[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak wstał posłusznie, a ja powoliopuściłam spodnie.Lekko przeciągnęłam paznokciami po skórze ud i łydek,osuwając się na kolana.I na tym skończyły się d'Angelińskie subtelności.Kazan Atrabiades, którydygotał niczym koń ucięty przez gza, rzucił mnie na wielkie łoże ze złoconymzagłówkiem.Jego twarz wisiała nad moją, czerwona z triumfu i podniecenia, gdyzakładał moje nogi na swoje ramiona.Z potężnym jękiem ulgi wtargnął we mnie ażdo końca.Trwało to długo, bardzo długo według mojej znajomości rzeczy.Spodziewałam się, że skończy szybciej, ale Kazan, choć niecierpliwy, znałwartość samokontroli i nie był niewyżytym młodzieńcem, który szuka upustu wkrótkim, gwałtownym wybuchu.Trudnił się rabunkiem i zasady walki z wrogiemstosował wobec kobiet.Zadawał mi długie, miarowe pchnięcia, stopniowozwiększając tempo, a gdy już balansowałam na progu spełnienia, zwalniał izaczynał od nowa.Szlochałam z frustracji i wbijałam mu paznokcie w plecy,błagając po d'Angelińsku.Dopiero gdy obrabował mnie doszczętnie, sam oddał sięrozkoszy i jego twarz straciła wyraz w kulminacyjnej chwili.Pózniej zasnął, jak człowiek, który osiągnął cel po długiej, ciężkiej pracy.Ponieważ nie kazał mi wyjść, zostałam i leżałam obok niego, rozmyślając długo potym, jak lampka zaskwierczała i zgasła.Wspominałam kriawboga i zastanawiałamsię nad tajemnicą Kazana.W końcu powieki zaczęły mi ciążyć i ja też zapadłam wsen.Kiedy się zbudziłam, słońce wisiało wysoko nad horyzontem, a Kazana niebyło.Marjopi podała mi śniadanie złożone z daktyli i miodu do maczania chleba.Rzucała na mnie złym okiem i mamrotała coś pod nosem.Posiliłam się w jasnej,zalanej słońcem kuchni, mając do towarzystwa koty, które ocierały się o stołowenogi.Starałam się puszczać marudzenie Marjopi mimo ucha, ale w końcu niewytrzymałam. Trochę rozumiem, co mówisz powiedziałam po iliryjsku. I powiem ci, żenie chcę skrzywdzić Kazana.Kiedy Nikanor wróci, odejdę.Obrzuciła mnie takim samym spojrzeniem jak wówczas, gdy poprosiłam olustro jakbym była kotem, który znienacka przemówił ludzkim głosem. Sama w sobie nie jesteś zła, wiem wyznała niechętnie. Ale będzie lepiej,gdy odejdziesz prędzej niż pózniej, zanim skradniesz mu serce. Wskazała namoje lewe oko, naznaczone przez Strzałę Kusziela. To świadczy o pechu, a kiedyklątwa krwi skrzyżuje się z klątwą krwi, ktoś umrze.Znaczenia pewnych słów mogłam się tylko domyślać, lecz zrozumiałam sensjej wypowiedzi. Nie wypuści mnie, dopóki nie dostanie pieniędzy.Marjopi, dlaczego Kazanzostał obrzucony. potknęłam się na słowie klątwą krwi? Czy dlatego, że zabiłbrata? Dlaczego?Nie chciała odpowiedzieć.Odwróciła się, mamrocząc coś niezrozumiale.Tak oto ustalił się wzór dni i nocy wypełnionych czekaniem.Brak mi słów naopisanie mojego związku z Kazanem Atrabiadesem, bo pod wieloma względamiodbiegał od dotąd mi znanych.W dzień traktował mnie jak gościa i czasamiodgrywał tę rolę tak dobrze, że sam się zapominał, ja jednak pamiętałam.W nocybyło na odwrót: niekiedy ja zapominałam, że trafiłam do jego łóżka, ponieważjestem zakładniczką, a nie sługą Naamy.I, co najdziwniejsze, czasami myślałam o nim niemal jak o przyjacielu.Gdy czuł lekkość w sercu, lubił przeciągać pogawędki i miłosne igraszki dopóznej nocy.A potem, w ciągu dnia, ludzie bez końca wymyślali przyczyny jegoniewyspania. Zeszłej nocy Kazan miał pchły w łóżku i nie wyspał się, bo wszystko goswędziało mawiali z jak najbardziej poważnymi minami.Nazajutrz ktoś innykomentował: Pohukiwanie sowy nie dawało mu zasnąć.Uważajcie, jest zły jakosa!A Glaukos czerwieniał, bo wiedział, że to rozumiem.Nieraz Kazan był zadumany i zamknięty w sobie, i wtedy cienie czające się wkątach pokoju budziły mój niepokój.Pewnej nocy zbudziłam się i zobaczyłam, żestoi w prostokącie księżycowej poświaty, trzymając w ręce drewnianegożołnierzyka. Kazanie zagadnęłam cicho, siadając na łóżku. O co chodzi?Po długiej chwili milczenia odparł szorstko: Nieważne.Coś mi się przyśniło.To nic takiego.Zpij.Patrzyłam, jak pieczołowicie odkłada zabawkę i zamyka szufladę; nie zbliżyłamsię do niej od dnia, kiedy mnie na tym przyłapał. Czasami w snach zawarta jest prawda.Miałam sen, który wysłał mnie do LaSerenissimy.Opowiedz mi o swoim, panie, może zdołam ci pomóc. Znił mi się brat, jako mały chłopiec przerwał mi Kazan ponurym głosem.Przychodzi do mnie cały we krwi i pyta, czemu go zabiłem!Wstrzymałam oddech, a on patrzył na mnie gniewnie z drugiej strony pokoju.Odczekałam trzy uderzenia serca i zapytałam cicho: Dlaczego to zrobiłeś?Przez krótką wieczność tylko patrzył, a potem gniew uszedł z niego w drżącymwestchnieniu i Kazan usiadł na brzegu łóżka, chowając twarz w dłoniach.Ledwosłyszałam stłumione słowa. To był wypadek.Sztuki Naamy, wbrew opinii ignorantów, służą nie tylko zaspokajaniu potrzebcielesnych.Tej nocy wyciągnęłam historię z Kazana jak cierń, kawałek pokawałku.Ród Atrabiadesów był stary i szlachecki.Jego ojciec służył jako kapitangwardii bana i mieszkał w Epidauro.Miał szlachetnie urodzoną żonę i dwóchsynów.Kazan był wojownikiem, budzącym ojcowską dumę, a Daroslav uczonym,oczkiem w głowie matki.Kiedy ojciec poległ w potyczce, Kazan zrezygnował zesłużby w marynarce, żeby pójść w jego ślady, i wstąpił do gwardii.Zdarzyło się to jakieś dziesięć lat temu, gdy miał dwadzieścia dwa lub trzy lata.Był bystry i szybko awansował, aż został dowódcą oddziału
[ Pobierz całość w formacie PDF ]