[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na Bękarta Przewoznika.- szepnęła Jerusha, czując, jak Miroew bolesnej zgrozie zaciska dłoń na jej ręce.- Na Panią - odpowiedział głębokim, dzwięcznym głosem, choć wiedziała, że nie mógł tak myśleć.W tłumie rozeszły się ciche pomruki, patrzący jeden po drugim opadali na kolana w niezłomnymprzekonaniu, że są świadkami cudu, obecności Bogini i Jej wybranki.wreszcie jedyną stojącą pozostałaCapella Goodventure.Jerusha dostrzegła, że nawet ona kiwnęła głową w uznaniu faktu albo porażki.Królowa stała jeszcze chwilę z podniesioną wysoko głową, twarzą zastygłą w nieodgadniętej dla Jerushymasce.Powietrze nadal było spokojne; pradawna sala i wszyscy w niej obecni wydawali się zamrożeni wbezruchu.Aż wreszcie Moon Dawntreader zrobiła znowu krok, schodząc z mostu na stały grunt.Obejrzała się na wiszące w powietrzu obwisłe zasłony, jakby na coś czekała, ale żagle się niewypełniały, szklane ściany pozostały zamknięte.Moon odetchnęła głęboko, widać było, jak uniosły się iopadły jej ramiona, na twarzy miała jeszcze ślady zgrozy, która uciszyła tłum.Znowu spojrzała przedsiebie, na blade, oszołomione oblicze męża.Wróciła do jego boku; Jerusha dostrzegła, że niemal cofnąłsię ze strachem, gdy wzięła go za rękę.- Było wolą Pani - powiedziała Królowa, zwracając się wreszcie ku tłumowi - bym się tu znalazła i byśty był ze mną.- Wskazała na przepaść za sobą, teraz, po umilknięciu wiatrów, możliwą dla każdego doprzebycia.- Oto Jej znak, że doszło do prawdziwej zmiany, że zwyczaje Zimaków nie są już dla naszakazane.- Zawahała się, wpatrując się w twarze obecnych, jej własna zmieniała się w rytmprzeżywanych uczuć.- Jesteśmy, kim jesteśmy - powiedziała - a dawne zwyczaje stanowiły dla nasjedyny ratunek.Ale żadna droga nie jest jedyna czy najlepsza.Zmiana nie zawsze jest czymś gorszym,oto przeznaczenie wszelkich rzeczy.To nie z woli Pani mieliśmy zamknięty dostęp do wiedzy, która mogłapolepszyć nasze życie, tak chcieli pozaziemcy.A teraz odeszli.Proszę was o wspólną pracę przywypełnianiu woli Pani, pracę przy zmianie.Capella Goodventure odrzuciła puzdro tonów i wyszła dumnie z sali.Z mroku dobiegało echo jejkroków.Reszta jednak pozostała, wbijając oczy w Królową, czekając, co teraz nastąpi; żądni byli jej słów,pracy przy spełnianiu przekazywanej przez nią woli Pani.- Miroe, jak to zrobiła? - mruknęła Jerusha.- Jak?Pokręcił tylko głową, popatrzył nic nie rozumiejącym wzrokiem.- Nie wiem - powiedział.- Mam nadzieję, że choć ona wie.bo sama tego nie uczyniła.Jerusha uniosła głowę, przeszukując w górze oczyma straszliwe cienie, wspominając przeszłość.Jednakże znała to miejsce nawet nie dwadzieścia lat.Warstwy zamierzchłych epok, ukrytych tajemnic,widmowych lat Krwawnika sięgały tysiąclecia wstecz.Jerusha potarła ramiona, czując, jak miasto zaciskawokół niej mury niby zimne objęcie grobu, i nic już nie powiedziała.TIAMAT: KrwawnikSparks Dawntreader zawahał się w drzwiach izby, która w czasach Królowej Zniegu była salątronową.Nagle nie był w stanie zrobić ruchu, jakby wiązało go zaklęcie.Patrzył na tron, zauroczony jegowyrafinowanym pięknem.Wygięcia z dmuchanego i topionego szkła wyglądały na wyrzezbione z lodu.Zwiatło załamywało się w ich skrętach i kładło na lśniących powierzchniach, aż wydawały się jaśnieć odwewnątrz.Tron wywarł na nim wrażenie niesamowicie dziwnego, gdy wszedł tu po raz pierwszy i zobaczyłsiedzącą na nim ją: Arienrhod, Królową Zniegu, w jakiś niemożliwy sposób mającą twarz Moon,dziewczyny, którą pokochał na zawsze.Ciągle, pomimo lat spędzonych w roli kochanka Arienrhod, niemógł patrzeć na tron obojętnie.nawet teraz, gdy ujrzał, że zajmuje go Moon o twarzy Królowej Zniegu.W rozległej, białej przestrzeni, w środku nocy, siedziała cicho i nieruchomo niby zabłąkana lunatyczka.Odetchnął głęboko, zwalniając pierś z ucisku, przełamując zaklęcie, które objęło go po wejściu do tejsali.Cicho jak duch pokonał przestwory białego dywanu - jak własny duch, pomyślał.- Moon - powiedział miękko i ostrzegawczo.Jej ciało zadrżało; obróciła się w tronie, by spojrzeć na niego.- Co tu robisz? - zapytał.Dosłyszał wtych słowach niezamierzone ostrze gniewu i dodał pośpiesznie: - Powinnaś odpoczywać, spać.Myślałem, że Miroe dał ci coś na sen.- Po przedwieczornym spotkaniu z sybillami - po zatrzymaniuwiatrów - gdy wychodziła z Sali schodami, miała twarz poszarzałą z wyczerpania.Pozwoliła mu siępodpierać, czuł, jak drży ze zmęczenia.Ostatnio niemal do końca wyczerpała zapasy sil; wszystkiezabierało rosnące w niej dziecko - lub dzieci.Pomógł jej dojść do sypialni, a Miroe Ngenet podał na uspokojenie ciepły napar z ziół i zakazałwszystkim, nawet jemu, przeszkadzać Królowej.Nie sprzeciwił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]