêcioletnia malaga w tym otoanta³ku.Wrzask radoSci rozleg³ siê w ca³ym koSciele.Cedro cieszy³ siê na równi ze wszystkimi prze-mok³ymi i zziêb³ymi kamratami, wbrew istotnym swoim uczuciom.Ceremonia wnoszeniabutelek i g¹siorów zajmowa³a go prawdziwie i szczerze.Gdyby wiarusy wyprawia³y stokroæbezecniejsze orgie, uzna³by jena przekór g³osowi duszy za ciekawe, godne uwagi i w szcze-gólny sposób w³aSciwe.Piæ mu siê chcia³o tak okropnie, ¿e zda siê kilka lat ¿ycia odda³by zajeden z owych pêkatych i omsza³ych g¹siorów wina.Po wielkim zmêczeniu, po trudzie dro¿-nym a¿ do siódmego potu, po wykonaniu pracy ostatniej, która daje mo¿noSæ poznania forsyi trudu jucznego konia, jego znojów i niemal uczuæ - by³o mu teraz na kamieniach odwiecz-nej posadzki zimno i obmierxle.Woda w³azi³a w koSci.W³Ã³czy³ spracowane oczy po p³ytach okolicznych.Sam le¿a³ obok marmurowej tablicy, wiel-koSci¹ przewy¿szaj¹cej wzrost cz³owieka.Wykute na niej by³o niezgrabne wyobra¿enie rycerzaw zbroi, z mieczem w d³oniach splecionych.Twarz z p³askim nosem, pancerz i stopy - wszyst-ko to dawno ju¿ by³o start podeszwami i obcasami wiernych parafian, wyniesione prochemprzez niezliczone szeregi nóg, które w ci¹gu wieków depta³y dumnego rycerza.Teraz by³ z nie-go tylko Slad, istne zw³oki, znak Swiadcz¹cy o znikomoSci pamiêci ziemskiej.Dalej le¿a³y ta-blice, których litery, podobnie jak wojownik, zst¹pi³y w kraj nicoSci.Obok napisów by³y okr¹-349g³e, ¿elazne antaby do podnoszenia tych drzwi grobowych.Spod nich to wia³ ów przejmuj¹cy,zwilg³y, trupi ch³Ã³d.Krzysztof ,nie móg³ wytrzymaæ.Z³o¿y³ swe siod³o, lancê, powiesi³ przyo³tarzu p³aszcz i uzdê.Wszed³ miêdzy t³um.Trudno by³o przejSæ ko³o ognisk, gdy¿ wszêdzietam ludzie le¿eli na rozci¹gniêtych p³aszczach, dywanach, ornatach, kapach koScielnych, nasuknie do paradnego katafalku.W stronie prezbiterium utworzy³a siê zbita masa przystêpuj¹-cych do anta³ka z winem.Wiarus w kapie rozdziela³ kielichy miêdzy pij¹cych.Krzysztof grza³siê i suszy³, z dala stoj¹c przy jednym z ognisk, i rozgl¹da³ siê naoko³o.Dra¿ni³o go rozkosznieskwierczenie prosiaka pieczonego na bagnecie.Wstyd go pali³ na mySl, ¿eby poprosiæ o k¹sek,ale g³Ã³d kiszki skrêca³.Kamraci przypatrywali mu siê spode ³ba.Zaczêli miêdzy sob¹ mamro-taæ z niechêci¹ i zsunêli siê ko³o ognia w taki sposób, ¿eby mu zagrodziæ dostêp.Cedro spoj-rza³ na nich wynioSle i odszed³ z g³ow¹ zadart¹ do góry, w towarzystwie coraz donioSlejszejsymfonii kiszkowej.Zahucza³y organy, na których wygrywano skocznego sztajerka.W jednejz kaplic utworzy³ siê pewien rodzaj sali balowej.Tañczono tam z nadzwyczajnym o¿ywieniemi ruchami.Szczególnie odznacza³ siê w tym kierunku jeden z grenadierów.Tañczy³ trzymaj¹cw objêciach z pieczo³owit¹ i subteln¹ elegancj¹ sporego prosiaka.Udawa³, ¿e w zapamiêta³ymszale wiruje w tañcu styryjskim, unosz¹c w objêciach nadobn¹ i wiotk¹ dziewicê.Poniewa¿praw¹ rêk¹ krêci³ prosiêciu ogon i szczypa³ je paznokciami, gdy¿ kwicza³o obrzydliwie -wiêcuSmierza³ jego boleSæ namiêtnymi szepty.¯o³dactwo rycza³o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]