[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aspitis Preves przytaknął mu milcząco, a Benigaris ściągnął ciemne brwi z przejęcia.- Liczebnie przewyższamy ich trzykrotnie, a jeśli wyślemy gońców, możemy ściągnąć także posiłki Josui.Jesteśmy w stanie przygwoździć Guthwulfa do murów Naglimund.- Uśmiechnięty klepnął ojca po ramieniu.- Pomyśl, jak czułby się wtedy Elias, chyba zastanowiłby się przed atakiem?Leobardis jechał w milczeniu.Spojrzał w tył na powiewające nad łąkami proporce swoich oddziałów.Słońce na chwilę przedarło się przez zasłonę ciemnych chmur i dodało koloru kołysanym wiatrem trawom.Widok ten przypomniał mu Krainę Jezior na wschód od jego pałacu.- Wezwij trębacza - powiedział.Aspitis odwrócił się natychmiast i wydał rozkaz.- Poślę gońców do Naglimund, ojcze! - zawołał Benigaris, uśmiechając się z ulgą.Książę widział, jak bardzo jego syn tęskni do sławy, ale przecież będzie to też sława Nabbanu.- Wybierz najszybszych jeźdźców, synu - krzyknął do Benigarisa, który jechat już między szeregami żołnierzy.- Popędzimy szybciej, niż ktokolwiek by przypuszczał.- Krzyknął tak głośno, że wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę.- Legiony popędzą! W imię Nabbanu i Matki Kościoła! Niech się strzeże nasz wróg!Benigaris wrócił niebawem z informacją, że posłańcy wyjechali.Książę Leobardis dał sygnał trębaczom; na dźwięk trąbek ogromna armia nabrała szybkości.Odgłos końskich kopyt rozbrzmiewał nad łąkami niczym bicie bębnów, gdy wyjeżdżali z Inniscrich.Promienie słońca rozjaśniły bure, poranne niebo i proporce zalśniły błękitem i złotem.Zimorodek zmierzał do Naglimund.JADĄC przez bramę na czele kilkudziesięciu rycerzy, Josua zakładał jeszcze swój prosty, lśniący hełm.Obok niego biegł harfiarz i pokazywał coś, co trzymał w wyciągniętej dłoni.Książę ściągnął lejce swego konia.- O co chodzi? - spytał zniecierpliwiony, przesuwając wzrokiem po horyzoncie.Harfiarz z trudem mógł złapać oddech.- To jest.sztandar twego ojca, książę, - powiedział i podał sztandar Josui - Masz tylko szarego łabędzia, herb Naglimund.Czy mógłby być lepszy od tego?Książę patrzył na biało-czerwony proporzec, który leżał na wpół rozwinięty na jego kolanach.Spoglądał z niego groźnie smok, jakby jakiś intruz zagrażał świętemu Drzewu, wokół którego bestia owinęła swe ciało.Deornoth, Isorn i kilkunastu innych rycerzy jadących nie opodal uśmiechnęli się ze zrozumieniem.- Nie - powiedział stanowczo Josua i oddał sztandar.- Nie jestem moim ojcem.Nie jestem też królem.Odwrócił się, owijając lejce wokół prawej dłoni, i uniósł ramię.- Naprzód! - zawołał.- Na spotkanie przyjaciół i sprzymierzeńców.Ruszyli przez biegnące w dół ulice miasta.Kilka kwiatów rzuconych z murów przez żegnających ich ludzi upadło na rozjeżdżoną, błotnistą drogę za nimi.Co TAM widzisz, Rimmersmanie? - dopytywał się Towser.- Co tam mruczysz?Oddział Josui był już tylko kolorową plamą, która znikała szybko w oddali.- Wzdłuż wzgórz od południa nadjeżdżają jeźdźcy- powiedział Jarnauga.- Stąd wydaje się, że nie jest ich wielu, ale są jeszcze bardzo daleko.- Zamknął oczy na chwilę, jakby usiłował sobie coś przypomnieć, po czym otworzył je, nie przestając wpatrywać się w dal.Towser zrobił znak Drzewa; oczy starego Rimmesmana były tak jasne i płonęły takim blaskiem, jakby to były lampy z szafirów.- Głowa dzika nad skrzyżowanymi włóczniami - wycedził Jarnauga.- Czyj to herb?- Guthwulfa - odparł Towser zaskoczony.Stary błazen patrzył na horyzont i wydawało mu się, że Rimmersman mówi o duchach.- Hrabia Utanyeat, namiestnik królewski.Stojąca z boku lady Vorzheva patrzyła zamyślona za odjeżdżającym oddziałem Josui.- A zatem nadjeżdża z południa przed armią Eliasa.Leobardis musiał go dostrzec, gdyż Nabbańczycy skręcili w kierunku południowych wzgórz, jakby zamierzali go zaatakować.- Ilu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]