[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.IXZUPA MINAS TRONEYWieczorne słońce zachodziło - jak powinno - na zachodzie, gdy Goodgulf, Moxie i Pepsi zatrzymali wyczerpane merynosy u bram Minas Troney.Chochliki z podziwem spoglądały na legendarną stolicę Twodoru, Twierdzę Zachodu i największego w Śródziemiu Dolnym producenta ropy naftowej, zabawek jo - jo oraz szmergla.Miejskie grunty otaczały Równiny Pellegranoru, a była to ziemia obfitująca w suszarnie i spichlerze, nie mówiąc o szopach, stodołach, oborach, ruchomych chodnikach i pływających dokach.Przez tę krainę płynęła nieobliczalna Effluvium, rok po roku zapewniając stałym mieszkańcom potężne dostawy salamander i komarów widliszków.Nic dziwnego, że do miasta ściągały nieprzebrane rzesze jajogłowych westmanów, gruboustych eastmanów oraz tumanów.Tylko tutaj mogli uzyskać paszport umożliwiający opuszczenie Twodoru.Samo miasto pamiętało Dawne Dni, kiedy Beltelephon Zdziadziały wydał dość nieoczekiwany dekret, aby wybudować na tej równinie królewski ośrodek narciarski niezrównanej piękności.Niestety, stary król kopnął w kalendarz, zanim zakończono roboty i ziemne, a jego skretyniały synalek, Nabisco Niekompetentny, w typowy dla siebie sposób źle odczytał gryzmoły starego pierdoły, w wyniku czego zużyto więcej zbrojonego betonu, niż zakładał pierwotny projekt.Rezultatem było Minas Troney, inaczej zwane “Głupotą Nabisco".Bez konkretnego powodu miasto tworzyło siedem koncentrycznych kręgów otaczających pomnik Beltelephona i jego ulubionej konkubiny, imieniem Nephritis Otyła albo Phyllis.W każdym razie efekt finalny przypominał włoski tort weselny.Każdy pierścień był wyższy od następnego, tak samo jak czynsz.W najgorszym, siódmym kręgu zamieszkiwali dzielni drobni mieszczanie.Często można było zobaczyć, jak rozmieniali drobne z przeznaczeniem na takie czy inne wydatki.W szóstym kręgu mieszkali kupcy, w piątym wojownicy i tak dalej, aż do pierwszego i najwyższego kręgu, zasiedlonego wyłącznie przez Stewardów i dentystów.Na każdy poziom wjeżdżało się windami nieustannie wymagającymi remontu, tak że w owych czasach człowiek wspinający się po drabinie społecznej musiał to robić dosłownie.Każdy krąg był dumny ze swojej historii i okazywał pogardę niżej stojącym przez codzienne wylewanie nieczystości oraz takie wyrażenia jak “Siedem sobie" czy “Kochanie, nie poniżaj się".Każdy poziom był dobrze strzeżony przez przewieszone blanki, opatrzone w najdziwniejszych miejscach wtrętami i ozdóbkami - jak wersy wiersza.Każdy taki wtręt łączył się z sąsiednimi ciągami, tak więc łatwo zgadnąć, iż mieszkańcy zawsze spóźniali się na spotkania albo ginęli bez śladu.Gdy trzej wędrowcy powoli zmierzali do pałacu Beneluksa Stewarda, obywatele Twodoru gapili się na nich przez chwilę, po czym natychmiast udawali się do swoich okulistów.Chochliki odpowiadały równie zdumionymi spojrzeniami mieszkańcom: ludziom, elfom, krasnoludom, upiorom i licznym republikanom.- Na każdym konwencie spotyka się taką zbieraninę - wyjaśnił Goodgulf.Powoli pokonali ostatni rząd ruchomych schodów i stanęli na pierwszym poziomie.Pepsi przetarł oczy na widok ogromnej budowli.Budynek był zaprojektowany z rozmachem, z rozległymi trawnikami i przepysznymi ogrodami.Ścieżka pod stopami wędrowców była wyłożona alabastrem, a liczne fontanny szemrały jak banknoty.Przy drzwiach zostali dość nieuprzejmie poinformowani, że dentysty nie ma w domu i muszą - przyjść - jeszcze - raz - kiedy - stary - wróci.Ujrzeli tam zrujnowany pałac z najtwardszego masonitu, o ścianach błyszczących od warstw sreberka po czekoladzie i starych lamp rowerowych.Nad drzwiami z okutej żelazem sklejki widniał napis STEWARD WYSZEDŁ.Poniżej następny oznajmiał WYSZEDŁ NA OBIAD, a jeszcze niżej kolejny informował, że POSZEDŁ NA RYBY.- Jeśli dobrze czytam te znaki, Beneluksa nie ma w domu - rzekł Moxie.- Sądzę, że to blef - powiedział Goodgulf, uparcie naciskając przycisk dzwonka - gdyż Stewardzi z Minas Troney zawsze cenili sobie prywatność.Beneluks Cymbał, syn Elektroluksa Kutwy, pochodzi z długiej linii Stewardów liczącej wiele stetryczałych pokoleń, Z dawien dawna władają Twodorem.Pierwszy Wielki Steward, Parafin Wślizek, był zatrudniony w kuchni króla Chloroplasta jako młodszy podkuchenny, kiedy władca zginął śmiercią tragiczną.Najwidoczniej upadł, wbijając sobie w plecy tuzin widelców.Jednocześnie prawowity dziedzic, jego syn Karoten, w tajemniczy sposób opuścił miasto, napomykając coś o spisku oraz stosie listów z pogróżkami pozostawianych na jego tacy ze śniadaniem.Wobec niejasnych okoliczności śmierci jego ojca wyglądało to dziwnie, więc Karotena podejrzewano o intryganctwo.Potem jego krewni zaczęli jeden po drugim umierać w zagadkowy sposób.Kilku znaleziono uduszonych ścierkami do naczyń, a paru umarło wskutek zatrucia pokarmowego.Jeszcze kilku znaleziono utopionych w wazach z zupą, a jeden został napadnięty przez nieznanych sprawców i zatłuczony brytfanką.Co najmniej trzech nabiło się plecami na widelce, zapewne w przypływie żalu za przedwcześnie zmarłym królem.W końcu w Minas Troney nie został nikt, kto miałby prawo lub ochotę nosić przeklętą koronę i tron Twodoru czekał na chętnego.Kuchcik Parafin dzielnie przyjął ten zaszczyt; do czasu aż spadkobierca Karotena powróci, aby zażądać swego dziedzictwa, pokonać nieprzyjaciół Twodoru i zreorganizować usługi pocztowe.W tym momencie w drzwiach pojawił się otwór, a w nim świdrujące oko.- Cz - czego chcecie? - spytał głos.- Jesteśmy wędrowcami przybywającymi dopomóc szczęściu Minas Troney.Jam jest Goodgulf Szarozęby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]