[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jednej z najpiękniejszych łąk wśród ogrodu, otoczonej starymi drzewami, wznosiły sięsrebrami zastawione kredensy, całe połyskujące, a kilka ogromnych stołów czekały tu na go-ści.Włoska colazione278 była gotową.Król naprzód na nią królewnę i jej panie zaprosił, a inni Francuzi poszli resztę zaproszo-nych gości pozbierać.Z wyjątkiem duchownych, którzy nie przybyli na tę zabawę wieczorną,senatorowie znajdujący się w Krakowie w niewielkiej liczbie, dwóch panów Zborowskichmiędzy nimi, siła majętnej szlachty i urzędników, wszyscy stawili się na królewskie wezwa-nie.Przy wieczerzy król był w tak nadzwyczaj wesołym humorze, tak ożywiony jak nigdy.Zdawał się szczęśliwym, a był tylko gorączkowo niespokojnym.Wiadomości z Francji ode-brane upoiły go, poruszał się, śmiał, szalał, aby nie wydać z tym, co nosił w sobie.Po wieczerzy miały rozpocząć się tańce.Francuskim obyczajem otworzyć je miał poważ-ny, ceremonialny pavanne, który i królewnie Annie był znany.Mogła go, nie naruszając po-wagi swej, przetańczyć z królem, a za nimi poszły inne pary.Prowadząc z wolna Annę, przy-znał się jej Henryk, że lubił bardzo taniec, ale skoczniejszy i żywszy.Na co mu odpowie-działa, że dawno już z powodu żałoby i osamotnienia nie tańcując, i zapomniała tych tańców,i nie mogła w nich uczestniczyć. Będę się przypatrywała dodała królewna a to mi zrobi wielką przyjemność.Pro-szę więc, abyś W.Kr.Mość zabawiał się wedle upodobania, wcale nie zważając na mnie.Król zdawał się tylko czekać na to upoważnienie i po pawannie, odprowadziwszy Annę namiejsce, które wśród starszych pań zajęła, sam bardzo żwawo począł z Francuzikami następnetańce przygotowywać.Wszyscy ich byli ciekawi, bo ci, co króla z jego przyjaciółmi w po-ufalszych towarzystwach widywali popisującego się, wiele opowiadali o zręczności, gibkościi wdzięku, z jakim żaden się z jego dworu ani mógł równać.Po pawannie już pewne powziąćbyło można wyobrażenie o tym z odtańczonego włoskiego corrente, znanego pod tym nazwi-skiem na polskim dworze, którego Francuzi nazywali po swojemu courante, a Hiszpanie segi-dyllą.Brakło tylko Francuzom kobiet, które by im równą wprawę miały w tych skokach.Henryk zdawał się całą duszą oddawać tej rozrywce, co na panach senatorach niemal przy-kre czyniło wrażenie.Było w tym coś majestatowi królewskiemu uwłaczającego.Tańcujący w chwilach wolnych uciekali się do kredensów, na których stały pełne ciągle,weneckiego szkła puchary, i wychylano je obficie.Król też pił dużo.Twarz mu się zarumie-niła, oczy zaczęły przyświecać.Po kurancie, w którym panny polskie nadto poważnie i skromnie się znajdowały, nie dajączbyt Francuzom rozbrykać, zażądał król cos weselszego, szaleńszego, a że panny przelękłeoświadczyły, iż tańców obcych nie umieją, nastąpiły narady, szepty, śmieszki, bieganie pozakrzewy, zwoływanie się i zamiast kobiet przybiegli młodzi paziowie Henryka, Francuzi, alepostrojeni tak, że nie wiedzieć, za co ich brać należało: za kobiety w strojach męskich czymężczyzn, wpół na kobiety przerobionych.Chłopaki młodziuchne mieli włosy długie, trefio-ne, w puklach puszczone na ramiona, piersi na pół obnażone, a kaftaniki ich i spodenki krojubyły niezwykłego.Mieli oni zastąpić brak tancerek.Zmarszczyło się kilka poważniejszychtwarzy, lecz była to fantazja królewska, czemu się nie miał zabawić?Zagrała muzyka popularną farandolę, taniec z południowej Francji rodem.Miał on wszyst-kie cechy gorącego kraju, z którego pochodził, ruchy i figury trochę czasem nadto swobodneraziły, lecz jeszcze to uchodziło.Król dokazywał strasznie w farandoli, podskakiwał, wyginałsię, tupał, rękami i mimiką nadrabiał.Zmiał się i jak dziecko tym bawił.278c o l a z i o n e (wyraz włoski, wydrukowany w pierwodruku mylnie przez dwa l ) śniadanie, podwieczorek; nie oznacza wieczerzy (kolacji)187Patrzyła królewna Anna zdumiona a smutna.Wesołości tej mimo woli podzielać nie mo-gła, niepokoiła ona ją.Spuszczała oczy niekiedy zawstydzona i wzdychała, lecz wkrótce cie-kawość podnosiła powieki.Tłumaczyła sobie swą bojazliwość przesadną, długim osamotnie-niem zrodzoną.Wiodąc życie na pół klasztorne, nie dziw, że do takich zabaw swobodnych niebyła nawykłą.Panie jej dworu odwracały oczy, nie śmiejąc się odzywać.Farandola, coraz nabierając większego ognia, szaleńsza coraz ku końcowi, skończyła sięnareście.Noc już była nadeszła i gwiazdy na czarnym tle jej połyskiwały.W całym ogrodzie nie-zmiernie było wesoło, starsi pili i nucili, młodzież podzielona na grupy tańcowała.Muzykinajpocieszniej, z dala słyszane, sprzeczały się z sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]