Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dPoematBogaCzlowieka k.4z7Giovanni Boccaccio Dekameron tom 1Az milosc nas uniesie Courtney ColeClavell James Krol szczurow (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tlumiki.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .— Muszę stosować się do wiatru i stanu fali.Czy mogę wysłać gońca, jeżeli w nocy nastanie łagodny wietrzyk?— Dobrze.Będę oczekiwał i dam odźwiernemu rozkaz, aby go wpuścił.Sułtan opuścił statek wraz z emirem.Teraz dopiero przybyła reszta kupujących.Rozpoczął się zgiełk i hałas, jakiego dotychczas tu nie znano, bo w tych okolicach towary przenoszono zazwyczaj na brzeg i tam sprzedawano wiele tygodni.A teraz na małym pokładzie zaczęli się tłoczyć wszyscy, chcąc zakończyć handel przed nadejściem nocy.Tłumacz miał mnóstwo pracy, marynarze również.Gdy się ściemniło i kupujący opuścili bryg, cała załoga była zachrypnięta i nieludzko zmordowana.Ale trzeba było dalej pracować, aby towary, które otrzymano w zamian, umieścić pod pokładem.Gdy i z tym się uporano, odesłano na łodziach jeńców.Sternik wyszedł na pokład, aby zaczerpnąć powietrza.Spotkał kapitana, który również chciał nieco odetchnąć.— Ależ to było piekielne popołudnie — westchnął sternik.— I wieczór będzie wyjątkowy — kapitan wypuścił kłęby dymu z cygara.— Ale chcę pomówić o czymś innym.Czy czytał pan kiedyś w życiu romans?— Hm! — pytanie wyraźnie zdezorientowało sternika.— O jakim pan myśli?— No, o jakimkolwiek.— Do diabła! Żadnego właściwie nie czytałem.Na pokładzie jest co innego do roboty, na lądzie zaś szynk i wódka.Czytanie przyprawiało mnie zawsze o ból głowy.Mózg mam zbyt delikatny.— No, tego nie widać — Wagner uśmiechnął się.— A więc przeżyjemy dziś coś w rodzaju romansu.Czy pan słyszał, co rano opowiadał emir?— O tych zbiegłych Hiszpanach i pięknej niewolnicy?— Tak.Uratuję ją.Niech pan posłucha.Sternik słuchał uważnie.Gdy kapitan skończył, uderzył pięścią w ster i zawołał:— Niechaj diabli porwą tych drani, sułtana i emira! Ci Hiszpanie to z pewnością dzielni ludzie i szkoda by było, gdyby się dostali w ręce prześladowców.O północy oswobodzę tego biedaka!— Jeden z nas musi zostać na statku.A zresztą ja znam drogę do niego, pójdzie więc mi łatwiej.Wezmę ze sobą czterech chłopców.Okręcimy wiosła szmatami i dla bezpieczeństwa dobijemy do brzegu poza miastem.Jeden będzie pilnował łodzi, trzech poprowadzę do domu emira.— Czy potrzebne motyki i łopaty?— Nie, tylko rydle.Motyki narobiłyby zbyt wiele hałasu.— Czy naprawdę jest pan pewien, że zbiegowie znajdują się jeszcze na lądzie, bo nie znaleźli okrętu?— Tak.W czasie mojej wyprawy przygotujcie wszystko do rozpięcia żagli.I niech pan będzie dobrej myśli.Kilka minut po dziesiątej, gdy w przystani i mieście zapanowała głęboka cisza, łódź odbiła od statku.Nie słychać było uderzeń wioseł, ponieważ je obwiązano.Kapitan Wagner, jak mówił, nie skierował łodzi prosto ku miastu, lecz zatoczył łuk.Płynęli w całkowitym milczeniu.Dotarli do brzegu dopiero po upływie pół godziny.Było ciemno i pusto.Jeden z marynarzy pozostał w łodzi, trzej wraz z kapitanem wsiedli i ruszyli ku murom miasta.Dotarli tam w ciągu kwadransa.Zaczęli iść wzdłuż murów, aż natknęli się na wyłom.Przeszli przez niego ostrożnie i dostali się do miasta.Jakiś czas nasłuchiwali.Nic, nawet najmniejszego szmeru.Zanim zaczęli skradać się dalej, zdjęli buty.Zachowując najgłębszą ciszę, dotarli do domu emira.Teraz musieli bardzo uważać, sułtan bowiem zapowiedział, że nie będzie spał.Jeżeli tak było w istocie, nie spała również jego służba.Obeszli cały budynek i doszli do muru wielkiego podwórza.Wdrapali się na górę jeden po drugim.Dotychczas wszystko szło dobrze.Przy zeskakiwaniu jednak któryś z marynarzy uderzył rydlem o mur.Rozległ się donośny dźwięk.— Prędko, padnijcie na ziemię — szepnął kapitan.Zaledwie wykonali rozkaz, usłyszeli kroki.To nadchodził wartownik, który miał posterunek przy wejściu na mały dziedziniec.Nie zauważył nic i chciał wrócić.Nagle wyrósł przed nim kapitan i zadał mu pięścią potężny cios w kark.Wartownik zachwiał się i upadł.— No, z tym sprawa załatwiona.A teraz dalej!Zaczęli się cicho czołgać naprzód.Kapitan wytężył wzrok.Usiłował wyłowić z mroku drugiego wartownika, który wedle słów sułtana miał się znajdować obok jeńca.Nagle usłyszał wypowiedziane w języku angielskim pytanie:— Czy to pan, kapitanie?— Kto to? Kto tu mówi po angielsku? — zaniepokoił się Wagner.— Możecie mi zaufać — szeptał dalej niewidoczny człowiek.— Jestem wartownikiem jeńca, ale zarazem jego przyjacielem.Kapitan odważył się zapytać:— Kim jesteś?— Żołnierzem emira.Pochodzę z Abisynii.W Adenie nauczyłem się mówić po angielsku.Gdybyście nie przybyli, byłbym dziś w nocy spróbował uciec z jeńcem.— W takim razie nie traćmy czasu i odkopmy go.Przystąpili do dzieła.Czekał ich nie lada wysiłek, zwłaszcza że trzeba było uważać, by rydle nie robiły hałasu.Po upływie pół godziny Somalijczyk leżał na ziemi.Stać nie mógł, stracił bowiem władzę w nogach: trzeba go było nieść.— Idziesz z nami? — zapytał kapitan żołnierza.— Oczywiście, jeśli mnie zabierzecie.— Bardzo chętnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •