[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rycerz przeszył spojrzeniem swoich niebieskich oczu rządcę, który jakby nieco zmalał.- Więc tak, mój człowieku - zagaił.- Słyszałeś już zapewne o sytuacji, w jakiej znalazłasię Anglia, a zatem i twój pan.Będzie on potrzebował zebrać drużynę z ludzi z majątku.Zaciąg,który będzie odpowiadał wymaganiom jego suzerena.Zostaną oni wybrani spośród zdolnych domarszu i walki mężczyzn.Mężczyzn, którzy mieszczą się w wymienionych przez niego latach,chociaż nikt nie jest za stary czy za młody, jeśli tylko jest sprawny i wytrzymały.Przeto pan twójżąda od ciebie, abyś przedstawił w ciągu najbliższych dwóch godzin stu i dwudziestu takichludzi.- Brianie - zaczął trochę niepewnie Jim - jeżeli jest tylko trzydziestu ośmiu.- Sądzę, iż ten oto poczciwy rządca może nieco się mylić co do liczby odpowiednich ludziw twojej posiadłości, Jamesie.I zdaje sobie teraz sprawę z tej pomyłki, zwłaszcza że odpowie zanią gardłem, jeśli nie zdoła zebrać wystarczająco wielu ludzi, by stworzyć wymagany zaciąg.Cóż, panie rządco? Czy zechciałbyś jeszcze raz pomyśleć o tym, kto mógłby się nadawać?Potrzebujemy ludzi w dobrym zdrowiu, silnych i pogodnego ducha.Sir James nie wezmie dotego zadania żadnych jęczydusz ani marud, na świętego Dustana! Mieliby zły wpływ na innychludzi.Zatem! Za godzinę zbierzesz ich dla nas na dziedzińcu, aby twój pan wraz ze mną mógł ichdojrzeć, ponieważ śpieszy nam się.Możesz odejść.- Ale - ale - ale - John rządca odwrócił się i zaapelował do Jima - milordzie, czy takie jestwasze życzenie? Słyszałem tego szlachetnego rycerza, ale to, czego żąda, jest - no,niewykonalne.Nawet gdybyśmy mieli takich stu i dwudziestu ludzi, każdego z nichpotrzebujemy tutaj i nie możemy obyć się bez nich w zamku i na polach.Trzeba zaorać ugory.Wzamku są naprawy, z którymi czekaliśmy wiosny.Jest tysiąc jeden różnych rzeczy, które trzebazrobić, a i tak już nam brak rąk do pracy.- Jamesie - zapytał Brian, odwracając się do Jima - czy mogę pomówić z tobą naosobności?- Ależ oczywiście - odpowiedział Jim.Po czym podniósł głos: - Hej tam, wy wszyscy -włącznie z tobą, Johnie - wskazał palcem na rządcę - wynocha mi z sieni! Ale bądzcie w pobliżu,gdybym was chciał przywołać.Rycerz nie odezwał się, dopóki cała służba nie zniknęła, potem odwrócił się do Jima.AleAngie przemówiła, zanim zdołał uczynić to rycerz.- Brianie, czy nie byłeś dla niego trochę za ostry? - spytała.- John rządca jest u nas odczasu, kiedy przejęliśmy zamek.Jest dobrym, uczciwym człowiekiem.Zawsze mogliśmy muufać i zawsze służył nam najlepiej, jak potrafił.Jeśli mówi, że ma tylko trzydziestu ośmiu ludzi,to pewnie właśnie tylu ma.- Nie myśl tak, pani - odpowiedział poważnie rycerz.- Nie wątpię, że jest taki, jakmówisz.Dobry rządca.Poczciwy człowiek.I z tego właśnie powodu nie ustępuje od razu wkwestii oddania zdrowych ludzi na potrzebny zaciąg.Jego powinnością jest wyżywić orazochronić zamek i ziemię; przeto w tym celu musi starać się zachować i osłaniać najlepszychspośród poddanych.Zwrócił się do Jima.- Czy oboje tego nie widzicie? - zapytał.- Ten człowiek tylko targuje się z nami.Zgoda -stu ludzi to więcej, niż nam trzeba.To więcej niż wymagany zaciąg.Ale trzydziestu ośmiu togłupia liczba.To o wiele za mało.Gdzieś pomiędzy tą liczbą a moją, stu i dwudziestu, dojdziemydo porozumienia co do odpowiedniej liczby wojska.Będzie to proces powolny, on będzie sięnam przeciwstawiał przez cały czas i co do liczby, i co do wartości ludzi.Zobaczycie, żepierwsza grupa ludzi, jaką zaprezentuje na dziedzińcu, niewarta będzie poprowadzenia pół miliwzdłuż drogi, a co dopiero do Francji na bitwę.Ale w końcu zdobędziemy to, czego nam trzeba.A teraz, czy mam wasze pozwolenie, by kontynuować?Jim i Angie popatrzyli na siebie.%7łyli w tym dziwnymi świecie już prawie rok, dośćdługo, by wiedzieć, że spraw l nie załatwia się tu metodami, do jakich byli przez całe życie jprzyzwyczajeni.Wiedzieli także, że rycerz znał odpowiedni j sposób przeprowadzenia tychspraw.- Dalej, Brianie - powiedział Jim.- Znów jak wtedy, j gdy ćwiczyłeś mnie w użyciu broni,staję się twoim uczniem, j Ty się tym zajmij, a ja spróbuję się nauczyć, jak to się robi, jobserwując ciebie i słuchając.- Zgoda! - rzekł rycerz.- Zatem świetnie.Sądzę, że] pozwolimy panu rządcy trochęskruszeć i zastanowić się, j czy czasem nie mówiłem poważnie o stu i dwudziestu! ludziach i oszansie, że zawiśnie, jeśli ich nie dostarczy, j Tymczasem wezwij dowódcę twoich zbrojnych iteraz z nimf porozmawiamy.Jim podniósł głowę.- Theolufie! - zagrzmiał.Jakaś postać niezwłocznie wyskoczyła z wejścia nąj słoneczne schody i zbliżyła się dostołu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]