Home HomeRoberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzeniaRoberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzeniaRoberts Nora Marzenia 01 Smiale marzeniaChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Lem Stanislaw Dzienniki gwiazdowe t.1 (2)Grzesiuk Stanislaw Boso, ale w ostrogach (3)Kosinski Jerzy Gra (3)Lauren Oliver Pandemonium 02Sagan Carl KontaktGabor Boritt The Lincoln Enigma, The Changin
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .jak pan ją nazwał? Jurene.? Jeśli kapitanowi Ellisorowi uda się sprowadzić statek z mielizny tak szybko, jak ma nadzieję, wówczas wsiądziemy z powro­tem na jego pokład.Obiecał, że zatrzyma się w wiosce, aby sprawdzić, czy nas tam nie ma.Jeśli jednak mu się nie uda, możemy wsiąść w Jurene na inny statek.Być może nawet znajdziemy tam odpływającą właśnie łódź.Kapitan mówi, że kupcy zatrzymują się w tym miejscu, ponieważ są tam andorańscy żołnierze.Wzięła głęboki oddech, jej głos stwardniał.- Dostatecznie jasno wyjaśniłam swoje racje? Czy po­trzebujecie dodatkowej przemowy?- Dla mnie jest to zrozumiałe - wtrąciła szybko Elay­ne, zanim Egwene zdążyła cokolwiek powiedzieć.- Po­mysł na pozór nie jest zły.Ty również uważasz, że to dobry pomysł, nieprawdaż Egwene?Egwene niechętnie skinęła głową.- Myślę, że tak.- Ależ, Aes Sedai - protestował Ellisor - przynaj­mniej idźcie po andorańskim brzegu.Na tym są rozbójnicy, rozmaite łotry i wcale od nich nie lepsi żołnierze.Sam ten wrak pod naszym dziobem dowodzi, jacy to ludzie.- Nie widziałyśmy żywej duszy na cairhieńskim brzegu - odparowała Nynaeve - poza tym nie jesteśmy bez­bronne, kapitanie.Nie będę szła piętnastu mil, kiedy mogę przejść sześć.- Oczywiście, Aes Sedai - dopiero teraz Ellisor za­czął się naprawdę pocić.- Nie zamierzam niczego wam sugerować:.Oczywiście, że nie jesteście bezbronne, Aes Sedai.Nie to miałem na myśli.Z furią niemalże wytarł twarz, która jednak wciąż lśniła od potu.Nynaeve otworzyła usta, spojrzała na Egwene, ale naj­wyraźniej zrezygnowała z zamiaru wypowiedzenia słów, które cisnęły jej się na usta.- Idę na dół po swoje rzeczy - oznajmiła, rzucając słowa gdzieś w przestrzeń między Egwene i Elayne, potem odwró­ciła się do Ellisora.- Kapitanie, proszę przygotować łódkę.Ten skłonił się i popędził przed siebie, zanim jeszcze zdążyła odwrócić się w stronę włazu, a nim znalazła się na dole, już krzyczał na ludzi, by spuszczali szalupę.- Gdy jedna z was mówi "górą" - wymruczała Elay­ne - druga powie "dołem".Jeśli nie przestaniecie, nigdy nie dotrzemy do Łzy.- Dotrzemy do Łzy - twardo rzekła Egwene.- I to tym szybciej, im wcześniej Nynaeve zrozumie, że nie jest już żadną Wiedzącą.Wszystkie jesteśmy.- nie powie­działa Przyjętymi, zbyt wielu ludzi bowiem kręciło się w po­śpiechu dookoła -.na tym samym poziomie.Elayne westchnęła.Wkrótce łódka przewiozła je na ląd i teraz stały na brze­gu z laskami podróżnymi w dłoniach, obwieszone swym dobytkiem spakowanym w tobołki, torby oraz zawiniątka.Otaczał je pofałdowany trawiasty teren, upstrzony rozpro­szonymi zagajnikami, chociaż już w odległości kilku mil od rzeki widać było wzgórza porośnięte lasem.Wiosła sterowe "Błękitnego Żurawia" wzbijały dzikie pióropusze piany, ale łódź nawet nie drgnęła.Egwene odwróciła się i bez jednego słowa ruszyła na południe, zanim Nynaeve zdążyła zająć miejsce na czele.Kiedy pozostałe zrównały się z nią, Elayne rzuciła jej spojrzenie pełne dezaprobaty.Nynaeve maszerowała, wpa­trując się w dal.Elayne zdążyła powiedzieć jej, co Egwene wymyśliła na temat Mata i Szarego Człowieka, ale starsza przyjaciółka wysłuchała jej w milczeniu i zdobyła się tylko na krótką uwagę: "Będzie musiał zadbać sam o siebie", nie przerywając nawet marszu.Po pewnym czasie Córka-Dzie­dziczka zrezygnowała z prób skłonienia ich do rozmowy, więc dalej szły w milczeniu.Kępy drzew rosnące wzdłuż brzegu rzeki, szybko skryły "Błękitnego Żurawia" za grubą zasłoną liści wodnego dębu i wierzby.Omijały zagajniki, mimo iż były stosunkowo nie­wielkie, bowiem nie potrafiły pozbyć się wrażenia, że coś może czaić się w cieniu gałęzi.Między kępami drzew w po­bliżu rzeki rosły nieliczne zarośla, tak rzadkie, że nie mo­głoby się wśród nich ukryć nawet dziecko, a co dopiero rozbójnik, ponadto były wystarczająco rozproszone, by zo­stało dosyć wolnej przestrzeni na swobodny marsz.- Jeśli spotkamy rozbójników - oznajmiła Egwene - zamierzam się bronić.Tutaj nie ma żadnej Amyrlin, któ­ra patrzyłaby nam przez ramię.Usta Nynaeve zacisnęły się.- Jeśli będzie to konieczne - powiedziała, patrząc w prze­strzeń - możemy wystraszyć każdego rozbójnika w taki sposób jak to zrobiłyśmy z tamtymi Białymi Płaszczami.Jeśli nie znajdziemy innego sposobu.- Wolałabym, abyście nie mówiły o rozbójnikach ­powiedziała Elayne.- Chciałabym dotrzeć do wioski bez.Zza krzaka, znajdującego się tuż przed nimi, wyrosła nagle postać odziana w szarości i brązy.ROZDZIAŁ 8PANNY WŁÓCZNIEgwene objęła saidara, zanim jeszcze krzyk za­marł jej na ustach i dostrzegła, jak Elayne również otacza się poświatą.Przez mgnienie zastanawiała się, czy Ellisor usłyszy ich krzyk i wyśle pomoc, "Błękitny Żuraw" znaj­dował się nie dalej niż milę w górze rzeki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •