Home HomeGordon R. Dickson Smok i Jerzy 2 Smoczy rycerz, t. 1Gordon R. Dickson Smoczy rycerz T1Dickson Gordon R Taktyka bleduDickson Gordon R Dorsaj scrGeorge Gordon Byron GiaurDickson Gordon R Smoczy rycerz t.2Gordon R. Dickson Smoczy rycerz t.2Gordon R. Dickson Smoczy rycerz t.1Morrell DavAndre Norton SC 1.4 Czarodziej ze Swiata Czarownic
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • us5.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Bywało tak, że przez kilka godzin z rzędu gorączka pożerała ją i Trisha nie miała praktycznie żadnego kontaktu z rzeczywistością.Światło, nawet słabe, przefiltrowane przez gęste gałęzie drzew, raziło ją w oczy.Rozmawiała przez cały czas, przede wszystkim z Tomem Gordonem, lecz także z matką, bratem, ojcem, Pepsi oraz ze wszystkimi nauczycielami, którzy do tej pory ją uczyli, łącznie z panią Garmont z przedszkola.Pewnej nocy obudziła się, leżąc na boku, zwinięta w kłębek, z kolanami przyciśniętymi do piersi, kaszląc tak ciężko, że aż bała się, że coś się w niej oberwie.Za każdym razem jednak, zamiast wzrastać, gorączka spadała lub znikała w ogóle, podobnie znikały towarzyszące jej bóle głowy.Była taka noc (czwartkowa, choć ona oczywiście o tym nie wiedziała), którą przespała bez przerwy, do rana, i obudziła się niemal wypoczęta; jeśli nawet kasłała, to nie na tyle silnie, by kaszel ją obudził.Trujący bluszcz zranił ją w lewe ramię, lecz natychmiast rozpoznała niebezpieczeństwo i natarła rękę błotem.Podrażnienie nie rozszerzyło się.Najwyraźniej pamiętała jednak chwile, kiedy leżała w szałasach, które kleiła z gałęzi, i słuchała transmisji meczów Czerwonych Skarpet.Czerwone Skarpety wygrały dwa z trzech meczów w Oakland, w obu wypadkach dzięki Tomowi Gordonowi.Mo Yaughn wybił na dwa pełne obiegnięcia, a Troy O'Leary (zdaniem Trishy, naprawdę fajny zawodnik) na jedno.Mecze odbierała na WEEI i choć odbiór był każdej nocy nieco gorszy, baterie sprawowały się doskonale; pamiętała, jak pomyślała raz, że jeśli uda jej się wyjść z lasu, będzie musiała napisać list wielbicielki do króliczka Energizera.Zresztą dbała o nie, wyłączając radio za każdym razem, kiedy poczuła się senna.Ani razu nie pozostawiła go włączonego na noc, nawet w piątek, gdy drżała z gorączki, szarpały nią dreszcze i miała rozwolnienie.Radio było jej liną ratunkową, mecze - tratwą na wzburzonym morzu.Gdyby nie oczekiwanie na transmisje, chybaby się w końcu poddała.Dziewczynka, która weszła do lasu (mająca prawie dziesięć lat i wysoka jak na swój wiek), ważyła czterdzieści trzy kilogramy.Dziewczynka, która w siedem dni później prawie na ślepo wspinała się na wzgórze w sosnowym lesie, a potem wyszła na niewielką polankę, porośniętą gęsto krzaczkami, ważyła najwyżej trzydzieści pięć.Twarz miała spuchniętą od ukąszeń komarów, w kąciku ust po lewej stronie wyrósł wielki, spowodowany zimnem wrzód.Jej ramiona wyglądały jak cienkie patyczki.Bezustannie i nieświadomie podciągała opadające dżinsy.Śpiewała pod nosem: “Otocz mnie ramionami.chcę się do ciebie przytulić”, i w ogóle wyglądała jak jedna z najmłodszych na świecie ofiar heroiny.Do tej pory wykazywała się pomysłowością, miała szczęście do pogody (ciepłej, lecz nie upalnej, suchej od dnia, kiedy zabłądziła i zmokła w burzy), a poza tym udało jej się odkryć w sobie wielkie, choć ukryte rezerwy sił.Teraz jednak rezerwy te były na wyczerpaniu i Trisha, mimo że nie mogła już myśleć jasno, w jakiś sposób zdawała sobie z tego sprawę.Dziewczynka, która zataczając się, szła przez polankę na szczycie wzgórza, dotarła już niemal do kresu swej drogi.W świecie, który pozostawiła za sobą, ludzie udawali jeszcze, że jej szukają, choć w głębi duszy wszyscy członkowie resztek ekip poszukiwawczych byli pewni, że nie żyje.Rodzice Trishy, z wahaniem i wciąż jeszcze z niedowierzaniem zaczęli zastanawiać się, czy powinni już przygotowywać uroczystości żałobne, czy też zaczekać