[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Muszę wiedzieć na pewno.Niech pani łaskawie zapuka do drzwi.— Jestem związana, ale spróbuję.Nikt się nie odzywa — powiedziała po paru minutach.— Chyba pod drzwiami nie ma nikogo.— Niech Bogu będą dzięki! Bierzemy się do roboty.Pani zadaniem jest nasłuchiwać u drzwi.Otwór okienny był zbyt wąski, aby człowiek mógł się tędy przedostać.Musieli nożem usunąć kilka kamieni.Nie było to łatwe, należało przecież unikać najmniejszego hałasu.Po pół godzinie jednak na tyle poszerzyli otwór, że Grandeprise, obwiązany lassem, które trzymał Manfredo, zaczął schodzić do lochu.Josefa ledwo panowała nad sobą.Czy śmiały czyn się powiedzie? Zapomniała niemal o bólu i liczyła minuty, które wydawały się jej godzinami.Nareszcie na górze przygotowania dobiegły końca.W lochu ściemniło się na chwilę, po czym cień jakiś ześlizgnął się na ziemię.— Bez zbytecznych słów, seniorita! Każda chwila droga.Czy jest pani ranna?— Tak, na pewno mam złamane żebra.— Czy wytrzyma pani wciąganie do góry?— Muszę.— Nie wolno nawet westchnąć! Do dzieła!Przewiązał lasso pod pachami Josefy i dał umówiony znak.Manfredo ciągnął, a Grandeprise pomagał z dołu.Josefie zdawało się, że wyciągają z jej ciała każdą kosteczkę.Bez jęku wytrzymała straszliwy ból, ale znalazłszy się na górze, zemdlała.Lasso opadło po raz drugi i Grandeprise wspiął się szybko po nim.— Co z seniorita?— Zemdlała.— To dobrze.Mniej z nią będzie kłopotu.No, dalej! Mieliśmy tak zadziwiające szczęście, że nie powinniśmy kusić losu.Wziął omdlałą na plecy i pospieszył ku parkanowi.Manfredo przeskoczył pierwszy, Grandeprise podał mu dziewczynę.Potem sam przedostał się na drugą stronę.Nie zauważeni przez nikogo, pospieszyli do Corteja.Można sobie wyobrazić rozczarowanie i gniew Sternaua oraz jego towarzyszy, gdy nazajutrz stwierdzili ucieczkę Josefy.Najdotkliwiej odczuł to Piorunowy Grot, który pałał pragnieniem zemsty.Kto pomógł dziewczynie? — zastanawiali się.Niektórzy przypuszczali, że Cortejo.Inni natomiast uważali, że ociemniały, nie mógł tu jeszcze przybyć, a tym bardziej uprowadzić córki.— Nie łammy sobie dłużej głowy tą zagadką — zdecydował Sternau.— Rozwiążemy ją, gdy schwytamy zbiegów.Nim wyruszył pościg, pięciu pewnych ludzi, dobrych jeźdźców, wyjechało do Monclovy z raportem do Juareza.Wybrali drogę, na której nie mogli spotkać Francuzów.Po godzinie siedmiu białych, Bawole Czoło i Niedźwiedzie Serce oraz dziesięciu Indian opuściło hacjendę.Tuż przedtem wódz Miksteków odszukał drugiego wodza swego plemienia.— Opuszczam hacjendę wraz ze swymi twarzyszami — powiedział.— Mój brat będzie tu zatem wodzem i dowódcą.Niech ochrania Arbelleza i niech przyłączy dziecię Miksteków do oddziału Juareza, kiedy ten przybędzie do hacjendy.— Dokąd jedzie mój brat?— Nie wiem.— Kiedy wróci? — Też nie wiem.— Czy będą mu towarzyszyć wojownicy?— Dziesięciu jeźdźców, którzy umieją czytać ślady.Więcej mi nie potrzeba.Doktor HilarioW miasteczku Santa Jaga panował wielki ruch.Przed kilkoma dniami wkroczył tu oddział Francuzów.Przybył z północy bez uzbrojenia i pełnego rynsztunku.Jak się dowiedziano, była to załoga Chihuahua, którą Juarez zmusił do złożenia broni i solennej obietnicy zaprzestania walki przeciw niemu.Komendant owego oddziału wysłał gońca po instrukcje do głównej kwatery i w Santa Jaga oczekiwał jego powrotu.Wejście Francuzów nie poruszyłoby mieszkańców miasteczka, gdyby nie zjawiła się wraz z nimi piękna dama.Gdy tylko się pokazała w miejscowym kościele, wzbudziła zazdrość kobiet, a podziw mężczyzn.Dziwiono się, że zamieszkała nie w samym miasteczku, lecz w starym klasztorze u ordynatora szpitala, powszechnie nielubianego doktora Hilaria.Był wieczór.Senior Hilario siedział w swojej celi, ślęcząc nad starymi księgami lekarskimi.Pomieszczenie było nader skromnie urządzone.Jedyne, co zwracało uwagę, to liczne klucze, wiszące na ścianach.Doktor był niskim, szczupłym mężczyzną, łysym jak kolano.Zacięty wyraz jego gładko wygolonej twarzy upodabniał go do buldoga.Choć rozpoczął już szósty krzyżyk, wyglądał jeszcze dosyć rześko.Zapukano cicho do drzwi.Ordynator uśmiechnął się szeroko.— Proszę wejść! — powiedział, starając się nadać swemu głosowi jak najłagodniejsze brzmienie.Drzwi otworzyły się i weszła… seniorita Emilia z Chihuahua, tajny agent Juareza.— Dobry wieczór — powitała gospodarza.— Dobry wieczór, piękna seniorito — odpowiedział, zamykając księgę i podnosząc się z krzesła.— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panu.— Pani? Co znowu! W każdej chwili jestem do dypozycji seniority.Dlatego pozwoliłem sobie zapytać panią, czy zechciałaby wypić ze mną filiżankę czekolady.— Z ochotą przyjęłam pańskie zaproszenie.Dzięki temu zabiję nudę wieczoru.— Sama pani sobie winna.Dlaczego zamieszkała pani u mnie, a nie na dole w mieście? Tam nie brak rozrywek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]