Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dBalladyna SlowackiMagdalena Zimny Louis PolaAdobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osiolek.pl] (4)Lumley Brian Nekroskop IV (SCAN dal 1055)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oknapcv.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Na skrawku miękkiej ziemi znalazłem ślad, który mnie zainteresował.Mocno pachniał kasem, ale nie był to odcisk kopyta kasa, lecz niewyraźny kształt nie przypominający żadnego znanego mi zwierzęcego tropu.Przytknąłem nos bardzo blisko tego odcisku i mocno wciągnąłem jego woń.Kas, tak, ten mocny zapach niemal zupełnie tłumił inne.Jednak towarzyszył mu inny zapach, a za nim krył się jeszcze jeden.Pochyliłem się nisko i znów powąchałem.W ludzkim ciele nigdy nie poznałbym sztuczek myśliwych.To był zapach kasa, a pod nim woń ziół i człowieka.Załóżmy, że człowiek, pragnąc oszukać tych, którzy posługują się węchem, nasmarowałby się jakimiś ziołami, by zdusić swój własny zapach, a potem założył zewnętrzne okrycie kasa? To mogła być odpowiedź na moją zagadkę, i taką wersję przyjąłem.Musiałem więc ruszyć za tym kasem…Podążałem szlakiem, który zaczynał się przy rozmazanym odcisku.Zapach był silny, wyraźny, ale chwilami musiałem odróżniać inne wonie.Nie miałem odwagi biec tropem samego kasa, bo w niektórych miejscach mieszał się on z zapachem innych zwierząt, może wierzchowców używanych przez banitów.Mrok gęstniał.Trop kasa prowadził na zachód.Na otwartej przestrzeni, gdzie niełatwo było się ukryć… a każdy człowiek mógł zauważyć, że jest śledzony, usiadłem na tylnych łapach i umysłem penetrowałem przestrzeń wokół.Pierwszy sygnał nadszedł z północy.Rozpoznałem trudny do okiełznania sposób myślenia Borby lub Vorsa.Pachnie kasem, nie kas.Gdzie? — Spróbowałem wysłać moją wiadomość.Nie kas? — To było pytanie.Zapach kasa, ale nie kas — powtórzyłem.Nie… — Ta odpowiedź była stanowcza.Ponownie wysłałem swoje pytanie i otrzymałem niewyraźną odpowiedź.Kas, ale nie kas?Kas… tak…Ruszyłem na południe.Może to fałszywy trop.ale trzeba go sprawdzić.Wkrótce miałem się przekonać, że ten, którego ścigałem, był prawdziwym mistrzem.Odnalazłem silny i wyraźny zapach kasa.Czym prędzej pomknąłem w ciemność, zdając się na węch.Właśnie na to czekał mój przeciwnik.Wziąłem głęboki wdech, nim w ogóle pomyślałem o niebezpieczeństwie.W nozdrzach poczułem piekący ból.Szok był tak silny, że aż się zachwiałem.Wepchnąłem nos w ściernisko i piach, łapą pocierałem obolałe miejsce.Ten okropny zapach rozsadzał mi czaszkę, wyciskał łzy z oczu.Rzucałem się po ziemi, trąc nosem o podłoże, drapiąc się pazurami aż do krwi.Nie czułem nic prócz tego smrodu, który zdawał się częścią mnie samego.Poczułem takie mdłości, że zacząłem się tarzać.Pocierałem to jedną, to drugą stroną głowy o ziemię, aż wreszcie wstałem i zwymiotowałem.Po pewnym czasie znowu zacząłem się zastanawiać nad sytuacją.Albo ten, którego tropiłem, podejrzewał, że jest śledzony, albo zastosował środek ostrożności na wszelki wypadek.Pozostawił na swoim szlaku jakiś drażniący płyn, który pozbawił