Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMoorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dalMcCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dMc Auley Paul J Czterysta miliardow gwiazdJacq Christian Sprawiedliwosc Wezyra (3)Dick Philip K Oko SybilliNowakowski Slawomir Uroda i zdrowie 1
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • konstruktor.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Florę znałem, od czasu do czasu miałem do czynienia z Roungą i Italio Ignachi, inni również nie byli mi obcy.Gdy usadowili się na kana­pach, służący Carla przyniósł tacę z herbatą i przekąskami.Sam chętnie bym skosztował.Kazałem żołądkowi się zamknąć.Od strony ulicy dobiegło pukanie, służący zszedł na dół i wrócił z na­stępną grupką.Nowi uczestnicy zebrania poczęstowali się her­batą i ciastkami.Carl wstał od stołu i zabrał głos:- Zastanawiacie się zapewne nad celem tego zebrania.Z pew­nością w naszym małym, spokojnym Roosing Oolvaya nie mo­gło wydarzyć się nic na tyle znaczącego, co usprawiedliwiałoby tak niespodziewane wezwanie, prawda? Ze smutkiem informuję, że jest inaczej.- Klasnął w dłonie za plecami i zaczął krążyć po solarium.Zaszło coś dziwnego, lecz początkowo nie potrafiłem tego określić.- Wszyscy jesteście świadomi nowej pozycji Kaara i, hmm, powiązanych z nią wydarzeń politycznych.Być może już się nad nimi zastanawialiście i snuliście różne domysły.Mimo to może być dla was nowiną, że manipulacjom politycznym towa­rzyszy podobna działalność w naszej dziedzinie.Możliwe, że wy­darzenia w sferze magii w rzeczywistości były pierwsze, a sam Kaar jest jedynie ich wynikiem.Mam sprecyzować? Czy ktoś z was pró­bował ostatnio opuścić miasto? Nie? W takim razie, nie wiecie.Obecnie miasto otacza bariera.W solarium narósł gwar, który szybko ucichł na znak Carla.Mój żołądek znów zaczął fikać koziołki, ale jakoś wcale nie czu­łem się głodny.Wróciła wcześniejsza, przyprawiająca o mdłości sensacja, tyle że stokroć silniejsza.- Bariera owa - kontynuował Carl - reprezentuje nadzwyczajną moc; zbadałem ją osobiście.Przypomina bariery chroniące przed intruzami, które opisał Iskandrian; zapewne znacie jego pisma.Prócz niej zaistniały inne niezwykłe emanacje, skupione wokół północnego muru miasta.Wygląda na to, że wśród nas pojawiła się nowa moc.Zamrugałem.Ciemna mgła, niezmiernie delikatna i ledwie wi­doczna, pełzła wzdłuż ścian pomieszczenia.Kiedy na nią patrzy­łem, w moim żołądku rozdzwonił się alarm.Mgiełka była niemal doskonale przejrzysta, nadawała wszystkiemu, co przysłaniała, najdelikatniejszy z możliwych odcień czerni, ale na pewno jej sobie nie wymyśliłem.Naprawdę tam była i rozprzestrzeniała się, ota­czając wszystkich obecnych.- Co powinniśmy zrobić w obliczu nowego ładu? Stawić opór, hmm? Może uciec? A może zachować bierność, cierpliwie cze­kając na rozwój wypadków i uważając na wszystko, co może okazać się dla nas korzystne? A może.- Carl omiótł wzrokiem twarze obecnych.- A może zrozumieć następstwa i oddać hołd?Tym razem nikt się nie odezwał.Prawdę mówiąc, Carl był jedy­ną poruszającą się osobą.Wszystkich, co do jednego - z wyjąt­kiem Carla i jego sługi - spowijała groźna czarna mgła.Zacisną­łem palce na rączce laski.- Poprosiłbym o powstanie, lecz jak już pewnie zauważyli­ście, utraciliście zdolność ruchu.Tym samym, ze smutkiem, je­steśmy zmuszeni do ominięcia formalności - wyprężył się jak sier­żant na mustrze, jego niedawno chroma noga była teraz prosta jak strzała.Więc to mnie zaskoczyło, gdy go śledziłem.Wcześniej, z powodu aresztowania nie miałem czasu się nad tym zastanowić.Carl już nie kulał.- Te manifestacje, powiązane są z konkretną osobą.Koleżanki i koledzy, mam zaszczyt przedstawić wam nowego, prawdziwego pana Roosing Oolvaya.Wprost pod moim punktem obserwacyjnym otworzyły się drzwi.Do pokoju weszła postać odziana w czarny płaszcz.Widziałem tyl­ko czubek głowy i ramiona okryte czarnym płaszczem, lecz to wy­starczyło, by mój żołądek wpadł w środek wiru, a serce stanęło w gardle.Ciemna mgła krążyła wokół nowoprzybyłego w rado­snych porywach.Nagle uświadomiłem sobie, że to jego aura.Nie wiem, skąd to wiedziałem, ale miałem nadzieję, że będę miał oka­zję zastanowić się nad tym później.Aura karmiła się magami obecnymi w pokoju, prawdopodobnie mną również.To nie wszystko.Poszerzona percepcja, umożliwiająca mi widzenie i rozumienie ta­kich rzeczy, przynajmniej częściowo, podsunęła mi następny strasz­liwy fakt.Stare przysłowie mówi: “Nieznane nie może zrobić krzywdy".Cóż, uważałem je za wyssaną z palca bzdurę, lecz miałem paskud­ny nawyk pakowania się w sytuacje, które dobitnie tę mądrość po­twierdzały.Jednak aż do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo może być źle.Nieuświadamianie sobie istnienia czegoś nie gwarantuje najmniejszej ochrony przed tym czymś.Nie wiedzia­łem, czemu będę musiał stawić czoło, nie wiedziałem nawet, czy jest to fizycznie możliwe, lecz teraz było za późno na spekulacje.Nie wystarczy powiedzieć, że tam na dole był mag.Czarna postać w solarium była Śmiercią.- Jestem Oskin Yahlei - przedstawił się przybysz.Rozdział XSHAA l MONT PRZEPRAWIAJĄ SIĘ ŁODZIĄNie znam się na tym - powiedział Mont.- Przygotowania są wprost proporcjonalne do długości po­trzebnej łodzi.- Do długości łodzi?- Tak - potwierdził Shaa - na linii wodnej.A teraz, cicho.Nasze zadanie jest zupełnie łatwe.Jurtan Mont popatrzył na nowy nóż we własnej dłoni i na że­lazny łom w ręce Shaa.Ilekroć się ruszył, strzała bólu przeszy­wała mu mięśnie karku aż po uszy.Od pół godziny kulili się za wielką paką na spokojnej ulicy nabrzeża.Czekali na Straż.Ten facet to wariat, myślał Mont.Shaa zaś, który większą część życia spędził w podobnych oko­licznościach, był w swoim żywiole.W tego typu operacji wola­łby runąć na swoje ofiary z góry, jednak ze względu na skromne doświadczenie swojego nowego kolegi zdecydował się na roz­wiązanie mniej widowiskowe.Nagle dostał sójkę w bok.Mont, ledwo widoczny w plamie nikłego światła rzucanego przez latar­nię kołyszącą się na ścianie pobliskiego magazynu, wskazał na nabrzeże [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •