Home HomeChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean ParkClarke Arthur C, Baxter Stephen Swiatlo minionych dniStephen W. Hawking Krotka Historia Czasu (2)Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079) (Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki (SCAN dal 1 (2)Christie Agatha Pani McGinty nie zyjeCornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 1 Zimowy Monarcha (2)Card Orson Scott Szkatulka (SCAN dal 1056)Feist Raymond E Srebrzysty ciern
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • styleman.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Chcę, żeby Henry zabrał mnie na Dutch Hill.Do takiego starego budynku.Dzieciaki nazywały go Rezydencją i wszyscy mówili, że jest nawiedzony.Może tak było.Wiem, że wyglądał niesamowicie.Naprawdę niesamowicie.- Eddie pokręcił głową na samo wspomnienie.- Po raz pierwszy od wielu lat pomyślałem o Rezydencji, kiedy byliśmy na polanie niedźwiedzia, i podszedłem do tego dziwnego baraku.Sam nie wiem.może dlatego miewam te sny.- Wcale tak nie myślisz - zauważyła Susannah.- Nie.Sądzę, że to coś znacznie bardziej skomplikowanego niż tylko wspomnienie.- Czy poszliście tam z bratem? - zapytał Roland.- Tak.Namówiłem go na to.- I coś się zdarzyło?- Nie.A jednak to było okropne.Staliśmy tam przez chwilę i patrzyliśmy na dom, a Henry drażnił się ze mną.Mówił, że każe mi tam wejść i przynieść coś na pamiątkę, takie rzeczy, ale wiedziałem, że tego nie zrobi.Bał się tego domu tak samo jak ja.- I o to chodzi? - spytała Susannah.- Śni ci się, że wchodzisz do tego domu? Do Rezydencji?- Nie tylko to.Ktoś przychodzi.a potem jakby wciąż tam był.Widzę go w tym śnie, ale tak trochę.jakby kątem oka, rozumiecie? I wiem, że powinniśmy udawać, że się nie znamy.- Czy tamtego dnia ktoś tam był? - zapytał Roland.Uważnie obserwował Eddiego.- Czy też występuje jedynie w tym śnie?- To było dawno temu.Miałem najwyżej trzynaście lat.Jak mogę to pamiętać?Roland nie odpowiedział.- W porządku - rzekł w końcu Eddie.- Tak.Myślę, że on był tam tamtego dnia.Dzieciak z workiem na kapcie albo z plecakiem.nie pamiętam dokładnie.I za duże okulary przeciwsłoneczne.Takie z lustrzanymi szkłami.- Kim był? - zapytał Roland.Eddie milczał przez długą chwilę.Trzymał w ręku ostatni „burrito rewolwerowca”, ale stracił apetyt.- Myślę, że to był ten chłopak, którego spotkałeś w zajeździe - rzekł wreszcie.- Sądzę, że twój stary znajomy Jake kręcił się w pobliżu, obserwując Henry’ego i mnie tego popołudnia, kiedy wybraliśmy się na Dutch Hill.Myślę, że nas śledził.Ponieważ on słyszy głosy, tak samo jak ty, Rolandzie.I ponieważ dzieli moje sny, a ja jego.Uważam, że ja pamiętam to, co dzieje się teraz w jego rzeczywistości.Ten chłopiec próbuje tu wrócić.I jeśli klucz nie będzie gotowy, kiedy podejmie tę próbę.albo nie będzie pasował.dzieciak pewnie umrze.- Może on ma własny klucz - rzekł Roland.- Czy jest taka możliwość?- Owszem, tak sądzę - odparł Eddie - ale to nie wystarczy.- Westchnął i schował „burrito” do kieszeni, na później.- „I nie sądzą, żeby on o tym wiedział.”* * *Poszli dalej.Roland i Eddie na zmianę pchali fotel Susannah.Wybrali koleinę z lewej strony.Fotel podskakiwał i chwiał się i co jakiś czas musieli go przenosić przez kamienie, które sterczały z ziemi niczym wyszczerbione kły.Pomimo to poruszali się szybciej niż dotychczas.Teren stopniowo się wznosił i kiedy Eddie spojrzał przez ramię, zobaczył las opadający powoli serią niewielkich tarasów.Daleko na północy dostrzegł wstęgę wody spływającej po stromej skalnej ścianie.Ze zdumieniem pojął, że to miejsce nazywali „strzelnicą”.Teraz niemal niknęło w mgiełce sennego letniego popołudnia.- Uważaj, chłopcze! - zawołała ostro Susannah.Eddie odwrócił głowę w samą porę, aby uniknąć zderzenia z Rolandem.Rewolwerowiec przystanął i przyglądał się gęstym krzakom po lewej stronie drogi.- Jeśli nie będziesz uważał, zabiorę ci prawo jazdy - dodała zjadliwie.Eddie zignorował tę uwagę.Powiódł wzrokiem za spojrzeniem Rolanda.- Co to?- Jest tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć.- Roland odwrócił się, podniósł Susannah z fotela i posadził ją sobie na biodrze.- Chodźmy zobaczyć.- Zostaw mnie, wielkoludzie.Sama sobie poradzę.Lepiej od was, chłopcy, jeśli chcecie wiedzieć.Gdy Roland ostrożnie opuścił ją na porośniętą trawą koleinę, Eddie spoglądał w gąszcz.Popołudniowy blask rzucał krzyżujące się cienie, lecz wydało mu się, że widzi to, co dostrzegł Roland.Wysoki szary kamień, niemal zupełnie skryty przez zasłonę listowia i pnączy.Susannah zwinnie wślizgnęła się w zarośla obok drogi.Roland i Eddie poszli za nią.- To znak, prawda?Podpierając się rękami, Susannah oglądała prostokątny kamień.Niegdyś stał prosto, lecz teraz mocno przechylał się na prawo, jak nagrobek.- Tak.Daj mi nóż, Eddie.Eddie podał mu go i przykucnął obok Susannah, podczas gdy rewolwerowiec przecinał pnącza.Kiedy opadły, ujrzał zatarte litery wykute w kamieniu i wiedział, co głoszą, zanim Roland odsłonił połowę napisu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •