[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstała i poszła w głąb budynku.Po obu stronach toru, na niewielkich podwyższeniach, w ukrytych w ścianach niszach stały postacie naturalnej wielkości - odrażający, wykrzywiony w okrutnym grymasie pirat, dzierżący w dłoni pałasz, wilkołak o szponach pomalowanych fosforyzującą farbą, tak że w ciemności wyglądały jak lśniące ostrza.Pysk i długie kły monstrum pokryte były sztuczną krwią.Uśmiechnięty, zbryzgany posoką psychopata z siekierą w dłoni, stojący nad okaleczonymi zwłokami ostatniej swojej ofiary i wiele, wiele innych, a co jeden to okropniejszy.W tym świetle Janet widziała, że to tylko zgrabnie wykonane manekiny, ale mimo to w ich towarzystwie czuła się nieswojo.Chociaż wszystkie były teraz nieruchome, wyglądały jakby lada moment miały się na nią rzucić.Z prawdziwą przykrościąmusiała stwierdzić, że się ich boi.To nie zdołało jej jednak powstrzymać przed dokonaniem przeglądu sworzni mocujących przy kilku z nich; musiała upewnić się, że nie runą na któryś z przejeżdżających wagoników i nie zranią odwiedzających.Idąc korytarzem i przypatrując się mijanym potworom Janet zastanawiała się, dlaczego ludzie lubili odwiedzać tak posępne miejsca i co ich tu bawiło.Pokonała pierwszy zakręt i podążając coraz szybciej i dalej w głąb tunelu, nie mogła nadziwić się bogactwu pomysłów nagromadzonych przy tworzeniu tego miejsca.Na powierzchni wielkości średniego domu towarowego nagromadzono całą rzeszę przerażających istot.Nie podobało jej się tu, ale musiała przyznać, iż tunel był urządzony z prawdziwą maestrią i rzadko spotykaną w podobnych miejscach inwencją twórczą.Znajdowała się dokładnie w centrum ogromnej budowli.Stała właśnie pośrodku torowiska, patrząc na zwisającego z sufitu pająka wielkości człowieka, kiedy nagle ktoś położył jej rękę na ramieniu.Wstrzymała oddech, drgnęła, odsunęła się o krok i odwróciła gwałtownie, a gdyby głos nie uwiązł jej w gardle, z całą pewnością by krzyknęła.Na torach za nią stał niewiarygodnie wysoki mężczyzna.Mierzył dobrych sześć i pół stopy, miał ogromne bary, szeroką pierś i ubrany był w strój Frankensteina: czarny garnitur, czarny dres z golfem, rękawice - imitacje wielkich rąk potwora i gumową maskę zakrywającą całą głowę.Boi się? - zapytał.Głos miał głęboki i ochrypły.Przełknęła ślinę, odetchnęła głęboko i powiedziała:Tak, na Boga.Ale mnie pan wystraszył!Moja praca - powiedziałCo?Straszenie.Moja praca.Och, pracuje pan tu, w Tunelu Strachu?Moja praca - powtórzył.Uznała, że musiał być niedorozwinięty.Jego zwięzłe, krótkie stwierdzenia przypominały jej wypowiedzi opóźnionych w rozwoju dzieci.Usiłując odgrywać przyjazną duszę i w nadziei, że on także zachowa się podobnie, powiedziała:Mam na imię Janet.A ty?Co?Jak masz na imię?Gunther.Ładne.Nie lubić.Nie lubisz swego imienia?Nie.A jak chciałbyś się nazywać?Victor.Też ładnie.Victor jego ulubiony.Czyj?Jego.Nagle stwierdziła, że znalazła się w dziwnej sytuacji: w słabo oświetlonym tunelu, poza zasięgiem wzroku i słuchu wszystkich, którzy mogliby przybyć jej z pomocą, sam na sam z wielkim półgłówkiem, którzy mógłby przełamać ją na dwoje jak kromkę chleba.Postąpił krok w jej stronę.Cofnęła się.Stanął.Ona również się zatrzymała, rozdygotana i w pełni świadoma, że nie zdoła mu uciec.Miał dłuższe nogi i prawdopodobnie znał ten teren lepiej niż ona.Spod jego maski dał się słyszeć dziwny dźwięk -jakby węszenie psa.- Jestem pracownicą państwową - powiedziała powoli, w nadziei, że ją zrozumie.- Bardzo ważną pracownicą.Gunther milczał.- Bardzo ważną - powtórzyła nerwowo Janet.Poklepała plakietkę VIP-a otrzymaną od Maxa Freeda.- Pan Frederickson powiedział, że mogę bez przeszkód myszkować po całym lunaparku.Wiesz, kim on jest? Znasz pana Frede-ricksona?Po prostu stał tam, wielki jak ciężarówka, i wpatrywał się w nią.Twarz miał ukrytą pod maską, ręce zwisały luźno wzdłuż boków.- Pan Frederickson jest właścicielem lunaparku - powiedziała cierpliwie.-Musisz go znać.Prawdopodobnie jest twoim szefem.Powiedział, że mogę zaglądać wszędzie gdzie zechcę.Wreszcie Gunther znów się odezwał:Czuć kobieta.Co?Czuć kobieta.Dobrze pachnieć.Ładna.O, nie - powiedziała i zaczęła się pocić.Chcieć ładna.Nie, nie - powiedziała.- Nie, Gunther.To nie byłoby w porządku.Wpakowałbyś się w niezłe tarapaty.Znowu zaczął węszyć.Maska wyraźnie mu w tym przeszkadzała, nie mógł uchwycić jej zapachu, toteż zdjął maskę potwora Frankensteina, ukazując swoje prawdziwe oblicze.Kiedy Janet ujrzała, co było ukryte pod maską, cofnęła się chwiejnie o kilka kroków i krzyknęła przeciągle.Nim jednak ktokolwiek zdołał usłyszeć jej krzyk, Gunther rzucił się na nią i uciszył jednym ciosem wielkiej ręki.Upadła.A Gunther runął na nią całym ciężarem.* * *Na piętnaście minut przed otwarciem wesołego miasteczka Conrad dokonywał zwykle ostatniego przeglądu Tunelu Strachu.Przemierzał całą długość torowiska, aby upewnić się, że wszystkie złącza były należycie zamontowane, a na szynach nie pozostawiono żadnych narzędzi ani desek, które mogłyby spowodować wykolejenie wagoników.W sali Pająków Gigantów natknął się na martwą kobietę.Leżała na torach, pod jedną z ogromnych tarantul, na stercie zerwanych z niej, zakrwawionych ubrań - naga, pobita, zmasakrowana.Oderwana głowa spoczywała, twarzą do góry, o trzy stopy od ciała.W pierwszej chwili pomyślał, że Gunther zabił jakąś kobietę z lunaparku.Byłaby to najgorsza rzecz, jaka mogła się przydarzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]