Home HomeMay Peter Wyspa Lewis 2 Czlowiek z Wyspy LewisCharles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)Karol Marks, Fryderyk Engels Manifest KomunistycznyWinnetou t.3 May KKarol Marks Walki klasowe we Francji§ Gould Judith Piękne i bogateBridaRobert Jordan Oko Swiata t.1McCaffrey Anne Niebiosa Pern (SCAN dal 1040)Ludlum Robert Tozsamosc Bourne'a (SCAN dal 90
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anna-weaslay.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Pojedziemy razem z wami.Dobrze, Alimpo?- Dobrze.- Przecież to się nie da zrobić tak prędko.Macie tu dom, rzeczy.- Mimo to pojedziemy z wami - rzekł Alimpo.- Nie opuścimy ani pana, ani condesy.Dom ten należy do mego siostrzeńca, który nas z pewnością nie zdradzi.Później sprzeda nasz dobytek i prześle nam pieniądze do Moguncji.- Więc zgoda.- Dziękujemy, doktorze! - zawołali jednocześnie.- Czy senior natychmiast rusza w drogę? - spytał Alimpo.- Tak.- Mam jeszcze przy sobie klucz do bocznej furtki zamku.- Wejdę przez główne wejście.Czy pozostała dawna służba?- Prawie cała.- Jeżeli ma pan jakąś broń, Alimpo, proszę o nią.- Ale nie pójdzie pan sam na zamek - wtrącił Mindrello.- Będę panu towarzyszyć.- Dobrze.A Alimpo niech się tymczasem przygotuje do drogi.- Czy mam sprowadzić powóz?- Nie.Drogi zawalone śniegiem, więc potrzebne są sanie.Przywiozę je ze sobą.- Skąd?- Z Rodrigandy.- Ależ panie! - krzyknął przerażony rządca.- Zażądam po prostu dla hrabianki dwojga sań.Ciekaw jestem, kto się odważy nie spełnić tego żądania.No, chodźmy, Mindrello.Wziąwszy od Alimpa rewolwer, Sternau wyszedł wraz z przemytnikiem.Poszli po swoje konie i zanim pół godziny minęło, byli w Lorisie.Mindrello skręcił w kierunku kilku budynków, leżących poza miasteczkiem.- Jak się tam dostaniemy? - zapytał Sternau.- Przez mur cmentarny.Mur miał około dwóch metrów wysokości.Zatrzymawszy się przed nim, ujrzeli po drugiej stronie jakąś ciemną postać klęczącą wśród grobów.- Kto to może być? - zastanawiał się Sternau.- A może to jakiś posąg?- Nie, to ona.- Kto? Hrabianka? Na Boga!- Ależ tak, to ona.- W nocy? Na takim chłodzie? Po kolana w śniegu? Przecież zamarznie na śmierć.Stanął na siodle i przeskoczył przez mur.Czy usłyszała jego kroki? Czy go poznała? Nie.Klęczała w głębokim śniegu, zatopiona w modłach.Zmieniona nie do poznania, odziana we włosienicę, z zapadniętymi oczyma i trupią bladością na twarzy.Była to jednak hrabianka.- Roseto - szepnął drżącym głosem.Nie zareagowała.Ukląkł przy niej, wziął ją w objęcia, tulił, całował, nazywał najczulszymi imionami - na próżno.Serce wypełniła mu bezgraniczna rozpacz.Ochłonąwszy z okropnego wrażenia, podniósł dziewczynę z ziemi i zaniósł pod mur.Tu podał ją Mindrellowi, a sam przelazł przez mur.Umieściwszy Rosetę na siodle przed sobą, ruszył galopem w kierunku zamku.Mindrello popędził za nim.Wkrótce przybyli do wsi.W oberży paliło się jeszcze światło.Sternau zapukał do okna.Po chwili wyjrzała z niego okryta czapką głowa.- Czego chcecie? - zapytał gospodarz.Sternau przybliżył twarz do okna.- Nie poznajecie mnie? - zapytał.- Ależ to senior Sternau!- Czy chcecie mi wyświadczyć pewną przysługę?- Oczywiście.A o co chodzi?- Pójdźcie do alkada i powiedzcie mu, aby wraz z wójtem czym prędzej przybył na zamek.- W jakim celu?- Dowiedzą się o tym na miejscu.Ruszyli w dalszą drogę.Oberżysta mruczał:- Skąd ten Sternau przybywa? Co miał ze sobą na koniu? Wyglądało to, jakby wiózł człowieka.Ten drugi jeździec to Mindrello, który dość dawno nie pokazywał się w okolicy.Obaj jeźdźcy przybyli przed bramę zamkową.W mieszkaniu odźwiernego paliło się światło.Sternau zapukał.- Kto tam? W nocy nie otwieram.- Ależ Enriquo, otworzysz mi chyba?Na dźwięk głosu Sternaua odźwierny odparł z nietajoną radością:- To pan, doktorze? Już otwieram!Sternau wszedł niosąc obłąkaną.Odźwierny, poznawszy hrabiankę, krzyknął przeraźliwie:- Na Boga! Przecież to condesa!- Tak, to ona.Czy pokoje jej są w takim samym stanie jak dawniej?- Nic się tam nie zmieniło.Mam nawet przy sobie klucze od apartamentów hrabianki, gdyż jeszcze nie ma nowego rządcy.- Weź klucze i prowadź nas.- Czy mam obudzić hrabiego?- Nie trzeba, później.Chodźmy.- A może obudzić służącą condesy?- Co ona robi na zamku?- Usługuje seniorze Clarisie, gdy ta przyjeżdża w odwiedziny.- Obudź ją.Ale nikogo więcej.I zachowuj się cicho.Sternau pragnął się przekonać, jaki wpływ wywrze na Rosecie widok znajomych pokojów.Posadził ją więc na kanapie, ale Roseta zsunęła się na ziemię i znowu znieruchomiała w modlitwie.Nie zauważyła wcale, że jest u siebie, a nie na cmentarzu w Lorisie.Weszła służąca uradowana widokiem swej pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •