[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie przypuszczam, żeby któryÅ› z was, surferzy, potrafiÅ‚ przestrzelić ćwierćdola-rówkÄ™ z rewolweru, wiÄ™c te karabinki bÄ™dÄ… dla was jak znalazÅ‚ oÅ›wiadczyÅ‚ Doogie. Wiem, że potraficie siÄ™ tym posÅ‚ugiwać.Ale bÄ™dziecie używać mocniejszych Å‚adun-ków, wiÄ™c musicie być przygotowani na porzÄ…dnego kopa.Przy tych pociskach nie mu-sicie nawet celować w przeciwnika i tak rozwalicie wszystko, co wam stanie na drodze.WrÄ™czyÅ‚ jeden karabin Bobby emu, a drugi mnie.Potem dorzuciÅ‚ jeszcze po pu-deÅ‚ku amunicji. ZaÅ‚adujcie, a resztÄ™ powkÅ‚adajcie do kieszeni powiedziaÅ‚. Nie zostawiajcienic w pudeÅ‚ku.Może to wÅ‚aÅ›nie ostatni pocisk uratuje wam tyÅ‚ki. SpojrzaÅ‚ na SaszÄ™,uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i powiedziaÅ‚: Jak w Kolumbii. W Kolumbii? zdziwiÅ‚em siÄ™. MieliÅ›my tam kiedyÅ› interes do zaÅ‚atwienia odparÅ‚a Sasza.Doogie mieszkaÅ‚ w Moonlight Bay od szeÅ›ciu lat, Sasza od dwóch.ZastanawiaÅ‚emsiÄ™, czy zaÅ‚atwiali ten interes niedawno, czy też nim jeszcze przyjechali do KlejnotuCentralnego Wybrzeża.DotÄ…d byÅ‚em przekonany, że poznali siÄ™ w KBAY.278 Mówisz o tym paÅ„stwie? spytaÅ‚ Bobby. Na pewno nie o wytwórni pÅ‚ytowej zapewniÅ‚ go Doogie. Chyba nie chodziÅ‚o wam o narkotyki? drążyÅ‚ dalej Bobby.Sassman potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. To byÅ‚a akcja ratownicza.Sasza uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ tajemniczo. Czyżby jednak interesowaÅ‚a ciÄ™ przeszÅ‚ość, Snowman? spytaÅ‚a. W tej chwili interesuje mnie wyÅ‚Ä…cznie przyszÅ‚ość.Doogie odwróciÅ‚ siÄ™ do Roosevelta. Nie wiedziaÅ‚em, że ty też przyjedziesz, dlatego nie mam broni dla ciebie. Mam kota odparÅ‚ Roosevelt. Prawdziwy zabójca.Mungojerrie syknÄ…Å‚ ostrzegawczo.Ten dzwiÄ™k przypomniaÅ‚ mi o wężach, które widzieliÅ›my na drodze.RozejrzaÅ‚emsiÄ™ nerwowo dokoÅ‚a, ciekaw, czy któryÅ› z gadów bÄ™dzie na tyle uprzejmy, by przed ata-kiem zagrzechotać ostrzegawczo.ZamykajÄ…c drzwi bagażnika, Doogie powiedziaÅ‚: Ruszajmy.Oprócz sporej przestrzeni bagażowej, w której Doogie przechowywaÅ‚ dwa kani-stry z paliwem, dwa papierowe pudeÅ‚ka i wielki, wypchany plecak, przerobiony hum-mer mieÅ›ciÅ‚ osiem osób.Za parÄ… typowych przednich foteli znajdowaÅ‚y siÄ™ jeszcze dwieÅ‚awki, każda z nich przeznaczona dla trzech dorosÅ‚ych osób choć nie o takich roz-miarach jak Doogie.Współczesny potomek àora prowadziÅ‚, a miejsce obok niego zajÄ…Å‚ Roosevelt,który trzymaÅ‚ na kolanach naszego kociego tropiciela.PozostaÅ‚a trójka, to jest Sasza,Bobby i ja, usadowiÅ‚a siÄ™ tuż za nimi, na pierwszej Å‚awce. Dlaczego nie jedziemy do Wyvern korytem rzeki? zastanawiaÅ‚ siÄ™ gÅ‚oÅ›noBobby. Bo na dno Santa Rosity możemy zjechać tylko po jednej z pochylni w mieÅ›cie,a dzisiaj krÄ™ci siÄ™ tam podejrzany element wyjaÅ›niÅ‚ Doogie. Anchois przetÅ‚umaczyÅ‚ Bobby.OÅ›wietlajÄ…c sobie drogÄ™ tylko Å›wiatÅ‚ami parkingowymi, hummer przejechaÅ‚ przezwielkÄ… dziurÄ™ w pÅ‚ocie.WystajÄ…ce fragmenty drutu byÅ‚y poskrÄ™cane jak włóczka, którÄ…ktoÅ› zostawiÅ‚ do zabawy maÅ‚emu kotu. Sam wycinaÅ‚eÅ› tÄ™ dziurÄ™? spytaÅ‚em. Raczej wyrwaÅ‚em. Aadunki wybuchowe? Tylko odrobina plastiku.279 Nie Å›ciÄ…gnÄ…Å‚eÅ› tu nikogo? Wystarczy uÅ‚ożyć Å‚adunek w cienkiej linii, tam gdzie chcesz przerwać siatkÄ™,a huk nie jest gÅ‚oÅ›niejszy niż uderzenie w bÄ™ben. A nawet gdyby ktoÅ› byÅ‚ w pobliżu, po jednym wybuchu nie potrafiÅ‚by okreÅ›lićkierunku, z którego dochodziÅ‚a eksplozja dodaÅ‚a Sasza. Prowadzenie audycji radiowych wymaga znacznie wiÄ™kszych umiejÄ™tnoÅ›ci, niżprzypuszczaÅ‚em doszedÅ‚ do wniosku Bobby.Doogie spytaÅ‚, dokÄ…d jedziemy, a ja opisaÅ‚em magazyny w poÅ‚udniowo-zachodniejczęści bazy, gdzie po raz ostatni widziaÅ‚em Orsona.Najwyrazniej Doogie dobrze znaÅ‚topografiÄ™ fortu, bo nie potrzebowaÅ‚ już dodatkowych wskazówek.ZaparkowaliÅ›my obok wielkich, zwijanych drzwi.Mniejsze drzwi, umiejscowionepo prawej stronie głównego wejÅ›cia, byÅ‚y otwarte, tak je zostawiÅ‚em poprzedniej nocy.WysiadÅ‚em z hummera, zabierajÄ…c ze sobÄ… karabin.Po chwili doÅ‚Ä…czyÅ‚ do mnieRoosevelt i Mungojerrie, podczas gdy pozostali czekali w samochodzie, nie chcÄ…c roz-praszać kota w trakcie tropienia.Te mroczne przejÅ›cia i Å›cieżki nigdy nie wyglÄ…daÅ‚y zbyt goÅ›cinnie i z pewnoÅ›ciÄ… nienadawaÅ‚y siÄ™ na niedzielne spacery, jednak tej nocy wydawaÅ‚y siÄ™ szczególnie posÄ™pnei nieprzyjemne, ponieważ byÅ‚y otulone mrokiem, przesiÄ…kniÄ™te zapachem oleju i sma-rów, poroÅ›niÄ™te trawÄ…, która przebijaÅ‚a siÄ™ przez szpary w powierzchni asfaltu, zaÅ›mie-cone pustymi puszkami, papierami i liśćmi naniesionymi przez wiatr i otoczone wiel-kimi bryÅ‚ami rdzewiejÄ…cych magazynów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]