[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co ci powiedział? - powtórzył z naciskiem.Vanessa życzyła mu ataku apopleksji.- Chcę wiedzieć, pani Jape.Zadrżała z obawy przed wybuchem gniewu tego człowieka.- Opowiadał jakieś bzdury.Jest umysłowo chory, Myślę, że wszyscy jesteśmy świrami.- Jakie bzdury ci opowiadał?- Po prostu bzdury.- Chcę wiedzieć, pani Jape.- Klein wpadł w furię.- Odpowiedz!- Opowiadał o jakiejś Radzie Międzynarodowej, grupie naukowców rządzących światem politycznym.że jest jednym z nich.Kompletnie bez sensu.- Co jeszcze?- Delikatnie dałam mu do zrozumienia, że jest wariatem.Klein uśmiechnął się zadowolony.- Oczywiście, to tylko fikcja.- Tak - potwierdziła Vanessa.- Jezu Chryste! Niech mnie pan nie traktuje jak niedorozwiniętą umysłowo, panie Klein.Jestem dorosłą kobietą.- Pan Gomm.- Powiedział, że jest profesorem.- Kolejne kłamstwo.Pan Gomm jest paranoicznym schizofrenikiem.Może być niebezpieczny, jeśli wymknie się spod kontroli.Miała pani szczęście.- A inni?- Inni?- Przecież nie jest tu sam.Słyszałam ich.Czy wszyscy są schizofrenikami?Klein skinął głową.- Wszyscy są umysłowo chorzy, choć w różnym stopniu.A na wolności byli mordercami.- Zamilkł na moment, a potem dodał: - Niektórzy z nich wielokrotnie mordowali dla czystej przyjemności.Dlatego są zamknięci na tym odludziu.I dlatego strażnicy są uzbrojeni.Vanessa już otwierała usta, by zapytać, dlaczego są poprzebierani za zakonnice, ale Klein nie dopuścił jej do głosu.- Proszę mi wierzyć, że pani pobyt tutaj jest mi równie nie na rękę, jak pani.- Więc proszę pozwolić mi odejść.- Dopiero, kiedy zakończę badania - powiedział.- Pani współpraca może mi bardzo pomóc.Jeśli pan Gomm, albo którykolwiek inny pacjent, będzie próbował wtajemniczyć panią w jakiś plan, proszę mnie natychmiast powiadomić.Zgoda?- Powiedzmy.- I proszę więcej nie próbować ucieczki.Następna może być fatalna w skutkach.- Chcę zapytać.- Może jutro - powiedział spoglądając na zegarek.- Teraz proszę położyć się spać.Który z nich mówi prawdę - zastanawiała się nie mogąc usnąć - Gomm czy Klein? Ich wyjaśnienia brzmiały równie sensownie, ale dlaczego trzymano ją tu siłą? Obwiniała się za nierozwagę za to, że wybrała nie oznaczoną drogę, i za ciekawość, przez którą zawsze wpadała w tarapaty.Ale, jak twierdził Ronald, miała to już we krwi.Gdyby nie ufała ślepo swemu instynktowi, nie siedziałaby teraz pod kluczem.Uświadomiła sobie, że jeśli nikt nie zacznie jej szukać - będzie zgubiona.Cały dzień czekała na Gomma, ale nie była zaskoczona, gdy nie pokazał się.Domyśliła się, że ma kłopoty z powodu ich nocnego spotkania.Nigdy jeszcze nie czuła się tak bezradna.Guillemot przychodził i odchodził, przynosił jej jedzenie i picie, grał z nią w karty.Całkiem nieźle opanowała grę w pokera.- Mam do ciebie prośbę.Chciałabym się wykąpać albo chociaż umyć - powiedziała, gdy przyniósł jej obiad.- Zaczynam już czuć samą siebie.- Załatwię to.dla ciebie - uśmiechnął się,- Naprawdę? - ucieszyła się.- To miło z twojej strony.Wrócił godzinę później i oświadczył, że uzyskał zgodę pana Kleina, ale musi pójść z nią.- Masz zamiar umyć mi plecy? - zapytała za lotnie.Guillemot spojrzał na nią zmieszany, a jego twarz oblała się ognistym rumieńcem.- Proszę iść za mną - powiedział krótko.Vanessa ociągała się, jakby chciała dobrze zapamiętać drogę, którą potem zamierzała przebyć bez towarzystwa strażnika.Wyposażenie łazienki zaskoczyło ją - lustra, nowoczesny prysznic, ładne kafelki.Spodziewała się czegoś równie prymitywnego, jak meble w jej pokoju.Zapomniała już, jakim luksusem jest czystość.- Będę za drzwiami - oznajmił Guillemot.- W takim razie jestem tu bezpieczna - odpowiedziała, posyłając mu spojrzenie, które, jak sądziła, odebrał jako obietnicę, i zamknęła drzwi.Potem puściła gorącą wodę, aż pomieszczenie wypełniło się parą, i wysmarowała wilgotną podłogę mydłem.Kiedy uznała ją za wystarczająco śliską, zawołała Guillemota.Gdy wszedł i, zdezorientowany, usiłował utrzymać równowagę - wynurzyła się z obłoków pary i uderzyła go z całej siły.Osunął się na podłogę.Dostając się pod strumień wrzącej wody, jęknął.Vanessa podniosła leżący obok pistolet maszynowy i skierowała go w pierś mężczyzny.Choć była marnym strzelcem i trzęsły się jej ręce - oboje wiedzieli, do czego jest zdolna zaślepiona strachem kobieta.- Nie strzelaj - wykrztusił, unosząc ręce do góry.- Jeśli mnie do tego zmusisz.- Proszę.nie strzelaj.- Teraz.zabierzesz mnie do Gomma i innych.Szybko i spokojnie.- Po co?- Zaprowadź mnie do nich - rozkazała, bronią wskazując drzwi łazienki.- Jeśli będziesz próbował jakichś sztuczek, strzelę ci w plecy.Wiem, że to nie po męsku, ale w końcu nie jestem mężczyzną.Jestem tylko gotową na wszystko kobietą, więc lepiej rób, co ci każę.-.dobrze.Prowadził ją korytarzami, a potem przez centralny dziedziniec, obok dzwonnicy.Zawsze myślała, że to kaplica, ale myliła się.Gdy weszli do środka - stwierdziła, że wygląda raczej jak bunkier niż miejsce kultu religijnego.Dopiero teraz uwierzyła w słowa Gomma - to była baza, w której przygotowywano atak nuklearny.Schodzili korytarzem w dół.Czy tutaj trzymano tych, ponoć nienormalnych, ludzi?- Co to za miejsce? - zapytała.- Nazywamy je buduarem - odpowiedział posłusznie.- To tutaj wszystko się rozgrywa.W tej chwili chyba nic się nie działo.W większości pokoi panowała ciemność.W jednym komputer obliczał swoje szansę na uniezależnienie się, w innym telex pisał do siebie listy miłosne.Szli dalej korytarzem, aż skręcając w następny natknęli się na kobietę szorującą linoleum.Guillemot skorzystał z okazji.Popchnął Vanessę tak, że uderzyła o ścianę, i uciekł.Zanim zdążyła zorientować się w sytuacji, zniknął jej z oczu.Przeklinała samą siebie.Po chwili rozległo się alarmujące bicie dzwonów.Wiedziała, że jeśli nadal i będzie stać w miejscu, to jest zgubiona.Biegła wzdłuż korytarza, zaglądając do każdego pokoju.W jednym znalazła tuziny zegarów - każdy pokazywał inną godzinę; w drugim dziesiątki czarnych telefonów; w trzecim, największym, ściany oblepione były monitorami, ale tylko jeden był włączony.Przed nim, w fotelu na kółkach, siedziała „zakonnica" z obfitym wąsem i popijała piwo.Vanessa podeszła bliżej.Z odrazą stwierdziła, że mężczyzna ogląda wyjątkowo ohydnego pornosa.Wyczuwając jej obecność, zerwał się, jak dzieciak przyłapany na gorącym uczynku Wymierzyła do niego z pistoletu.- Zabiję cię, jeśli się poruszysz - zagroziła.- Cholera!- Gdzie jest Gomm i inni?- Co?- Gdzie oni są? Szybko!- Na dole.Korytarzem w lewo i jeszcze raz w lewo - odpowiedział.- Nie chcę umierać - jęknął.- Więc siadaj i zamknij się.- Dzięki Bogu - szepnął.Kiedy wyszła, padł na kolana i modlił się.W lewo i jeszcze raz w lewo.Mówił prawdę - dotarła do pokoi więźniów.Właśnie miała zapukać do pierwszych drzwi, gdy zawyła syrena alarmowa.Teraz już bez pukania otwierała wszystkie po kolei.W trzecim znalazła Gomma.Spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Vanessa? - Miał na sobie tylko koszulę.- Przyszłaś? Przyszłaś!Wkrótce wszyscy wyszli na korytarz: Ireniya, Floyd, Mottershead, Goldberg.Patrząc na nich uwierzyła, że razem mają czterysta lat.- Obudźcie się, stare niedowiarki - zawołał Gomm.Znalazł jakieś spodnie i zakładał je w pośpiechu.- Włączyli alarm - zauważył mężczyzna z siwymi włosami opadającymi na ramiona.- Zaraz tu będą - powiedziała Ireniya.- Nie martwcie się - odpowiedział Gomm
[ Pobierz całość w formacie PDF ]