Home HomeWspółczesne tendencje w pomocy społecznej i w pracy socjalnej red. Mirosław Grwisński, Jerzy KrzyszkowskiCarter Scott Cherie Jesli zycie jest gra oto jej reMartin George R.R Gra o tron (SCAN dal 908)Andrzejewski Jerzy Lad serca (SCAN dal 764)Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 2 Smoczy rycerz, t. 1Martin George R.R Gra o tronKsenofont Historia GreckaHerbert Frank Diuna KapitularzBaczyński Krzysztof Kamil Sen w granicie kuty (2)Dick Philip K My zdobywcy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sprzedamnadjeziorem.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wiele mężczyzn i kobiet nuciło znaną melodię razem z piosenkarzem.Osten zerknął na Leilę, spojrzenie, jakie mu posłała, było tak smutne i tkliwe jak nastrój piosenki.To go ośmieliło, i wkrótce pozbył się całej sztywności w postawie i napięcia w głosie.Śpiewał bez wysiłku, wydobywając z siebie czułe spe­ktrum słodkiego dźwięku i uczucia i posyłając je z miło­ścią do najdalszych rogów tarasu.Publiczność była za­chwycona, oczy Leili błyszczały od łez.Kiedy doszedł do refrenu, Meksykanie, którzy znali tekst piosenki tak dobrze jak alfabet, uświadomili sobie, że dopisał po hiszpańsku własne słowa, i nowa fala szaleńczego ap­lauzu poderwała salę.Przerwał na krótko i nie spuszczając wzroku z twarzy Leili, zaczai śpiewać El Rey, piosenkę, która znana była publiczności na równi z poprzednią.I znowu Meksyka­nie nucili wraz z nim, wsłuchując się w zmienione przez niego słowa, a na koniec nagrodzili go ogłuszającymi brawami.Kiedy publiczność wiwatowała na jego cześć, a kilku młodych ludzi zebrało się wokół niego, żeby obejrzeć konsolę, wstał i wyłączył instrument.Rozpalony i spo­cony ruszył przez rozentuzjazmowany tłum w stronę Leili.Wyglądała ponętnie i dziewczęco w meksykańskiejludowej sukni z białej koronki.Zarumieniona, pode­kscytowana i przepełniona radością wyciągnęła do nie­go rękę, pochylając jednocześnie do przodu całe swoje ciało.- Kiedy słuchałam, jak grasz i śpiewasz - powiedzia­ła - czułam w sobie taką spontaniczność!Trzymał mocno jej dłoń, ochraniając ją jednocześnie przed tłumem, który na nich napierał, gratulując mu występu.Następnie pomógł jej wydostać się zza stolika i poprowadził ją do zamkniętej z powodu remontu, od­dzielonej kotarą części kawiarni.Przysunął dla niej krzesło, na którym usiadła, zwróciwszy się twarzą do niego, a sam oparł się o stojący obok zakurzony stół stolarski.Patrzyli na siebie w milczeniu, w ciszy pokoju słychać było tylko bicie ich serc.Czuł w sobie jej obe­cność tak pewnie, jakby już długi czas byli ze sobą.- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział w końcu.- Ja też - odparła niskim z emocji głosem.Pohamowując swoje podniecenie, przysunął się bli­żej.Wyczuła jego nastrój, zrozumiała intencje, ale nie uczyniła żadnego gestu.Znowu przybliżył się do niej.I znowu nie poruszyła się, śledząc oczami jego ruchy.- Obstawa? - Jego głos był chrapliwy.Ruchem głowy wskazała, że są w holu.Delikatnie ujął jej dłonie.Były zimne.Wstała.Zobaczył, że drżą jej usta.Objął jej ramiona i przyciągnął do siebie, aż dzieliło ich tylko wąziutkie pasmo powietrza.- Kocham.Kocham twój głos - szepnęła, patrząc na jego usta.- Kocham cię - wyznał Osten, chowając twarz w jej włosach.Czując, jak tężeje jej ciało, bojąc się, że wyrwie się z jego objęć, wymruczał, by zatrzymać ją w miejscu:- Powiedz mi.co myślisz.- O czym? - spytała.Jej ręce dotykały lekko jego karku, jakby wciąż bała się go objąć.- O czymkolwiek.Bliskość twarzy Ostena wywołała w niej dreszcze.- Moje ulubione piosenki - zaczęła.- Dziękuję, że je dla mnie zaśpiewałeś.Wzruszyłeś mnie do łez.Przesunął dłonie wzdłuż jej pleców i położył je powy­żej pośladków.- To było takie.inspirujące - powiedziała, zanurza­jąc palce w jego włosach.- W najlepszej tradycji muzy­cznej.- Westchnęła, kiedy pocałował koniuszek jej ucha i przycisnął ją mocniej do siebie.Potarła twarz o jego policzek i objąwszy rękami plecy Ostena, przytuliła się do niego.- Czyjej tradycji? - wyszeptał, ocierając się o jej bio­dra.Wepchnął kolano między jej nogi i posadził ją na swoim udzie.Jęknęła i odchyliła się do tyłu.Czule przy­garnął ją z powrotem.- W tradycji najlepszych - wyszeptała.- Jesteś wspa­niałym piosenkarzem.Tak dobrym jak każdy ze zna­nych.Oddzielała swoje słowa pocałunkami, huśtając się w przód i w tył na jego udzie.Całowała jego czoło i policz­ki, ale ciągle unikała ust.Po chwili westchnęła i całym ciężarem ciała naparła na niego kością łonową, obraca­jąc się na boki, rozdarta między pragnienie czucia go głębiej i chęć przedłużenia rozkoszy.- Mówiono mi wiele razy, że za bardzo go naśladuję - wyszeptał.- To co? Jesteś silniejszy niż on.Wyprzedzasz trady­cję - powiedziała.Doprowadzona do szczytu podniecenia, ujęła dłońmi jego głowę i przytuliła do siebie.Z zamkniętymi oczami, wstrząsana orgazmem szukała niecierpliwie zimnymi wargami jego ust.Kiedy poczuł jej język, wstrzymał od­dech.Był napięty do granic wytrzymałości.Po chwili jednak sztywność ustąpiła, a studnia jego emocji otworzy­ła się nagle jak źródło na pustyni, świeże i niespokojne.Zanim spotkał Leilę, miał wiele romansów ze star­szymi kobietami.Ponieważ miały swoje własne życie i nie wtrącały się do jego życia, wolał je od młodych i wolnych, które mogły pójść za nim wszędzie.Większość tych starszych kobiet była gospodyniami domowymi z przedmieść Nowego Jorku, Środkowego Zachodu i Ka­lifornii.Niektóre z nich żyły w wygodnych układach małżeńskich, inne w separacji, inne jeszcze były roz­wódkami rozglądającymi się za kolejnym odpowiednim kandydatem na męża.Zawsze martwiło go w tych związ­kach to, że jego partnerki niezmiennie widziały w nim zwykłego schludnego młodzieńca - wcielenie typowego bohatera telewizyjnej opery mydlanej z lekkim dodat­kiem wylegującego się na plaży playboya albo też wize­runek dobrze zapowiadającego się astronauty.Dla tych z nich, które oczytane były w teoriach wyzwolenia ko­biet, romans z młodszym mężczyzną był zaledwie jedną z wielu świeżo dostępnych dla kobiet opcji, takich jak zaangażowanie w politykę na poziomie lokalnym czy nawet kandydowanie na jakiś urząd.Inne słuchały jedy­nie porad znanej autorki, która radziła im: jeśli macie wątpliwości, weźcie sobie kochanka albo zmieńcie wy­strój domu.Młode, niezamężne dziewczyny sprawiały mu prawie taką samą trudność.Chociaż dawały większe gwarancje trwałego związku, większość z nich widziała w nim jedy­nie potencjalnego męża.Wszystkie zdawały się powta­rzać ten sam scenariusz: delikatne usidlenie Pana-Wła­ściwego Męża.Zaczynało się od wścibiania nosa w jego życie, co w ich opinii stanowiło konieczny warunek zarówno otwartości jak i bliskości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •