[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwóch strażników, w stalowych hełmach i kolczugach nałożonych na tanie czerwone kaftany z białymi kołnierzami, ściskało halabardy i patrzyło niespokojnie w stronę miasta.Jeden z nich spojrzał przelotnie na Mata i Randa, ale nie byli oni jedynymi, którzy biegli w stronę bram.Razem z nimi napływał gęsty strumień spoconych ludzi, zadyszanych mężczyzn ciągnących swe żony, łkających kobiet, niosących niemowlęta i wlokących za sobą dzieci, rzemieślników z pobladłymi twarzami, wciąż ubranych w fartuchy, bezcelowo ściskających narzędzia.Nikt nie będzie w stanie powiedzieć, w którą stronę uciekli, myślał podczas biegu oszołomiony Rand."Thom.Och, Światłości, ratuj mnie.Thom.Biegnący za nim Mat zatoczył się, odzyskał równowagę, pędzili potem dalej tak długo, aż w końcu wyprzedzili ostatnich ludzi, a potem stracili z oczu i miasteczko i Biały Most.W końcu Rand runął na kolana w pył, gwałtownie wciągając wielkie hausty powietrza do rozpalonego gardła.Na drodze za nimi, aż do miejsca, w którym droga ginęła z zasięgu wzroku wśród nagich drzew, było zupełnie pusto.Mat szarpnął go za ramię.- No dalej, dalej - wydyszał.Z jego twarzy spływał pot zmieszany z kurzem, przyjaciel wyglądał tak, jakby zaraz miał się przewrócić.- Nie możemy się zatrzymywać.- Thom.- powiedział Rand.Objął silniej tobołek zrobiony z płaszcza Thoma, czuł w środku twarde bryły futerałów z instrumentami.- Thom.- On nie żyje.Widziałeś.Słyszałeś.Na Światłość, Rand, on nie żyje!- Twoim zdaniem Egwene, Moiraine i pozostali też nie żyją.Jeżeli nie żyją, to czemu Myrddraal nadal ich ściga? Wyjaśnisz mi to?Mat osunął się na kolana obok niego.- W porządku.Może oni żyją.Ale Thom,.Widziałeś! Krew i popioły, Rand, to samo może stać się z nami.Rand powoli skinął głową.Droga za nimi wciąż była pusta.Trochę się spodziewał - a przynajmniej miał taką nadzieję - że zobaczy Thoma, jak kroczy drogą i wydyma wąsy, chcąc im powiedzieć, jakim są utrapieniem."Błogosławieństwo Królowej" w Caemlyn.Podniósł się z trudem z ziemi i zarzucił sobie na plecy tobołek Thoma razem z derką.Mat przypatrywał mu się zmrużonymi, czujnymi oczyma.- Chodźmy - powiedział Rand i ruszył drogą wiodącą do Caemlyn.Słyszał, jak Mat coś mruczy, po chwili jednak go dogonił.Wlekli się pylistą drogą, ze zwieszonymi głowami, nie mówiąc ani słowa.Wiatr wzniecał tumany kurzu, jednak droga za nimi pozostawała cały czas pusta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]