Home HomeStephen King Pokochala Toma Gordona (2)Ostrzegam czytelnika Carter DicksonGeorge Gordon Byron GiaurWilliams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)Pokochala Toma GordonaDavStephen King TOCarolyn Hart Smierc na zadanieSalvatore R.A Star Wars czesc 2. Atak KlonowCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • abcom.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Sir Jamesie - zagrzmiał - kwestionuję twoje prawo do mego pokoju! Wyzywam cię, byś własnym ciałem bronił swego doń prawa.Wyjdźmy na dziedziniec.Możesz uzbroić się, jak chcesz.Ja uczynię podobnie albo, zaniechawszy dogodności właściwego mi rynsztunku i oręża, będę się z tobą potykał, jak stoję!Sprawy istotnie przybrały paskudny obrót.Gdy tylko skończył mówić, sir Giles odwrócił się i ciężko stąpając wyszedł przez drzwi na dziedziniec.Tam odwrócił się i stał, czekając, aż Jim za nim podaży.Nie widząc innego wyjścia, Jim zrobił to.Wyszedł na wybrukowany dziedziniec.Zaraz też wyraźnie dostrzegł, jak okrągły i gładki stał się bruk od ciągłego użytku, a także że jest dość śliski z powodów, w które wolałby raczej nie wnikać.Dzień był jasny i wesoły, niebo tak niebieskie jak morze, a gdzieniegdzie rozsiane były małe kłębuszki białych chmur.- A niech mnie diabli, panie! - rzucił sir Giles.- Straciłeś głos? Chcesz się poddać i porzucić kwaterę, czy będziesz się ze mną potykał jeden na jednego, z bronią twego wyboru?Sir Giles, tak jak Jim, miał tylko miecz zwisający u pasa i był bez zbroi.Jim miał przykrą świadomość, jaka byłaby odpowiedź sir Briana - radosna zgoda na walkę.Z drugiej strony pamięć Jima przypomniała mu w niemiły sposób głos sir Briana, taktownie określający jego władanie tarczą jako nierówne.Jim w ciągu ostatniego roku nabrał nieco wprawy w używaniu broni tego świata i tej epoki, ale prawdę mówiąc sir Brian nie chwalił go zbyt często.Czy miałby jakąś szansę przeciw komuś tak gwałtownemu jak sir Giles, który prawdopodobnie ćwiczony był w sztuce użycia broni od czasu, gdy zaczął raczkować? Jim sądził, że raczej nie.Musi jednak odpowiedzieć - albo walczyć.Umysł jego pracował szybko.- Ociągałem się nieco z odpowiedzią, sir Gilesie - wyrzekł w końcu powoli - ponieważ myślałem nad sposobem wyjaśnienia ci tej sprawy bez ubliżenia takiemu rycerzowi jak ty.- Ha! - przerwał mu sir Giles i dłoń, którą wcześniej opuścił, zacisnął z powrotem w pięść i oparł na biodrze.- W istocie rzeczy - ciągnął Jim - podjąłem ślub.Ślubowałem nigdy nie dobywać klingi, dopóki nie skrzyżuję jej z ostrzem jakiegoś francuskiego miecza.W chwili gdy wypowiedział te słowa, Jim poczuł, jak słabo i głupio muszą one brzmieć, zwłaszcza dla tak wojowniczej osoby jak sir Giles.Była to najsłabsza wymów­ka z możliwych, ale pierwsza, jaką zdołał wymyślić.Przy­gotował się na to, że tak czy inaczej będzie musiał dobyć miecza i walczyć i zdziwiła go nagła zmiana postawy u człowieka, który stał naprzeciw niego.Było to tak, jakby cały ogień i wściekłość opuściły nagle sir Gilesa, zastąpione przemożnym zrozumieniem i współ­czuciem.W jego oczach dosłownie zabłysły łzy.- Szlachetny to ślub, na wszystkich świętych! - wy­krzyknął spoglądając na Jima.Postąpił krok ku niemu.- Gdybym tylko miał dość wiary w siebie, aby choć spróbo­wać podobny ślub uczynić! Daj mi swą rękę, panie.Szlachcic, który potrafi znieść wszelkie zaczepki, każdy afront i zniewagę, aby utrzymać swe spojrzenie twardo utkwione w ten cel, ku któremu zmierzają teraz wszyscy zacni Anglicy, jest doprawdy dzielnym człowiekiem.Złapał dłoń wyciągniętą odruchowo przez Jima i uściskał ją serdecznie.- Nie mógłbyś nigdy obrazić mnie, sir Jamesie, mówiąc mi o takim ślubie.Oddałbym prawą rękę, żeby samemu pomyśleć o takim ślubie i mieć wiarę, że go dotrzymam - nie zważając, że karą za niedotrzymanie go byłoby wieczne potępienie!Jim był oszołomiony.Całkiem zapomniał, jak w tym świecie ludzie tego rodzaju co Brian i sir Giles dosłownie czcili odwagę w każdej formie.W istocie dla większości z nich był to odruch.Nagła ulga sprawiła, że niemal zaczął się trząść.Nie sprawiła jednak, by zmarnował okazję, jaką zauważył teraz przed sobą.- Może zatem, sir Gilesie - zaproponował - zgodził­byś się rozwikłać tę trudność dzieląc ten pokój z sir Brianem i ze mną.W samej rzeczy, jeśli sobie życzysz, możesz podzielić łóżko w tym pokoju z sir Brianem, bowiem uczyniłem jeszcze jeden ślub, który ogranicza mnie do spania na podłodze.- Ależ niech mnie diabli! Niech mnie! - odpowiedział sir Giles, z nadmiaru uczucia omal nie ścierając palców Jima na proszek.- Szlachetny i wielkoduszny! Taki, jaki zawsze powinien być rycerz.Będę zaszczycony, milordzie.Będę szczęśliwy i zaszczycony, dzieląc pokój z wami dwoma, tak jak proponujesz.- Więc może teraz kazałbyś komuś wnieść tam twoje rzeczy - dodał Jim.- Ja powiem karczmarzowi - odwracał się mówiąc to i przerwał odkrywszy, że nie tylko karczmarz, ale i chyba prawie wszyscy z gospody stoją tuż za nim albo spoglądają z okien i drzwi na sir Gilesa i niego.- Tuszę, że nie masz żadnych obiekcji, by sir Giles dołączył do nas w pokoju, zacny karczmarzu? - spytał.- Ależ najmniejszych, milordzie.Zupełnie żadnych.Sam poślę kogoś po rzeczy sir Gilesa, jeśli tylko powie mi, gdzie można je znaleźć.- Mój człowiek ma je z naszymi końmi na zewnątrz dziedzińca - odparł sir Giles z niedbałym ruchem ręki.Odkaszlnął, nieco zażenowany.- Inni oczywiście zjawią się w swoim czasie.- Zatem pozwól, bym cię zabrał na górę, sir Gilesie - powiedział Jim - a może karczmarz przyśle nam trochę wina.Doprowadził go na górę i wkrótce potem przyniesiono im wino.Zręcznie omijając łóżko, Jim usiadł na jednym ze stosów ubrań i derek, które leżały na podłodze.Sir Giles szybko pojmując wskazówkę, że Jim we wszystkich spra­wach musiał ograniczać się do poziomu podłogi, wybrał inną stertę blisko niego.- Za pozwoleniem, milordzie - powiedział sir Giles, kiedy zajęli się pierwszymi kubkami pełnymi kiepskiego czerwonego wina, którego dostarczył im karczmarz.Jim skrzywił się nieznacznie, widząc, jak większość zawartości kubka znika w gardle jego towarzysza przy pierwszym łyku.Sir Giles, jak większość ówczesnych rycerzy, zdawał się pić jak ktoś, kto zagubiony na pustyni w końcu natknął się na źródło wody.- Lękam się jednak, że nie wiem, gdzie może leżeć twoje gniazdo rodzinne.Wstyd mi się także przyznać, że nie rozpoznaję nazwy ani - co to było - Malencontri? Ani też w pamięci mojej nie utkwiła nazwa Riveroak.- Malencontri leży na wzgórzach Malvern - odrzekł Jim - właściwie niedaleko od Worcester.Faktycznie leży pośród terenów łowieckich Malvern, z których większość należy do hrabiego Gloucester.Ale ja sam otrzymałem Malencontri bezpośrednio od króla.- Jestem ci zobowiązany za tę zacną grzeczność wy­jaśnienia mi - odpowiedział sir Giles.- Ja sam jestem rycerzem z Northumberland.Nasza rodzina od wielu pokoleń mieszka na wybrzeżu Morza Germańskiego, które niektórzy nazywają Pomocnym, trochę tylko na południe od Berwick [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •