[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za dodatkowym honorarium zeżre na twoich oczach żywą żmiję lubpołknie całego zaskrońca! Patrz tylko na to.- Wskazał leżące wokół płaty wężowejskóry, po których ślizgały się białe larwy.- A teraz zobaczysz najgorsze.I pamiętaj otym, że trzymam cię na muszce.Jeden fałszywy ruch i kulejesz do końca życia.W czwartej komnacie siedział Stasio.Był przywiązany do krzesła grubym sznurem.Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała.Patrzył na stojących przed nim ludzi.Zwiatłozałamywało się na jego zdeformowanej głowie i nie dochodziło do jego oczu.Oczodoły były jeszcze ciemniejsze i oczy były w nich wcale niewidoczne.Wyglądałyjak dwie czarne dziury wydrążone w kanciastej bryle czoła.Garyga rzucił się do chłopca i zaczął rozwiązywać sznur.Popielski wziął bat, opartyo ścianę namiotu, i strzelił z niego głośno.Stasio drgnął mocno w objęciach ojca.Komisarz strzelił ponownie.Chłopiec aż podskoczył.- Panie i panowie! - krzyczał Popielski, jakby był konferansjerem cyrkowym.- Otoprzed wami kolejne dziwadło, które odtańczy taniec świętego Wita! Jeden strzał - jedenkrok taneczny!Strzelał z bata, skurcze przebiegały przez ciało dziecka, ojciec drżącymi rękamiusiłował rozplątać marynarski węzeł zasupłany na linie.- Tańcz, szatański pomiocie! - wrzeszczał Popielski i strzelał z bata.- Tańcz, a tłumbędzie szalał z uciechy! Podryguj, a tłum będzie wył! A wieczorem otrzymasz nagrodę- zaszpuntujesz ciemną jamę babochłopa!Garyga rozwiązał syna i tulił go do piersi.- Pójdziesz do więzienia za paserstwo.- Popielski syczał do ucha przerażonego ojca.- A twój syn zostanie sam.Wtedy ja zatelefonuję do kochanego dyrektora.I niedługopo moim telefonie Stasio trafi do odmieńców i stanie się uciechą dla tłuszczy.Garyga nie reagował.Tulił wciąż syna, a na twarzy drżały mu mięśnie.- Rozumiesz, kanalio bolszewicka? - Komisarz był tak wściekły, że zamierzył siębatem na komiwojażera.- Rozumiesz, że twój synuś, twój chory synuś, zostaniestraszydłem?Stasio przestał drżeć.Odsunął delikatnie ojca i uśmiechnął się do Popielskiego.- Synuś, synuś - powiedział dziwnym piskliwym głosem.- Dzie synuś? Dzie jesynuś? Ja chce do synuś! Ja bawi z synuś!Wtedy Bernard Garyga zaczął płakać.Popielski odłożył bat i podszedł doroztrzęsionego ojca.Oparł mu rękę na ramieniu.- Herod Agryppa? - zapytał.108- Tadeusz Szałachowski - odparł Garyga, nie patrząc na Popielskiego.- A jego synuśto Andrzej Szałachowski.Mieszkają na Sobieskiego 15.Nieszczęsny ojciec odwrócił się i plunął komisarzowi w twarz.Ten wstał, wytarłplwocinę z twarzy chustką perfumowaną wodą libańską, ozdobioną staranniewyszytym monogramem, po czym rzucił ją na stos wężowych skór.Franciszek Wojciechowski patrzył na to wszystko rozszerzonymi zrenicami.Dokomisarza Popielskiego nie odczuwał już teraz ani odrobiny szacunku.***W ulicę Sobieskiego wjechała dorożka, a w ślad za nią chevrolet.Oba pojazdyzatrzymały się pod numerem 15.Była to przeciętna kamienica, jakich wiele było wokolicach Rynku.Popielski spuścił wzrok z budynku i przyglądał się, jak Bernard Garyga budzi Stasia.Po chwili ojciec i syn wyszli z dorożki i zbliżyli się do bramy.Pierwszy unikał wzrokukomisarza, drugi - ocuciwszy się ze snu - podskakiwał i uśmiechał się, wskazując cochwila palcem na bramę.Komisarz wcisnął guzik dzwonka przy drzwiach wejściowych.Po chwili powtórzyłtę czynność kilkakrotnie.Trzymał guzik przyciśnięty i przerywał co chwila strumieńdzwięku.- Co jest? Co jest? - Rozezlony głos portiera słychać było z daleka - Co to piekarnia?A poczekać mi tu chwili!- Policja kryminalna! Otwierać!Ta informacja - jak było najwyrazniej słychać - przyśpieszyła kroki portiera.Posekundzie stał przy bramie, otwierał klapkę wizjera i mierzył wzrokiem trzechstojących przed bramą mężczyzn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]