[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli sięwierzy, tak jak ja wierzę, iż w dalekiej przyszłości człowiek będzie istotą o wielebardziej doskonałą niż obecnie, to myśl, że zarówno on, jak i wszystkie inne istotyczujące są skazane na zupełne unicestwienie, po tak długim i powolnym postępie -jest nie do zniesienia.Dla tych, którzy w pełni przyjmują nieśmiertelność duszyludzkiej, zniszczenie naszego świata nie wydaje się tak przerażające.Odnoszę wrażenie, że o wiele większą uwagę ma inne zródło przekonania oistnieniu Boga, związane z rozumem, a nie z uczuciami.yródłem takiegoprzekonania jest nadzwyczajna trudność czy wręcz niemożliwość wyobrażeniasobie, iż niezmierzony i cudowny wszechświat wraz z człowiekiem zdolnym dospoglądania zarówno wstecz, jak i w daleką przyszłość, jest dziełem ślepegoprzypadku lub konieczności.Gdy zastanawiam się nad tym, czuję się zmuszonyzwrócić się ku Pierwszej Przyczynie władającej rozumem w jakimś stopniuanalogicznym do rozumu człowieka; a więc należy mi się miano Teisty.Przekonanie to głęboko tkwiło w moim umyśle jeszcze w okresie pisania"Powstawania gatunków", lecz od tego czasu stopniowo i z różnymi wahaniamicoraz bardziej słabło [Całe to zdanie zostało dopisane w pózniejszym czasie rękąKarola Darwina w manuskrypcie należącym do Franciszka Darwina.Rosyjskitłumacz pełnego tekstu "Wspomnień" ("Autobiografii") opublikowanego w 1957 r.- Sobol - zamieszcza to zdanie w formie odsyłacza od poprzedniego zdania, ściśleod słowa "Teisty".Sobol zwraca uwagę, że zmiana miejsca tego zdania w stosunkudo manuskryptu, to znaczy ustawienie go w tekście tak jak to jest w angielskimwydaniu z 1958 r.oraz w niniejszym przekładzie, pociąga za sobą istotną zmianętoku rozumowania.Następne bowiem zdanie, kwestionujące wartość ogólnychwniosków, nawiązuje w tym układzie do zdania dopisanego przez Darwinapózniej.Przy traktowaniu zaś tego zdania jako odsyłacza wątpliwości tedotyczyłyby wniosku o istnieniu rozumnej Pierwszej Przyczyny - tłum.].Powstajewszakże wątpliwość, czy można zaufać umysłowi człowieka, gdy dochodzi on dotak doniosłych wniosków? Wszak rozwinął się on, jak jestem o tym przekonany, zumysłu tak niskiego [stopnia rozwoju], jaki posiadają niższe zwierzęta.Czy niemoże to być działanie związku między przyczyną i skutkiem, który przedstawia sięnam jako konieczny, lecz prawdopodobnie zależy tylko od dziedziczącego siędoświadczenia? Nie możemy też przeoczyć możliwości ciągłego wszczepianiawiary w Boga w umysły dzieci, co wywiera tak silny i prawdopodobniedziedziczny wpływ na ich mózg niezupełnie jeszcze rozwinięty, że tak samotrudno im odrzucić wiarę w Boga, jak małpie trudno jest pozbyć się instynktowegostrachu i nienawiści do węża. 45Nie roszczę pretensji, bym miał rzucić najmniejsze bodaj światło na tak zawiłyproblem.Tajemnica początku wszechrzeczy jest dla nas nierozwiązalna i dlategomuszę zadowolić się tym, że pozostaję Agnostykiem.Człowiek pozbawiony pewnej i zawsze mu przyświecającej wiary w istnienie Bogaosobowego lub w życie przyszłe z karą lub nagrodą może przyjąć jako zasadężyciową - o ile mogę to wiedzieć - jedynie podążanie za tymi popędami iinstynktami, które są najsilniejsze lub wydają się mu najlepsze.W ten sposóbpostępuje pies, lecz czyni to na ślepo.Człowiek natomiast spogląda w przeszłość iprzyszłość, porównuje różne uczucia, pragnienia i wspomnienia.Odkrywa on tedy,zgodnie ze zdaniem najmędrszych ludzi, że największe zadowolenie dajepodporządkowanie się pewnym impulsom, a mianowicie instynktom społecznym.Jeżeli działa dla dobra innych, zyska aprobatę bliznich i zdobędzie miłość tych, zktórymi współżyje, a to jest niewątpliwe największą przyjemnością na tej ziemi.Stopniowo stanie się dlań rzeczą nie do przyjęcia pójść za głosem raczejzmysłowych namiętności niż wyższych impulsów, które jeśli staną sięprzyzwyczajeniem, mogą być prawie nazwane instynktami.Czasami rozum możedyktować mu, by działał wbrew opinii innych i choć nie uzyska wtedy aprobaty,mimo to dozna jednak rzetelnego zadowolenia, że postępował zgodnie znajbardziej wewnętrznym swym przewodnikiem, sumieniem.Jeżeli chodzi o mnie,jestem przekonany, że postępowałem słusznie zajmując się nauką i poświęcając jejcałe życie.Nie odczuwam wyrzutów sumienia, gdyż nie popełniłem żadnegowiększego grzechu, choć często, bardzo często żałowałem, żem bezpośrednio nieświadczył więcej dobrego moim bliznim.Jedynym, choć słabymusprawiedliwieniem jest zły stan zdrowia i moja umysłowa konstytucja, któresprawiały, że z największą tylko trudnością mogłem zwracać się od jednegoprzedmiotu lub zajęcia do drugiego.Mogę sobie doskonale wyobrazić, jak wielkiezadowolenie mogłoby mi przynieść poświęcenie filantropii całego czasu, a nie jegoczęści, chociaż i to byłoby daleko lepszą linia postępowania.W drugiej połowie mego życia najbardziej znamienną rzeczą byłorozpowszechnienie się sceptycyzmu i racjonalizmu.Zanim wstąpiłem w związekmałżeński, ojciec radził mi ukrywać starannie moje wątpliwości, gdyż, jak mówił,znane mu były wielkie niedole, jakie z tego powodu wynikały u ludzi żyjących wmałżeństwie.Wszystko było zupełnie dobrze, dopóki któreś - żona lub mąż - nieutraciło zdrowia.Wtedy niektóre kobiety czuły się bardzo nieszczęśliwe, ponieważwątpiły w zbawienie męża, co mu z kolei przysparzało wielu trosk.Ojciec dodał,że w całym swym życiu znał tylko trzy kobiety o sceptycznych poglądach.A 46trzeba pamiętać, że znał on bardzo wielu ludzi i miał niezwykłą zdolność budzeniazaufania.Gdy go pytałem, co to za trzy kobiety, wyznał z szacunkiem odzywającsię o jednej z nich, a mianowicie o swej szwagierce Kitty Wedgwood, że nie ma codo tego zupełnej pewności, a tylko niejasne przypuszczenie, poparteprzekonaniem, że kobieta o tak światłych poglądach nie może być wierząca.Obecnie, chociaż tak mało mam znajomych, znam (lub znałem) wiele zamężnychpań, które nie są bardziej wierzące niż ich mężowie.Ojciec często przytaczałnieodparty argument, którym posługiwała się pewna starsza dama, pani Barlow,posądzająca go o niedowiarstwo i pragnąca go nawrócić."Doktorze, tak jak wiem,że cukier w moich ustach jest słodki, tak samo wiem, że istnieje mój Odkupiciel".OD MOJEGO ZLUBU, 29 STYCZNIA 1839, I ZAMIESZKANIA NA ULICYUPPER GOWER, DO WYJAZDU Z LONDYNU I OSIEDLENIA SI WDOWN, 14 WRZEZNIA 1842 r.Wszyscy znacie dobrze waszą Matkę i wiecie, jak dobrą była Matką dla waswszystkich.Dla mnie była ona największym błogosławieństwem i mogę zaręczyć,że w ciągu całego mego życia nie słyszałem od niej ani jednego słowa, które by niepowinno być powiedziane.Nigdy nie zbrakło jej w stosunku do mnie dobroci izrozumienia i z największą cierpliwością znosiła moje częste narzekania na stanzdrowia oraz złe samopoczucie.Jestem przekonany, że nigdy nie pominęłasposobności świadczenia dobra.Dziwię się własnemu szczęściu, że ona,nieskończenie wyżej ode mnie stojąca pod każdym względem, jeżeli chodzi owartości moralne, zgodziła się zostać moją żoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]