mnie węchu.Oczy nadal mi łzawiły, dokuczało też swędzenie w nosie.Prócz powonienia miałem jednak jeszcze wzrok i słuch oraz pomoc innych zwierząt.Znów wysłałem sygnał.Otrzymałem trzy odpowiedzi z okolicy.Kas… nie kas… człowiek… okropny zapach…Gdzieś z oddali zawył Borba: człowiek nadchodzi.Jeszcze raz potarłem głową o ziemię.Moje oczy łzawiły.Noc sprzyja barskom.Ciemność dla mnie nie jest tak gęsta, jak dla ludzkich oczu.Stanąłem za skałą, nasłuchiwałem, obserwowałem, nie zważając na przykre doznania w nozdrzach.Zapewne prawdziwy barsk czy jakieś inne zwierzę zostałoby już pokonane.Na swoje nieszczęście zwiadowca Osokuna nie miał do czynienia z prawdziwym barskiem.Poruszał się powoli i zupełnie nie wyglądał na człowieka.Skóra kasa zwisała na nim luźno.Przygotowałem się do skoku…Chwilami przystawał na dłużej, prawdopodobnie starał się zapamiętać drogę.Może barski atakują głośno.Ja uczyniłem to bezszelestnie.Rzuciłem się na tę część zbliżającej się postaci, którą uznałem za najlepszy cel.Choć mój przeciwnik był przebiegły, udało mi się go zaskoczyć.XIVZrobiłem tak.jak pokazała mi Simmla, a potem leżałem, sapiąc obok tej rzeczy, która jeszcze niedawno oddychała, chodziła, była człowiekiem.Nie czułem żadnych wyrzutów sumienia.To.co zrobiłem, było faktem, ale wcale mnie to nie poruszyło.My, Kupcy, używamy broni do obrony, lecz nie wszczynamy wojen.Zawsze staramy się znaleźć pokojowe wyjście z sytuacji.Przed wylądowaniem na Yiktor widziałem umierających ludzi, lecz głównie z przyczyn naturalnych i w wypadkach.Wszystkie inne przypadki śmierci zdarzały się wśród mieszkańców odwiedzanych przez nas planet.Jednak w to zabójstwo byłem tak wplątany jak prawdopodobnie nikt z mojej rasy od dawien dawna.Mimo to nie miało to znaczenia, może tylko o tyle, że czułem swoistą satysfakcję z dobrze wykonanego zadania.Obawiałem się, że im dłużej pozostanę zwierzęciem, tym silniejsza stanie się jego natura we mnie i w końcu pozostanie już tylko czworonożny Jorth.a Krip Vorlund przestanie istnieć.To nie była odpowiednia chwila do rozważań.Zacząłem więc zastanawiać się nad swoją sytuacją.Czy mam pozostawić zwiadowcę tam.gdzie jest i gdzie można go łatwo znaleźć? Czy też jego całkowite zniknięcie będzie bardziej tajemnicze i przez to także niepokojące?Martwy, martwy! — Z krzaków wyszło i zaskomliło jedno z długonosych zwierząt z długimi uszami, które widziałem na jarmarku podczas występu.Na jego grzbiecie siedziało inne zwierzę o pręgowanym ogonie.Oba zwierzęta wpatrywały się w zwiadowcę z wyraźnym zadowoleniem.Martwy — potwierdziłem i polizałem łapy.W nosie wciąż przeszkadzał mi stęchły smród.Długouche zwierzę obwąchało ciało ze wstrętem.Popatrzyłem na te szczątki i postanowiłem pozostawić je tam, gdzie są, a na miękkim podłożu obok porobić wyraźne ślady.Oba stworzenia patrzyły na mnie zdziwione.Nigdy nie mogłem być pewien, jak mnie rozumieją.Może słuchały tylko wtedy, gdy moje propozycje zgodne były z ich pragnieniami.Oba zwierzaki spoglądały na ziemię, gdzie celowo zrobiłem odciski łap [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •