[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele mężczyzn i kobiet nuciło znaną melodię razem z piosenkarzem.Osten zerknął na Leilę, spojrzenie, jakie mu posłała, było tak smutne i tkliwe jak nastrój piosenki.To go ośmieliło, i wkrótce pozbył się całej sztywności w postawie i napięcia w głosie.Śpiewał bez wysiłku, wydobywając z siebie czułe spektrum słodkiego dźwięku i uczucia i posyłając je z miłością do najdalszych rogów tarasu.Publiczność była zachwycona, oczy Leili błyszczały od łez.Kiedy doszedł do refrenu, Meksykanie, którzy znali tekst piosenki tak dobrze jak alfabet, uświadomili sobie, że dopisał po hiszpańsku własne słowa, i nowa fala szaleńczego aplauzu poderwała salę.Przerwał na krótko i nie spuszczając wzroku z twarzy Leili, zaczai śpiewać El Rey, piosenkę, która znana była publiczności na równi z poprzednią.I znowu Meksykanie nucili wraz z nim, wsłuchując się w zmienione przez niego słowa, a na koniec nagrodzili go ogłuszającymi brawami.Kiedy publiczność wiwatowała na jego cześć, a kilku młodych ludzi zebrało się wokół niego, żeby obejrzeć konsolę, wstał i wyłączył instrument.Rozpalony i spocony ruszył przez rozentuzjazmowany tłum w stronę Leili.Wyglądała ponętnie i dziewczęco w meksykańskiejludowej sukni z białej koronki.Zarumieniona, podekscytowana i przepełniona radością wyciągnęła do niego rękę, pochylając jednocześnie do przodu całe swoje ciało.- Kiedy słuchałam, jak grasz i śpiewasz - powiedziała - czułam w sobie taką spontaniczność!Trzymał mocno jej dłoń, ochraniając ją jednocześnie przed tłumem, który na nich napierał, gratulując mu występu.Następnie pomógł jej wydostać się zza stolika i poprowadził ją do zamkniętej z powodu remontu, oddzielonej kotarą części kawiarni.Przysunął dla niej krzesło, na którym usiadła, zwróciwszy się twarzą do niego, a sam oparł się o stojący obok zakurzony stół stolarski.Patrzyli na siebie w milczeniu, w ciszy pokoju słychać było tylko bicie ich serc.Czuł w sobie jej obecność tak pewnie, jakby już długi czas byli ze sobą.- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział w końcu.- Ja też - odparła niskim z emocji głosem.Pohamowując swoje podniecenie, przysunął się bliżej.Wyczuła jego nastrój, zrozumiała intencje, ale nie uczyniła żadnego gestu.Znowu przybliżył się do niej.I znowu nie poruszyła się, śledząc oczami jego ruchy.- Obstawa? - Jego głos był chrapliwy.Ruchem głowy wskazała, że są w holu.Delikatnie ujął jej dłonie.Były zimne.Wstała.Zobaczył, że drżą jej usta.Objął jej ramiona i przyciągnął do siebie, aż dzieliło ich tylko wąziutkie pasmo powietrza.- Kocham.Kocham twój głos - szepnęła, patrząc na jego usta.- Kocham cię - wyznał Osten, chowając twarz w jej włosach.Czując, jak tężeje jej ciało, bojąc się, że wyrwie się z jego objęć, wymruczał, by zatrzymać ją w miejscu:- Powiedz mi.co myślisz.- O czym? - spytała.Jej ręce dotykały lekko jego karku, jakby wciąż bała się go objąć.- O czymkolwiek.Bliskość twarzy Ostena wywołała w niej dreszcze.- Moje ulubione piosenki - zaczęła.- Dziękuję, że je dla mnie zaśpiewałeś.Wzruszyłeś mnie do łez.Przesunął dłonie wzdłuż jej pleców i położył je powyżej pośladków.- To było takie.inspirujące - powiedziała, zanurzając palce w jego włosach.- W najlepszej tradycji muzycznej.- Westchnęła, kiedy pocałował koniuszek jej ucha i przycisnął ją mocniej do siebie.Potarła twarz o jego policzek i objąwszy rękami plecy Ostena, przytuliła się do niego.- Czyjej tradycji? - wyszeptał, ocierając się o jej biodra.Wepchnął kolano między jej nogi i posadził ją na swoim udzie.Jęknęła i odchyliła się do tyłu.Czule przygarnął ją z powrotem.- W tradycji najlepszych - wyszeptała.- Jesteś wspaniałym piosenkarzem.Tak dobrym jak każdy ze znanych.Oddzielała swoje słowa pocałunkami, huśtając się w przód i w tył na jego udzie.Całowała jego czoło i policzki, ale ciągle unikała ust.Po chwili westchnęła i całym ciężarem ciała naparła na niego kością łonową, obracając się na boki, rozdarta między pragnienie czucia go głębiej i chęć przedłużenia rozkoszy.- Mówiono mi wiele razy, że za bardzo go naśladuję - wyszeptał.- To co? Jesteś silniejszy niż on.Wyprzedzasz tradycję - powiedziała.Doprowadzona do szczytu podniecenia, ujęła dłońmi jego głowę i przytuliła do siebie.Z zamkniętymi oczami, wstrząsana orgazmem szukała niecierpliwie zimnymi wargami jego ust.Kiedy poczuł jej język, wstrzymał oddech.Był napięty do granic wytrzymałości.Po chwili jednak sztywność ustąpiła, a studnia jego emocji otworzyła się nagle jak źródło na pustyni, świeże i niespokojne.Zanim spotkał Leilę, miał wiele romansów ze starszymi kobietami.Ponieważ miały swoje własne życie i nie wtrącały się do jego życia, wolał je od młodych i wolnych, które mogły pójść za nim wszędzie.Większość tych starszych kobiet była gospodyniami domowymi z przedmieść Nowego Jorku, Środkowego Zachodu i Kalifornii.Niektóre z nich żyły w wygodnych układach małżeńskich, inne w separacji, inne jeszcze były rozwódkami rozglądającymi się za kolejnym odpowiednim kandydatem na męża.Zawsze martwiło go w tych związkach to, że jego partnerki niezmiennie widziały w nim zwykłego schludnego młodzieńca - wcielenie typowego bohatera telewizyjnej opery mydlanej z lekkim dodatkiem wylegującego się na plaży playboya albo też wizerunek dobrze zapowiadającego się astronauty.Dla tych z nich, które oczytane były w teoriach wyzwolenia kobiet, romans z młodszym mężczyzną był zaledwie jedną z wielu świeżo dostępnych dla kobiet opcji, takich jak zaangażowanie w politykę na poziomie lokalnym czy nawet kandydowanie na jakiś urząd.Inne słuchały jedynie porad znanej autorki, która radziła im: jeśli macie wątpliwości, weźcie sobie kochanka albo zmieńcie wystrój domu.Młode, niezamężne dziewczyny sprawiały mu prawie taką samą trudność.Chociaż dawały większe gwarancje trwałego związku, większość z nich widziała w nim jedynie potencjalnego męża.Wszystkie zdawały się powtarzać ten sam scenariusz: delikatne usidlenie Pana-Właściwego Męża.Zaczynało się od wścibiania nosa w jego życie, co w ich opinii stanowiło konieczny warunek zarówno otwartości jak i bliskości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]