Home HomeChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean ParkClarke Arthur C, Baxter Stephen Swiatlo minionych dniStephen W. Hawking Krotka Historia Czasu (2)Makuszynski Kornel O dwoch takich co ukradli ksiezPHP Kompendium Programisty Blake Schwendiman PL§ Carter Stephen L. Wladca Ocean ParkLewis Susan Skradzione marzeniaZbigniew Nienacki Pan Samochodzik i . Wyspa ZloczSasiedzi nazisci Eric Lichtblau
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Jasne, Wielki Billu - oświadczył Richie.- Co ty nie p-p-powiesz - stwierdził Bill.- A teraz słuchaj.Z-z-zostawimy t-t-twój rower w Barrens.T-t-tam, gdzie zostawiam Silvera, kiedy się bawimy.P-p-pojedziesz na b-b-bagażniku, w razie gdybyśmy m-m-musieli szybko się z-zmywać.- Richie skinął głową, nie zamierzając się z nim spierać.Jego dwudziestodwucalowy raleigh (czasami, kiedy szybko pedałował, uderzał kolanami w kierownicę) wyglądał jak dziecinny rowerek w porównaniu z potężnym Silverem.Wiedział, że Bill był silniejszy, a Silver szybszy.Dotarli do małego mostka i Bill pomógł Richiemu ukryć pod nim rower.Potem usiedli i przy wtórze odgłosów przejeżdżających nad nimi od czasu do czasu pojazdów Bill rozpiął płaszcz i wyjął pistolet swego ojca.- T-t-tylko b-bądź b-b-bardzo ostrożny - powiedział Bill, podając go Richiemu, który gwizdnął z nie ukrywanym podziwem.- W t-t-takiej broni nie ma b-b-bezpiecznika.- Jest nabity? - zapytał z niepokojem w głosie Richie.Pistolet, Walther PPK, który znajdował się w posiadaniu Zacka Denbrougha od czasów okupacji, wydawał się niewiarygodnie ciężki.- J-j-jeszcze n-n-nie - odparł Bill i poklepał się po kieszeni.- M-mam tu p-p-parę naboi.Ale m-m-mój t-t-tata mówi, że czasami, j-jeśli n-n-nie j-jesteś d-dostatecznie o-o-ostrożny, p-p-pistolet p-potrafi sam w-w-wypalić.I m-możesz się s-s-sam p-p-postrzelić.- Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech, który zdawał się potwierdzać, że Bill pomimo absurdalności tego stwierdzenia wierzył, iż jest ono jak najbardziej prawdziwe.Richie zrozumiał.W tym przedmiocie jak w klatce czaiła się zabójcza drapieżność - coś, czego nigdy nie wyczuwał w 22,30-30 czy strzelbie swojego ojca (choć, co się tyczy dubeltówki, wydawało mu się, że czasami coś odczuwał.w sposobie, w jaki stała, milcząca i naoliwiona w mrocznym kącie szafy w garażu, zdając się mówić: Gdybym chciała, mogłabym być naprawdę straszna; niewiarygodnie straszna - ale na szczęście broń była niema).Ten pistolet jednak, ten mały czarny walther.zdawał się wprost stworzony do zabijania ludzi.Richie z lodowatym dreszczem uświadomił sobie, że właśnie po to został on wyprodukowany.Co innego mogłeś robić pistoletem? Przypalać papierosy?Odwrócił walthera lufą do siebie, trzymając dłonie z dala od spustu.Jedno spojrzenie w głąb czarnej czeluści lufy wystarczyło, by zrozumiał znaczenie dziwnego uśmiechu Billa.Przypomniał sobie, jak ojciec powiedział mu kiedyś: Jeżeli zdołasz pojąć, że nie ma czegoś takiego jak nie naładowana broń, to przez całe życie nie będziesz miał kłopotów z bronią palną, Richie.Z wyraźną ulgą oddał pistolet Billowi.Bill ponownie schował go pod płaszczem.Nagle dom przy Neibolt Street nie wydawał się już Richiemu taki straszny.choć perspektywa rozlewu krwi stała się bardziej prawdopodobna niż kiedykolwiek dotąd.Spojrzał na Billa; być może miał zamiar zaproponować mu, aby mimo wszystko zrezygnowali z tej wyprawy, ale zobaczył jego twarz, odczytał, co się na niej malowało, i zapytał tylko: - Jesteś gotowy?13Jak zawsze, kiedy Bill w końcu oderwał drugą nogę od ziemi, Richie był pewny, że runą na ziemię i porozbijają sobie głowy na twardym cemencie.Wielki rower chybotał się szaleńczo z boku na bok.Karty przypięte do szprych roweru przestały strzelać ogniem pojedynczym i przeszły na ciągły.Rower przestał sunąć chwiejnie jak pijak i zaczął jechać nieco bardziej pewnie.Richie zamknął oczy i czekał na nieuniknione.I wtedy Bill zawołał: - Hej-ho, Silver, naprzóóóóód!Rower przyspieszył i wreszcie to upiorne, przyprawiające o mdłości kołysanie ustało.Richie rozluźnił swój morderczy uchwyt na brzuchu Billa i złapał się przedniej części bagażnika.Bill przejechał na skos Kansas Street i pomknął przez boczne uliczki, stale przyspieszając, w stronę Witcham.Bill prawie położył Silvera na boku i ponownie krzyknął: - Hej-ho, Silver!- Szybciej, Bill! - zawołał Richie, przerażony jak wszyscy diabli, ale mimo wszystko śmiejący się do rozpuku.- Musisz ujarzmić tę dziecinę!Bill wziął to sobie do serca, unosząc się na siodełku, pochylając nad kierownicą i napierając na pedały jak szaleniec.Patrząc na plecy Billa, które były zadziwiająco szerokie jak na jedenasto- dwunastolatka, jego łopatki unoszące się na przemian w rytm stóp naciskających na pedały, Richie pomyślał, że są absolutnie nietykalni.nic nie może się im przydarzyć.będą żyć wiecznie.No cóż, może nie oni obaj, ale z całą pewnością Bill.Bill nie zdawał sobie sprawy ze swojej siły, nieustępliwości i doskonałości.Sunęli jak burza, mijali teraz mniej domów, a ulice przecinały Witcham w o wiele większych odstępach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •