[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Inne wioski nie przeżyły takich nieprzyjemności -zauważył Pazer.Głos wezyra ociekał podejrzliwością.Sołtys nie oczekiwał tak zjadliwego tonu.-Może moi koledzy chcieli się pochwalić, a może moją -biedną wioskę prześladował zły los.-A hodowla?-Wiele zwierząt padło z powodu chorób.Był weterynarz, ale za późno.To naprawdę oddalone miejsce i.-Jest doskonała bita droga -zaprotestował Kem.-Wyznaczeni przez Karnak odpowiedzialni za nią ludzie utrzymują ją bardzo starannie.-Choć dochody nędzne, pozwólcie, że zaproszę was na obiad.Wielki to honor dla nas.Wybaczcie prostotę dań, ale to z całego serca.Nikt nie mógł naruszyć praw gościnności.Kem przyjął zaproszenie w imieniu wezyra, a sołtys wysłał sługę, by powiadomił kucharkę.Pazer stwierdził, że wieś jest kwitnąca.Wiele domów otynkowano na biało, krowy i osły miały lśniącą sierść i dobrze odżywione brzuchy, dzieci biegały w nowych ubraniach.Na rogach bardzo schludnych uliczek stały posążki bogów.Na rynku, naprzeciw urzędu, stał piękny piec chlebowy i wielki, świeżo ustawiony stóg zboża.-Gratuluję zarządzania -ocenił Pazer.-Twoim współobywatelom niczego nie brak.To najładniejsza wioska, jaką dotąd oglądałem.-Zbyt wielki honor, zbyt wielki! Wejdźcie, proszę.Dom sołtysa ze względu na wymiary, liczbę pokoi i ich wystrój mógł być nawet domem wielmoży w Memfisie.Pięcioro dzieci pozdrowiło dostojnych gości.Małżonka sołtysa, która im się skłoniła, kładąc prawą dłoń na piersi, już zdążyła nieco się umalować i przywdziać elegancką suknię.Siedząc na pierwszorzędnej jakości matach zajadali słodką cebulę, ogórki, bób, pory, suszoną rybę, pieczone żeberka wołowe, kozi ser, soczyste melony i ciastka polane sokiem z owoców drzewa świętojańskiego.Dania te popijano czerwonym winem o wonnym bukiecie.Apetyt sołtysa wydawał się niepohamowany.-Twoja gościnność godna jest pieśni -ocenił wezyr.-Co za honor!-Czy moglibyśmy porozmawiać z polnym skrybą?-Przebywa u rodziny na północ od Memfisu i wróci dopiero za tydzień.-Akta powinny być dostępne.-Niestety, nie.Zamyka swoje biuro, a ja nie mogę.-Ale ja mogę.-Oczywiście, ty jesteś wezyrem, ale czy to nie byłoby.Sołtys zamilkł, w obawie że powie jakieś głupstwo.-Do Teb daleko, a o tej porze roku słońce wcześnie zachodzi.Oglądanie nudnych dokumentów mogłoby was jeszcze opóźnić.Zabójca, który skończył pożerać pieczone wołowe żeberka, przegryzł kość; gospodarz aż podskoczył słysząc trzask.-Gdzie są akta? -nalegał Pazer.-No więc.ja sam nie wiem.Skryba pewnie zabrał je ze sobą.Pawian wstał.Wyprostowany przypominał rosłego atletę.Czerwonymi oczyma wpatrywał się w brzuchatego osobnika, któremu drżały ręce.-Przywiążcie go, proszę!-Akta -rozkazał Kem -albo nie odpowiadam za reakcje kolegi.Żona sołtysa padła mężowi do stóp.-Powiedz prawdę -błagała.-To ja.to ja mam te dokumenty.Idę po nie.-Będziemy ci towarzyszyć, ja i Zabójca.Pomożemy je nieść.Wezyr nie czekał długo.Sołtys sam rozwinął przed nim papirusy.-Wszystko jest w porządku -mamrotał.-Obserwacji dokonano we właściwym czasie.To całkiem banalne raporty.-Pozwól mi je przeczytać w spokoju -zażądał Pazer.Drżący na całym ciele sołtys oddalił się.Jego żona wyszła z jadalni.Pedantyczny skryba kilkakrotnie powracał do kwestii liczby bydła i worków zboża.Wymieniał nazwiska właścicieli, imiona zwierząt, ich wagę i stan zdrowia.Tak samo dokładne były linijki poświęcone ogrodom warzywnym i sadom.Wnioski ogólne zapisano czerwonym atramentem: w różnych sektorach produkcji wyniki są doskonałe, przewyższające średnią.Zakłopotany wezyr dokonał prostego obliczenia.Powierzchnia terenów rolnych była tak duża, że jej bogactwa prawie uzupełniały deficyt, o jaki oskarżony zostanie Kani.Dlaczego nie figurowały w jego bilansie?-Niezwykle ważne jest dla mnie poszanowanie bliźnich - zapewnił Pazer sołtysa.Sołtys przytaknął.-Jeśli jednak ten bliźni stara się ukryć prawdę, przestaje być godny szacunku.Czy to nie twój przypadek?-Powiedziałem wszystko!-Nienawidzę brutalnych metod.Jednak w pewnych sytuacjach, gdy liczy się czas, narzucają się same, więc i sędzia może stać się brutalny.Zabójca, zupełnie jakby podążał za tokiem myśli Pazera, skoczył sołtysowi do gardła i szarpnął nim do tyłu.-Uspokójcie go, bo złamie mi kark!-Reszta dokumentów -zażądał spokojnie Kem.-Nie mam nic więcej! Nic!Kem odwrócił się do Pazera.-Proponuję spacer, a tymczasem niech Zabójca sam przeprowadzi śledztwo.-Nie zostawiajcie mnie!-Reszta dokumentów -powtórzył Kem.-Najpierw niech on zabierze swoje łapy!Pawian zwolnił uścisk, sołtys obmacywał bolący kark.-Zachowujecie się jak dzikusy! Zgłaszam sprzeciw wobec tego arbitralnego postępowania, potępiam te skandaliczne działania, te tortury, którym poddano urzędnika państwowego.-Oskarżam cię o ukrywanie dokumentów administracji państwowej.Sołtys zbladł, słysząc tę pogróżkę.-Jeśli wam pokażę uzupełnienie, żądam, żebyście uznali moją niewinność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]