[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby to spotkanie odbyło się przed rokiem, nie powątpiewałaby, że może cokolwiek osiągnąć, lecz teraz? Jednak przybywszy już tutaj, osobiście zetknąwszy się z takim cierpieniem, nie mogła już zawrócić.Ni to przyklęknęła, ni to opadła na czworaki na brudną podłogę o wyciągnięcie ręki od nieszczęśliwej kobiety.Odsłoniła swe myśli, wzdrygnęła się zaniepokojona i pozwoliła się wciągnąć.Kris poważnie niepokoił się o Talię - nie wiedział, jak działa jej Dar, i bał się, że z łatwością wpadnie w pułapkę zastawioną przez szalony umysł tej kobiety.A wtedy, cóż mógłby począć? Talia trwała w na poły klęczącej pozycji tak długo, że Krisa solidarnie rozbolały kolana.Po chwili zaczęła oddychać w zwyczajnym rytmie i powoli uniosła powieki.Kiedy uniosła głowę, Kris wyciągnął do niej rękę i pomógł jej wstać.- No i? - zapytał z nadzieją Tedric.- Wędrowna rodzina zmarła na zimową chorobę dwa miesiące temu.wspomniana w raporcie z Domesday, czy została po nich sierota? - odparła z lekko szklanymi oczyma.- Tak, chłopczyk - odezwał się Kris, a Tedric kiwnął potakująco głową.- Kto go przygarnął?- Ifor Ślusarski Mistrz.Nie był zbyt uradowany, ale ktoś musiał się biedactwem zająć - powiedział Tedric.- Czy możecie go tutaj sprowadzić? Czy Ifor zaoponuje, jeśli dla tego chłopca znajdziecie inny dom?- On nie zrobiłby tego, lecz tutaj? Wybacz, lecz to zakrawa na lekkie szaleństwo.- To jest lekkie szaleństwo - zgodziła się Talia, zwieszając głowę ze zmęczenia, tak że Kris nie mógł nic wyczytać z jej tonącej w cieniu twarzy - lecz być może ono okaże się zbawiennym lekarstwem na jej obłęd.Proszę, sprowadźcie go tutaj.Zobaczymy, czy nie zawodzi mnie moje przeczucie.Tedric wyraźnie targany wątpliwościami odjechał, by przed upływem marki na świecy powrócić z opatulonym podrośniętym dziecięciem, kwilącym i popłakującym z cicha.- A teraz wywołajcie ją z chaty, nie dbam o to jak - powiedziała Talia zmęczonym głosem do Tedrika, biorąc z jego rąk dziecię i uciszając je.- Jednak niech nie zabiera ze sobą lalki.Tedric zwabił Pogodową Wiedźmę łakociami, przekonując ją, by podążyła za nim, a wcześniej namawiając do ułożenia “niemowlaka” w kołysce obok dymiącego ognia.Talia wśliznęła się do izby, gdy kobieta stała odwrócona do niej plecami.Niemal natychmiast przez ścianę chaty przeniknęło dziecięce zawodzenie.Szalona podskoczyła tak, jakby ją ktoś biczem smagnął.Kris w życiu nie był świadkiem tak niezwykłej przemiany: oczy straciły na pół szalone, dzikie wejrzenie, błysnęła w nich inteligencja i zdrowy rozsądek.W mgnieniu oka stała się istotą ludzką.- J.Jethry? - zająknęła się.Płacz dziecka rozległ się ponownie, tym razem głośniej.- Jethry! - wykrzyknęła i pobiegła do drzwi.W kołysce leżało dziecię przywiezione przez Tedrika, miało być może niespełna rok, i rzewnie płakało.Wzięła je na ręce i przycisnęła do piersi, tuląc, jakby własną, zwróconą jej duszę, to śmiejąc się, to płacząc.Ledwie dziecina poczuła dotyk jej dłoni, a nastąpiło jeszcze jedno wydarzenie, być może najdziwniejsze - płacz ustał jak nożem uciął, a dziecina zaczęła gaworzyć do kobiety.Talia nawet na nich nie patrzyła, przycupnęła zgarbiona na progu i rozcierała palcami skronie.Towarzyszący jej dwaj Heroldowie śledzili zachodzące przemiany, nie mogąc oderwać wzroku.W końcu kobieta przeniosła uwagę z dziecka na Talię.Zbliżyła się do niej z wahaniem i zatrzymała o kilka stóp przed nią.- Heroldzie - powiedziała pewnym tonem - ty to zwróciłaś mi moje dziecko.On był nieżywy, lecz ty odnalazłaś go dla mnie!Talia podniosła oczy i potrząsnęła przecząco głową.- Nie ja, moja pani.Zawdzięczamy to tylko tobie, i to ty wskazałaś mi, gdzie go odnaleźć.Kobieta wyciągnęła rękę, by pogłaskać Talię po policzku.Kris zrobił gest, jakby chciał w tym przeszkodzić, jednak Talia dała mu znak, że nic jej nie grozi.- Odzyskasz to, co do ciebie należało - powiedziała Pogodowa Wiedźma matowym głosem, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w coś, czego żadne z nich nie mogłoby zobaczyć - i nigdy już nikt nie odbierze ci tego.Odnajdziesz to, do czego tęskni twe serce, lecz nie wcześniej, nim ujrzysz Niebiosa.Niebiosa wezwą cię do siebie, lecz drogę zastąpią ci miłość i obowiązek.Miłość rzuci śmierci wyzwanie do walki o ciebie.Do największych radości dojdziesz przez najgłębszy smutek, a twemu największemu spełnieniu nie będzie towarzyszył cień żalu.- Nie ma radości, której nie poprzedza gorycz żalu - zacytowała Talia szeptem, jakby tylko do siebie, tak cicho, że Kris ledwie dosłyszał te słowa.Oczy kobiety ponownie patrzyły przytomnie.- Czy ja coś mówiłam? Czy coś widziałam? - zapytała, najwyraźniej zmieszana.- Czy to była odpowiedz, której szukałaś?- Tak, to była odpowiedz - odparła Talia z uśmiechem.- Jednak, czy.nie masz ważniejszych spraw na głowie?- Mój Jethry, mój malutki! - wykrzyknęła, tuląc dziecko mocno do piersi, jej oczy rozjaśniły się od łez.- Tyle muszę zrobić, by się odwdzięczyć.Och, Heroldzie, jakże mam ci dziękować?- Opiekując się Jethry i kochając go tak głęboko jak teraz oraz nie zawracając sobie głowy paplaniną innych - powiedziała Talia, dając pozostałym dwóm znak, by wyszli, i szparkim krokiem oddalając się ich śladem.- O Jasne Niebiosa! - wykrzyknął nieco zaniepokojony Tedric, gdy oddalili się poza zasięg głosu.- Toż to było jak z opowieści o gusłach i zdejmowaniu klątw! Cóżeś ty za dziwnej magii tam użyła?- Mówiąc prawdę, sama nie jestem pewna - przyznała się Talia, grzbietem dłoni pocierając zmęczone oczy.- Gdy ją dzisiejszego ranka dotknęłam myślą, ujrzałam jakby.linę, więź.Była tym do czegoś przywiązana.Wydawało mi się, że widzę stronę z raportu, na której wspomniano o wędrowcach.Wiem, że przybysze nie są zbyt mile widziani w tych stronach, a więc zaryzykowałam domysł, że ocalałe dziecię niełatwo znajdzie nowy dom dla siebie.Tu potwierdziłeś moje domysły, Tedriku.Miałam wrażenie, że jej potrzebna jest jeszcze tylko jedna próba zrobienia wszystkiego jak należy.Czy to, co mówię, brzmi rozsądnie?- Bardziej niż się tego mogłem spodziewać.To przecież niemożliwe, by on mógł być.jej? Prawda? - wtrącił z wahaniem Kris
[ Pobierz całość w formacie PDF ]