z nimi do znalezienia ciała, a jeśli zdecydują się czekać, to jak długo? Nie zawsze przecież znajdowano ciała zaginionych.Pete mówił niewiele, oczy miał podkrążone, nie reagował na otoczenie.Zabrał Moanie Balognę do swojego pokoju.Posadził ją w kącie tak, że patrzyła na jego łóżko, a raz, kiedy zobaczył, że matka się jej przygląda, powiedział: “Nie śmiej jej dotknąć.Zabraniam”.W świecie elektryczności, samochodów i asfaltowych dróg Trishę uznano za zmarłą, w tym świecie, który istniał poza utartymi ścieżkami, w świecie, gdzie wrony zwisają czasami z gałęzi łebkami w dół, była bliska śmierci, lecz nadal parła przed siebie (jak zwykł mawiać jej ojciec).Zbaczała czasami na wschód, czasami na zachód, ale niezbyt często i nie aż tak, by robiło to jakąś różnicę.Cechująca jej umysł zdolność do poruszania się w jednym, określonym kierunku była niemal tak samo cudowna, jak cechująca jej ciało zdolność do zwalczania infekcji płuc i zatok, nie wróżyła jednak aż tak dobrze.Powoli, lecz wytrwale Trisha oddalała się od co gęściejszych skupisk miasteczek i wiosek New Hampshire, zagłębiając się w coraz dzikszy, dziewiczy las.Stwór z lasu, kimkolwiek był, towarzyszył jej nieustępliwie.Choć nie uznawała za rzeczywiste większej części tego, co czuła, słyszała i widziała, bez wahania uznała za rzeczywistą obecność tego, co kapłan os nazwał Bogiem Zagubionych, i nie brała poznaczonych pazurami drzew (oraz, by o nim nie zapomnieć, także bezgłowego lisa) za zwykłą halucynację.Kiedy czuła obecność stwora (lub słyszała go, kilkakrotnie bowiem dobiegł ją dźwięk łamanych przez niego gałęzi, a dwukrotnie także niskie, nieczłowiecze chrząkanie), nie miała najmniejszych wątpliwości, że stwór rzeczywiście istnieje, a gdy wrażenie jego obecności opuszczało ją, nie wątpiła, że po prostu się oddalił.Byli ze sobą związani i pozostaną, dopóki ona nie umrze.Zdaniem Trishy, miało to nastąpić niedługo.Śmierć “czekała na nią za rogiem”, jak zwykła mawiać jej matka, tyle że w lesie nie było rogów.Były owady, bagna i strome zbocza dolinek, ale nie węgły, nie rogi.Nie wydawało jej się w porządku, że ma umrzeć, choć tak długo i wytrwale walczyła o życie, lecz ta fundamentalna niesprawiedliwość nie powodowała już wybuchów złości.Gniew odbierał energię.Odbierał żywotność, a jej zaczynało brakować i jednego, i drugiego.W połowie nowej polanki, która niczym nie różniła się od wielu poprzednich, Trisha dostała ataku kaszlu.Od kaszlu bolały ją płuca; czuła się tak, jakby w pierś wbito jej wielki hak.Pochyliła się, złapała sterczący z ziemi ułamek drewna i kaszlała, póki z oczu nie popłynęły jej łzy, tak że wszystko widziała podwójnie.Kaszel osłabł wreszcie i ucichł, lecz przez pewien czas pozostawała jeszcze skulona, czekając, aż jej serce zwolni szaleńczy bieg, a tańczące przed oczami wielkie czarne ćmy zwiną skrzydła i odlecą tam, skąd przyleciały.Dobrze, że znalazł się tu ten pieniek i mogła się go przytrzymać, gdyby go nie było, z pewnością by się przewróciła.Spojrzała na pieniek i nagle przestała myśleć, a kiedy oprzytomniała, jej pierwszą myślą było: “Nie widzę tego, co wydaje mi się, że widzę.To kolejne dzieło wyobraźni, kolejna halucynacja”.Zamknęła oczy i policzyła do dwudziestu, a kiedy je otworzyła, czarne ćmy znikły, ale poza tym nic się nie zmieniło.Pieniek drzewa nie był pieńkiem drzewa, lecz słupem.Na wierzchu przegniłego, miękkiego drewna widniało przerdzewiałe na czerwono kółko.Trisha chwyciła je i poczuła dotyk prawdziwego żelaza, a kiedy podniosła dłoń, na palcach zobaczyła ślad rdzy.Złapała je znowu, poruszyła nim.Nagle ogarnęło ją uczucie, że już to kiedyś przeżywała, tylko tym razem było to jakby prawdziwsze i wiązało się jakoś z Tomem Gordonem.Co?.- To ci się śniło - powiedział Tom.Stał niespełna dziesięć metrów od niej, opierając się plecami o klon.Ramiona skrzyżował na piersiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •