Home HomeCameron Christian Tyran 1 TyranFowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarówChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq ChristianJacq Christian Œwietlisty kamień 03 Paneb OgnikMcDevitt Jack Brzegi zapomnianego morzaAdobe Photoshop CS2 PodrecznikLenin Imperializm jako najwyzsze stadium kapitalizmu (2)Alistair MacLean HMS Ulisses
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Była także zwykła szpilka i trochę spalonej substancji organicznej, być może włosów.Poirot ułożył wszystko porządnie w rzędzie i zaczął wpatrywać się w leżące okruchy.Szepnął:— ”Spełniaj szlachetne czyny, a nie śnij o nich przez dzień cały”.C’est possible* Ale co ma wynikać z tej kolekcji? C’est fantastique!* — Uniósł szpilkę.Oczy jego stały się bystre i bardziej zielone.Szepnął:— Pour l’amour de Dieu!* Czy to możliwe?Herkules Poirot wstał i z wolna rozejrzał się po pokoju.Twarz miał poważną, niemal surową.Na lewo od kominka było kilka półek z książkami.Detektyw uważnie przejrzał tytuły.Biblia, podniszczony egzemplarz zebranych Sztuk Shakespeare’a, Małżeństwo Williama Ashe’a pióra pani Humprey Ward, Młoda macocha Charlotty Yonge, Chłopiec z Shropshire, Mord w katedrze Elliota.Święta Joanna Bernarda Shawa.Przeminęło r wiatrem Margaret Mitchell.Płonący dwór Dicksona Carra.Poirot wyjął dwie książki: Młodą macochę i Williama Ashe’a.Zerknął na wyblakły stempelek na stronie tytułowej.Chciał wsunąć je na powrót, gdy wzrok jego padł na wciśnięty za inne książki mały, pękaty tom oprawny w brązową skórę cielęcą.Wyjął go i otworzył.Bardzo powoli skinął głową.— Więc miałem słuszność… — szepnął.— Tak, miałem słuszność.Lecz to drugie? Czy także jest możliwe? Nie, niemożliwe, chyba że…Stał bez mchu, gładząc wąsy, a umysł jego pilnie rozważał pewne zagadnienie.Powtórzył cicho:— Chyba że…IIPułkownik Weston zajrzał przez drzwi.— Hej, Poirot, czy jest pan tam jeszcze?— Idę, już idę! — zawołał Poirot.Wyszedł pospiesznie na korytarz.Z pokojem Lindy sąsiadował pokój Redfernów.Poirot zajrzał tam, notując odruchowo obecność dwu różnych indywidualności: schludności i porządku, które łączył z Christine, i malowniczego nieładu, charakterystycznego dla Patricka.Poza tym pokój nie zaciekawił go.Dalej był pokój Rosamund Darnley i tu zatrzymał się jedynie po to, by z przyjemnością chłonąć przez chwilę osobowość mieszkanki.Zapisał w pamięci kilka książek, leżących na stoliku przy łóżku, i kosztowną prostotę przyborów na toaletce.Do jego nozdrzy dotarł łagodny zapach drogich perfum, których używała Rosamund.Zaraz za jej pokojem, na końcu korytarza, znajdowały się otwarte drzwi na balkon, z którego schodami można było się dostać na skały w dole.Weston powiedział:— Tędy goście hotelowi schodzą się wykąpać przed śniadaniem.To znaczy, jeżeli nie chce się im iść na plażę.W oczach Poirota pojawiło się nagłe zainteresowanie.Wyszedł na balkon i spojrzał w dół, gdzie zygzakowato wiła się ścieżka i wykute w skale stopnie wiodące ku morzu.Druga ścieżka biegła w lewo okrążając hotel.— Można byłoby zejść po tych schodach, pójść w lewo okrążając hotel i wyjść na główną drogę idącą z grobli.— Weston potwierdził mchem głowy.Uściślił stwierdzenie Poirota.— Można byłoby przeciąć całą wyspę nie wchodząc w ogóle do hotelu.— I dodał: — Ale wówczas można być dostrzeżonym z okna.— Którego okna?— Dwie wspólne łazienki wychodzą na północ, a także łazienka dla personelu i dwie przechowalnie na parterze.Także pokój bilardowy.Poirot skinął głową.— Wszystkie te pomieszczenia, prócz ostatniego, mają mleczne Szyby, a nikt nie gra w bilard podczas tak pięknego poranka — skomentował.— Z pewnością.— Weston zamilkł i dodał.— Jeżeli on to zrobił, na pewno przeszedł tędy.— Ma pan na myśli kapitana Marshalla?— Tak.Szantaż czy nie szantaż, myślę, że to wskazuje na niego.A jego zachowanie… cóż, zachowanie jego jest dość niefortunne.— Być może — powiedział sucho Herkules Poirot — ale zachowanie nie czyni mordercy!— Więc sądzi pan, że jest poza podejrzeniami? — spytał Weston.Poirot potrząsnął głową.— Nie.Tego nie twierdzę.— Zobaczymy, co Colgate wywnioskuje z alibi, jakie daje to pisanie na maszynie.Tymczasem posłuchajmy, co ma do powiedzenia pokojówka z tego piętra.Czeka na przesłuchanie.Wiele może zależeć od jej zeznań.Pokojówka była kobietą trzydziestoletnią, energiczną, sprawną i inteligentną.Odpowiadała chętnie.Kapitan Marshall zajrzał do swego pokoju tuż po godzinie pół do jedenastej.Kończyła wówczas sprzątać pokój.Poprosił, żeby postarała się uwinąć tak prędko, jak potrafi.Nie zauważyła go, gdy wracał, ale wkrótce usłyszała odgłos maszyny do pisania.Jej zdaniem była wówczas mniej więcej za pięć jedenasta.Sprzątała wtedy pokój państwa Redfernów.Później przeszła do pokoju panny Darnley na końcu korytarza.Stamtąd nie mogła już słyszeć maszyny do pisania.Do pokoju panny Darnley weszła tuż po jedenastej.Przypomina sobie, że gdy tam wchodziła, zegar kościelny w Leathercombe wybijał akurat godzinę.Kwadrans po jedenastej zeszła na dół.O jedenastej była pora na filiżankę herbaty i małą przekąskę.Później sprzątała pokoje w drugim skrzydle hotelu.Na prośbę inspektora policji wyjaśniła, że sprzątała pokoje w następującej kolejności: pokój i łazienka pani Marshall, pokój pana Marshalla, pokój i łazienka państwa Redfernów, pokój i łazienka panny Darnley.Pokoje kapitana Marshalla i panny Marshall nie miały własnych łazienek.W czasie, gdy przebywała w pokoju panny Darnley, nie słyszała, aby ktoś przechodził koło drzwi lub wychodził na schody prowadzące ku skałom, lecz i tak nie usłyszałaby go.gdyby szedł cicho.Weston zaczął następnie pytać o panią Marshall.Nie, pani Marshall z reguły nie wstawała wcześnie.Ona, Gladys Narracott, była zaskoczona ujrzawszy, że tuż po dziesiątej drzwi są otwarte, a pani Marshall wyszła.Było to coś doprawdy niezwykłego.— Czy pani Marshall zawsze jadła śniadanie w łóżku?— Tak, proszę pana, zawsze.Niewiele tego było.Tylko herbata i sok pomarańczowy z jedną grzanką.Odchudzała się, jak wiele innych pań.Nie, nie, tego ranka nie zauważyła niczego niezwykłego w zachowaniu pani Marshall.Wydawała się taka jak co dnia.Herkules Poirot zapytał cicho:— Co pani sądzi o pani Marshall, mademoiselle? Gladys Narracott spojrzała na niego.— Cóż, chyba nie ja powinnam o tym mówić, proszę pana?— Ależ tak, powinna pani.Chcemy… bardzo chcemy usłyszeć pani wrażenia.Gladys rzuciła nieco niepewne spojrzenie na komisarza, który przybrał pełną aprobaty i sympatyczną minę, choć w głębi duszy był nieco zakłopotany metodami śledczymi swego zagranicznego kolegi.Zachęcił ją jednak:— Hm… tak, oczywiście, proszę mówić.Po raz pierwszy Gladys Narracott objawiła pewne zakłopotanie.Zaczęła skubać palcami perkalową sukienkę.— Cóż, pani Marshall… nie była, jak by to powiedzieć, zupełną damą.Chcę powiedzieć, że wyglądała raczej na aktorkę.— Była aktorką — potwierdził pułkownik Weston.— Tak, proszę pana, właśnie to mówię.Zachowywała się tak, jak chciała.Nie… nie zadawala sobie trudu, żeby być uprzejma, kiedy nie miała na to ochoty.Raz była cala w uśmiechach, a za chwilę, kiedy nie mogła czegoś znaleźć albo nie odpowiedziało się od razu na jej dzwonek, albo pranie nie wróciło, potrafiła być ordynarna i paskudna.Można powiedzieć, że żadna z nas nie lubiła jej.Ale miała śliczne suknie i była bardzo piękną kobietą, więc oczywiście podziwiano ją.— Przykro mi, że to poruszam, ale sprawa jest bardzo istotna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •