Home HomeIskry z popiołów nieznane opowiadania XIX wiekuLovecraft H.P 16 Opowiadan (www.ksiazki4u.prvLem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadaniaConrad Joseph Tajfun i inne opowiadania (2)Duma o Hetmanie i inne opowiadania ZeromskiKiryl Bulyczow Nowe Opowiadania GuslarskieMaria Niklewiczowa Bajarka opowiada (3)Anderson Poul Zbior opowiadanFenix 2'90 (SCAN dal 808)Jordan Robert Wschodzacy Cien
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lolanoir.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Mój wuj.- Nie utrzymamy się, pani - pokręcił głową Arivald - kilka dni, może tak, ale nie trzy tygodnie.Bo tu najmniej tyle potrzeba.- Więc cóż robić? - księżniczka splotła nerwowo dłonie - czego oni tu chcą?Nie ma u mnie bogatych łupów ani.- spojrzała w twarz maga i umilkła - ty wiesz.- Spytała po chwili cichym głosem.- Wiesz czego chcą, prawda?- Tak, pani.- Mów więc!- Ciebie!- Mnie.mnie.och rozumiem.Ukryła twarz w dłoniach.Znów była tylko małą dziewczynką.Teraz przestraszoną i zapłakaną.Arivald objął ją.Wtuliła głowę w jego ramię.- Nie płacz, malutka - powiedział czule -ja cię obronię.I kiedy mówił te słowa, święcie w nie wierzył.Hrenwig Wilk stał na dziobie statku i w milczeniu wpatrywał się w dal.Za sobą słyszał równy łomot wioseł i miarowy, monotonny głos żeglarza podającego rytm.Wiatr zupełnie ucichł, żagle wisiały sflaczałe, więc do Wybrzeża dopłyną dopiero za dwa dni.Hrenwigowi nie podobała się ta cała wyprawa, nie podobał mu się też ten, z którym ubili interes.Może dlatego, że Hrenwig nie lubił czarnoksiężników i nie ufał im.Zresztą nie ufał nikomu.I pewnie tylko dlatego żył do tej pory.Nigdy nie popłynąłby z własnej woli na Wybrzeże, bo i po co? Okolica uboga, ludzie twardzi i nawykli do topora i oszczepu.Za niewielkie łupy zapłaciłby dużymi stratami.Ale czarownik obiecał im coś, co warte było o wiele więcej niż paręna­ście trupów, coś o czym marzył każdy danskarski rozbójnik.Obiecał im mapę morza wokół Złotej Wyspy, mapę, na której ponoć zaznaczono wszystkie rady i mielizny.Hrenwig znał wielu, którzy próbowali dotrzeć na Wyspę, tyle tylko że żadnego z nich nie widział już potem żywego.A na Wyspie, jeśli wierzyć temu co gadają ludzie, złoto samo pcha się do rąk.A że Hrenwig cierpiał ostatnio na brak tego kruszcu, więc dał się skusić.Nie żeby nadmiernie wierzył czarownikowi.Wiedział, że wszyscy to chytrusi i oszuści.Ale sądził, że nie będzie on tak głupi, by próbować ich zwieść.Długo umiera ten kto oszukał danskarskiego rozbójnika.A jak nawet ucieknie, to świat stanie się dla niego bardzo malutki.Danskar wszędzie miał szpiegów, a krzywda jednego jest krzywdą wszystkich.Hrenwig zacisnął mocno dłonie w pięści.Czarownik dostanie to czego chce, dostanie dziewczynę, ale biada mu jeżeli nie da mapy.Magia magią a topór toporem.A Hrenwig miał wielką ochotę sprawdzić czy czarownicy umierają tak samo jak zwykli ludzie.Na Wybrzeżu trwały gorączkowe przygotowania.Ściągali już ludzie z niedale­kich osad, gońcy pośpiesznie przemierzali kraj, kuźnia pracowała pełną parą, a u mistrza ciesielskiego aż kipiało.Arivald nie był od tego, aby nie spróbować siły swej magii.Ślęczał całą noc i następny dzień nad Księgą, rysował jakieś znaki, powtarzał formuły i zaklęcia, wzywał demony.W efekcie nad ranem padał już z nóg, ale miał to co chciał mieć.Wiedział już jak wywołać burzę.Co tam burzę, to mało powiedziane.Sztorm, cyklon, masakrę.Oto do czego doszedł!.Lecz kiedy stanął na szczycie Wieży Strażników, kiedy po kilku pomyłkach wreszcie puścił w świat straszne zaklęcie aż zadrżał.Bo to co miało się rozpętać na pełnym morzu było przerażające w najwyższym stopniu.Próżno jednak czekał na pierwsze czarne chmury, grzmoty i błyskawice.Czarnoksiężnik Vargaler prze­rwał na chwilę rozmowę ze sternikiem, popatrzył bacznie w stronę Wybrzeża, uśmiechnął się pod nosem, po czym wyciągnął zza pasa różdżkę, machnął nią kilkakroć w powietrzu, zamruczał coś i wrócił do przerwanego dialogu.Burza niestety nie nastąpiła: Arivald szczerze mówiąc był rozczarowany.Nie spodziewał się co prawda zbyt wiele po swoich umiejętnościach, ale liczył chociaż na trochę.No, chociażby ulewę i grzmoty.A tymczasem niebo było bezchmurne jak poprze­dnio i pogoda zdawała się stawać iście letnia.Pocieszające było to, że ludzie na plaży dwoili się i troili, a praca paliła im się w rękach.Zresztą nic dziwnego.Nikt nie lubi odwiedzin danskarskich rozbójników.Ponoć mają nienajlepsze maniery.Vargaler był coraz bardziej zadowolony.Okręty zbliżały się do Wybrzeża.Jeszcze godzina, może dwie i ląd stanie się widoczny.Czarnoksiężnik traktował tę wyprawę nader lekceważąco.Zresztą kogóż było się bać? Nędznego uzurpatora, który liznął jakieś okruchy magii? Vargaler nie zadał sobie nawet trudu, aby zajrzeć w kryształową kulę.W końcu nic ciekawego w niej nie zobaczy.A Penszo próbował, i to się czarnoksiężnikowi nawet podobało, bo lubił ludzi upartych.Próbował zrobić burzę, ale Vargelowi chciało się śmiać na myśl o tym, ilu ważnych elementów brakowało w zaklęciu.Zresztą nie zlikwidował jej, a wysłał tylko bardziej na wschód, niech tam się martwią.Czarnoksiężnik już sobie wyobrażał ich oburzenie.Swoją drogą co za idioci, że nie zorientowali się, że niedaleko działa samozwaniec.Wytężył wzrok.Zdawało mu się, że widzi już linię brzegu.- Dopływamy - doszedł go zza pleców głos Hrenwiga - mam nadzieję, że i wiesz co mówiłeś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •