[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MySmy nic nie widzieli, doSæ ¿e baron skona³ namiejscu, jakby go jakiS okropny przestrach zabi³.Ja to wszystko pañstwu powiadam pod se-kretem, wiem, i¿ chocia¿ cudzoziemcy, jesteScie ludzie godni i nie zdradzicie mnie.Ale co29mnie bardziej dziwi, to ¿e tu mia³ urz¹d zje¿d¿aæ, mieli siê dowiadywaæ; ju¿ dr¿a³em o dobr¹s³awê Z³otego Bociana, tymczasem na tym siê skoñczy³o, ¿e mi polecono milczenie.Kosmo-polita odwiedzi³ panów radnych, biskupa, i wszystko ucich³o.Barona potajemnie pochowa-no, jakby siê nic nie sta³o nadzwyczajnego.A to jednak uczciwemu cz³owiekowi przykrowidzieæ taki wypadek i milczeæ.Mog¹ jeszcze i mnie pos¹dzaæ o bezbo¿ne praktyki, albo tobraknie z³ych jêzyków!W czasie tych rozmów s³oñce ju¿ siê zbli¿y³o ku zachodowi; m³odzieñcy opuScili gospodê.Sêdziwoj mia³ siê jeszcze tego¿ wieczoru udaæ do zamku Wardstein, aby obaczyæ Adelê, ode-tchn¹æ w jej rozmowie.Na pró¿no Rogosz odradza³ mu, widz¹c, i¿ wzbudza tylko niechêæ,zamilk³.MySl Sêdziwoja zape³niona tylko by³a obrazem Kosmopolity.- Dziwna rzecz - rzek³ wreszcie - od pierwszego spostrze¿enia tego cz³owieka tylko o nimci¹gle marzê.Postaæ jego czarami zaciera w mej pamiêci rysy kochanki.JakiS g³os wewnêtrz-ny powtarza mi, i¿ los mój zwi¹zany jest z losem jego.Przeczucie nie zawodzi mnie, to jestmistrz z tego potê¿nego bractwa, o którego bytnoSci jeszcze tylu ludzi w¹tpi.***** Ja nieopuszczê go, dopóki mnie nie przyjmie.- Za swego ucznia - dokoñczy³ ze z³oSliwym Smiechem Rogosz.- Bêdzie to spe³nieniem moich najgorêtszych ¿yczeñ! - odpar³ Sêdziwoj.- Otó¿ masz, do czego ciê prowadzi ten szalony zapa³.Rwiête to s¹ s³owa owego uczonego: NieszczêSliwe umys³y, które siê kwadratur¹ ko³a, machin¹ wieczystego ruchu i kamieniemfilozoficznym zajmuj¹. Otó¿ masz owe przeznaczenia, tajemne poci¹gi, mimowolne dzia³a-nia, natchnienia i tym podobne wierutne ba³amustwa.- Jeszcze ty! szlachcic, potomek Sêdzi-mirów, gotów jesteS zostaæ s³u¿¹cym w³Ã³czêgi, niemieckiego szarlatana! A co na to braciaszlachta wyrzekn¹! Powiedz¿e, czy nie poni¿a to godnoSci i niezaleg³osci cz³owieka, za któ-rymi obstajesz, owe zdawanie siê na los i wierzenie w przypadki? Nie by³¿ebym sam godnylitoSci, gdybym czyni³ to, czego nie mam zamiaru?Sêdziwoj ju¿ ostatnich s³Ã³w przyjaciela nie s³ysza³, bo na zakrêcie ulicy, gdzie siê mieli ro-zejSæ, ujrza³ nagle o parê kroków przed sob¹ Kosmopolitê.Na tle czerwonej ³uny nieba na zachodzie powa¿na jego postaæ wyda³a mu siê kolosalnej bu-dowy.Rysy jego pogodne, spokojne, postawa niewzruszona, mia³y w sobie coS nadludzkie-go.- Cudzoziemcze - rzek³ do Sêdziwoja - idziesz do zamku Wardstein, wieczorem, tym bar-dziej w nocy, drogi niebezpieczne.Przyjmij ostrze¿enie, nie chodx sam.Nim Sêdziwoj zdo³a³ odpowiedzieæ, zapytaæ siê, co mu grozi, ju¿ siê oddali³.Rogosz tym zjawieniem siê równie¿ uderzony, upokorzyæ siê przed sob¹ musia³, czu³ bowiem,i¿ nie Smia³by oskar¿yæ w oczy tego, którego z jakiegoS instynktu nienawidzi³.A dla zag³u-szenia siebie, szydz¹c z Sêdziwoja, uniesiony zapa³em, ofiarowa³ mu siê towarzyszyæ do zam-ku Wardstein, aby jak twierdzi³ urz¹dzone zawczasu szalbierstwo Kosmopolity odkryæ i zdj¹æurok z przyjaciela, lecz Sêdziwoj zawo³a³:- Ja teraz przypominam sobie, jak dzieckiem jeszcze bêd¹c, widywa³em tego cz³owieka.I tu-taj ju¿ nieraz go widzia³em - a to we snach moich.Ka¿dy rys jego twarzy, dxwiêk g³osu,wszystko mi znajome! Nie s³ysza³eS? On najczystsz¹ polsk¹ mow¹ teraz siê do nas odezwa³.Rogosz zniechêcony, miotany tajemn¹ obaw¹, któremu wstyd nie pozwala³ cofn¹æ siê, postê-powa³ po kamienistej drodze i milcza³.30________________________* Piwo i wino by³y jedynymi w ówczesnych karczmach u¿ywanymi trunkami; wódkê brano tylko u aptekarzy i cyrulików,jakkolwiek ju¿ w powszechniejsze u¿ycie poczyna³a wchodziæ.Dziwn¹ jest rzecz¹, i¿ o wynalazcy tego zabójczego napoju tak dalece zapomniano, ¿e nawet nie wiemy z pewnoSci¹ wieku,w którym ¿y³; gdy tymczasem mniej wiêcej wiadome jest nazwisko wielkiego wynalazcy peruki albo i tego szanownego ta-lentu, który pierwszy rozwa¿n¹ rêk¹ puder sobie we w³osy nasypa³.Pewna jest rzecz¹, i¿ jeszcze oko³o 1330 roku destylacjawódki po³¹czona by³a z wielu trudnoSciami i kosztem, dlatego od ówczesnych chemików w wielkiej zachowywana tajemni-cy.Dopiero ku koñcowi XV wieku wesz³a w Europie w ogólniejsze u¿ycie.Pierwsze ksiêgi, w których jest wzmianka o wódce, polecaj¹ j¹ jako Srodek zabezpieczaj¹cy od wielu chorób i jako jedynysposób zachowania piêknoSci i m³odoSci.W 1582 roku Urz¹d Municypalny w Frankfurcie n.M.zabroni³ jej u¿ycia, ponie-wa¿ cyrulicy donieSli, i¿ u¿ywanie jej znacznie siê przyczynia do powiêkszenia SmiertelnoSci.Zakaz ten z tej¿e samej przyczyny ponowiony zosta³ 1605 roku, kiedy rozpoczêto paliæ wódkê nie tylko z wina i piwa, leczz samego ziarna, wtedy powsta³a ogólna wrzawa; uwa¿ano to jako nadzwyczajne zniewa¿enie i nadu¿ycie celu, na jakiOpatrznoSæ obdarzy³a nas zbo¿em.Nieraz surowe wychodzi³y rozkazy palenia wódki jedynie z wina lub owoców.A jednak¿e, niestety! - ¿aden trunek nie zyska³ tak powszechnego przyjêcia i u¿ycia, jak wódka pod rozmaitymi kszta³tami.Dzicy spod wszystkich sfer wnet siê z ni¹ zaznajomili; oddaj¹ za tê truciznê to, co im niegdyS by³o najdro¿sze, co najwiêcejkochali.Od Laponii do Afryki ¿¹dza wódki jednostajnie siê rozkrzewi³a.W Ameryce nic ma dzikiego, którego by wódka nie zawo-jowa³a.Do jakiegokolwiek zak¹tku Europejczyk siê dostanie, nic mu nic zjedna równie przychylnego przyjêcia - jak wód-ka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]