Home HomeFoster Alan Dean Tran ky ky Misja do MoulokinuFoster Alan Dean Tran ky ky Lodowy KliperFoster Alan Dean Przekleci 03 Wojenne lupyFoster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca BurzaFoster Alan Dean Zaginiona DinotopiaDean R. Koonz Tunel strachuDean R. Koonz Ziarno DemonaKoonz Dean R Tunel strachu02 Terry Brooks Mroczne WidmoKeyes Daniel Kwiaty dla Algernona
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Serce Tony’ego pracowało jak zacinający się kafar.Gdzie ta cholerna karetka? Co tak zatrzymuje tych nieruchawych sukinsynów?W głosie Franka brzmiała teraz zachrypła nuta i był zmuszony wielokrotnie przestawać mówić, by zaczerpnąć oddechu.— Jeśli chcesz być malarzem.to bądź nim.Jesteś jeszcze dosyć młody.aby skorzystać z szansy.— Frank, proszę, na miłość boską, oszczędzaj siły!— Wysłuchaj mnie! Nie marnuj już więcej.czasu.Życie jest tak piekielnie krótkie.nie wolno go przegrać.— Przestań tak gadać.Mam przed sobą wiele lat i ty też.— Upływa tak szybko.tak kurewsko szybko.Na nic nie ma czasu.Frank stracił oddech.Jego palce zacieśniły już i tak silny uścisk na dłoni Tony’ego.— Frank? Co się dzieje?Frank nie odezwał się.Drżał.Potem zaczął płakać.— Pozwól, że poszukam apteczki — powiedział Tony.— Nie zostawiaj mnie.Boję się.— Nie będzie mnie tylko minutę.— Nie zostawiaj mnie.— Łzy spływały mu po policzkach.— Dobrze.Poczekam.— Oni będą tu za parę sekund.— O Boże — powiedział nieszczęśliwym głosem Frank.— Ale skoro ból się pogarsza.— Tak bardzo.mnie nie boli.— No to co jest? Coś ci jest.— Wstydzę się.Nie chcę, żeby ktoś.wiedział.— Co wiedział?— Po prostu.nie mogłem wytrzymać.Ja.ja się.posikałem się w spodnie.Tony nie wiedział, co ma powiedzieć.— Nie chcę, żeby się ze mnie śmiali — powiedział Frank.— Nikt się z ciebie nie będzie śmiał.— Ale, o Jezu, posikałem się w majtki.jak dziecko.— Przy całym tym bałaganie na podłodze, kto to zauważy?Frank zaśmiał się, skrzywił się z bólu wywołanego śmiechem i ścisnął jeszcze mocniej ramię Tony’ego.Następna syrena.W odległości paru przecznic.— Karetka — powiedział Tony.— Będzie tu za minutę.Głos Franka stawał się coraz cieńszy i cichszy z każdą sekundą.— Boję się, Tony.— Frank, proszę.Proszę, nie bój się.Jestem tutaj.Wszystko będzie dobrze.— Chcę.żeby mnie ktoś pamiętał — powiedział Frank.— O co ci chodzi?— Jak umrę.chcę, żeby ktoś pamiętał, że istniałem.— Jeszcze długo pożyjesz.— Kto mnie będzie pamiętał?— Ja — powiedział Tony stłumionym głosem.— Ja cię będę pamiętał.Kolejna syrena zabrzmiała za następną przecznicą, prawie nad ich głowami.— Wiesz co? — powiedział Frank.— Myślę.że chyba mi się uda.Ból nagle ustał.— Naprawdę?— To dobrze, prawda?— Pewnie.Syrena ustała w momencie, gdy karetka zatrzymała się z piskiem hamulców nieomal tuż pod oknami mieszkania.Głos Franka był już tak słaby, że Tony musiał się nachylić, aby go usłyszeć.— Tony.obejmij mnie.— Jego uścisk na dłoni Tony’ego zelżał.Zimne palce rozwarły się.— Obejmij mnie, proszę.O Jezu.Obejmij mnie, Tony.Zrobisz to?Przez chwilę Tony martwił się, że zaszkodzi ranom partnera, ale wiedział intuicyjnie, że to już nie ma znaczenia.Usiadł na podłodze wśród śmieci i krwi.Podłożył jedno ramię pod ciało Franka i uniósł go do pozycji siedzącej.Frank zakasłał cicho, a jego lewa ręka ześlizgnęła mu się z brzucha; rana otworzyła się — zdradziecka i nieuleczalna jama, z której wypływały wnętrzności.Od chwili, w której Bobby po raz pierwszy nacisnął na spust, Frank zaczął umierać; nie było nadziei, że przeżyje.— Obejmij mnie.Tony wziął Franka w ramiona najdelikatniej, jak potrafił, i objął go, tak jak ojciec obejmuje przestraszone dziecko, tulił go i łagodnie kołysał, nucił cicho i uspokajająco.Nucił nawet wtedy, gdy Frank już nie żył, nucił i powoli kołysał, delikatnie i spokojnie kołysał i kołysał.✶ ✶ ✶W poniedziałek o czwartej po południu zjawił się pracownik towarzystwa usług telefonicznych; Hilary wskazała mu wszystkie pięć gniazdek.Już miał zacząć pracę przy aparacie w kuchni, kiedy ten się rozdzwonił.Bała się, że to znowu ten anonimowy rozmówca.Nie chciała podchodzić do telefonu, ale robotnik patrzył na nią wyczekująco, więc przy piątym sygnale przezwyciężyła swój strach i podniosła słuchawkę.— Halo?— Hilary Thomas?— Tak.— Mówi Michael Savatino.Z „Savatino’s Ristorante”.— Ależ nie trzeba mi przypominać.Nie zapomnę ani pana, ani pańskiej wspaniałej restauracji.To był znakomity obiad.— Dziękuję.Staramy się.Proszę posłuchać, panno Thomas.— Proszę mnie nazywać Hilary.— Dobrze, Hilary.Czy kontaktowałaś się już dzisiaj z Tonym?Nagle wyczuła napięcie w jego głosie i natychmiast wiedziała, jakby posiadała zdolność jasnowidzenia, że Tony’emu stało się coś strasznego.Przez moment nie mogła złapać tchu i pole jej widzenia pogrążyło się w mroku.— Hilary? Jesteś tam?— Nie kontaktowałam się z nim od ostatniej nocy.A czemu?— Nie chcę cię przerazić.Tony wpakował się w awanturę.— O Boże.—.ale nie jest ranny.— Jesteś pewien?— Tylko parę siniaków.— Czy jest w szpitalu?— Nie, skąd.Naprawdę nic mu nie jest.Ucisk w piersiach odrobinę zelżał.— Jaka awantura? — zapytała.Michael opowiedział jej w paru zdaniach o strzelaninie.To Tony mógł zginąć.Zrobiło jej się słabo.— Tony to bardzo przeżywa — powiedział Michael.— Bardzo silnie.Kiedy zaczęli pracować razem z Frankiem, nie szło im najlepiej.Ale wszystko uległo poprawie.Przez ostatnie parę dni lepiej się poznali.Właściwie mocno zbliżyli się do siebie.— Gdzie jest teraz Tony?— W swoim mieszkaniu.Strzelanina miała miejsce o wpół do dwunastej rano.Jest u siebie od drugiej.Byłem z nim jeszcze parę minut temu.Chciałem z nim zostać, ale nalegał, żebym poszedł jak zwykle do restauracji.Chciałem, żeby poszedł ze mną, ale on nie chciał.On się do tego nie przyzna, ale potrzebuje kogoś właśnie teraz.— Pojadę do niego — powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •