Home HomeFowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarówChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq ChristianJacq Christian Œwietlisty kamień 03 Paneb OgnikDenning Troy Gwiazda po gwiezdzie (SCAN dalConrad Joseph Tajfun i inne opowiadania (2)Niziurski Edmund OpowiadaniaJan III Sobieski Listy do Marysienki (2)chmielewska joanna skradziona kolekcja (5)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Mogli się na nim czaićScytowie, ale Kineasz wiedział już z doświadczenia, jak trudno jest trwaćw zasadzce, tak by ludzie i zwierzęta nie zdradzili się jakimś ruchem.Wró-cił do Ajasa.- Spętaj konia - powiedział - i obserwuj ten teren do mojego powrotu.Niewolnik przyniesie ci coś do jedzenia.Jeśli cokolwiek tam się poruszy,biegnij co tchu, jakby goniły cię erynie.Ajas skinął głową.Wyglądał teraz bardzo poważnie.81 - Czy.coś mi grozi?- W żadnym wypadku.To tylko typowy patrol poranny.Mam kilkaspraw do załatwienia.A ty już zrobiłeś swoje.Możesz się tutaj polenić, alerozglądaj się dokoła.Tymczasem w obozie zjedzą śniadanie.Gdyby towa-rzyszył mi Diodor, dostałby taki sam rozkaz jak ty.- Rozumiem - odparł Ajas z uśmiechem.- Będę obserwował.Do obozu Kineasz wrócił inną trasą, znów unikając miejsc, w którychmogłyby go dojrzeć ciekawskie oczy napastnika.Zjadł miskę zupy odgrza-nej z kolacji, wyczesał swojego rumaka, którego miał zresztą zamiar zastą-pić innym, lżejszym.Diodorowi, Lykelesowi i Grakchusowi kazał przygo-tować się do polowania.Bardzo ich ten rozkaz ucieszył.Kraks zajmował się jucznymi zwierzętami pod czujnym okiem Nikia-sza.Nocna przygoda nie zmieniła go ani na jotę, lecz przeglądając juki,Kineasz stwierdził, że przygotowane przez Kraksa popręgi są zbyt luznelub naderwane.Przywołał do siebie winowajcę, by jednym ciosem pięścizwalić go na ziemię.- Nie lubię bić niewolników - powiedział spokojnym tonem i zlizał zknykcia kroplę krwi.- W nocy próbowałeś ucieczki.To mogę zrozumieć.Gdybym był niewolnikiem, też bym próbował.Ale potem zle przywiązałeśjuki, przez co musimy tracić czas.Jeżeli znowu coś takiego wywiniesz, topo prostu cię zabiję.Nie zapłaciłem za ciebie ani obola, a niewolnik miniepotrzebny.Dotarło?Chłopak sprawiał wrażenie oszołomionego - w końcu otrzymał dwa sil-nie ciosy.- Mimo to potrzebuję ludzi - ciągnął Kineasz.- Dowiedz mi, żeumiesz solidnie pracować, to w Olbii zostaniesz stajennym, a w czasie ga-melii odzyskasz wolność.Chyba że wolisz umrzeć.Nie lubię tracić ludzi,lecz nie przepadam też za byle jaką robotą.- Kineasz odwrócił się i z tru-dem wdrapał na lekkiego konia.Nie czuł się na siłach wskakiwać, tymbardziej że skaleczony knykieć potwornie go bolał.Ogłuszonego Kraksa przywiązano do konia, a jak tylko wrócił sprowa-dzony przez Ataeleusa Ajas, cała kompania ruszyła w drogę, zapuszczającsię na równinę zamieszkałą przez Getów.82 Z początku jechali szybko.W południe zostawili za sobą tereny podmo-kłe, które ciągnęły się dotąd na wschodzie, i wjechali na płaską jak deskatrawiastą równinę, nad którą od strony zachodniej wznosiło się pasmo nie-wysokich skalistych wzgórz.Wiatr wprawiał trawę w faliste kołysanie.Zielone morze pokrywało też okoliczne wzniesienia, wyrastające tu i ów-dzie na linii horyzontu.Takie tereny bogowie tworzyli z myślą o koniach.Kineasz zatrzymał się na szczycie pierwszego napotkanego pagórka i,zrobiwszy daszek z dłoni, powiódł wzrokiem dokoła.Wszyscy milcząco kontemplowali przepiękny widok.W pewnym mo-mencie Ataelus zeskoczył z konia, uklęknął, ucałował ziemię i wydał zsiebie skrzekliwy okrzyk, który zdawał się przenikać nieboskłon.- Jeden z nas dotarł do domu - zauważył z uśmiechem Kojnos.Kiedy natknęli się na jakieś ślady, Ataelus odłączył się od reszty, podje-chał do podnóża skalistych wzgórz, a potem wrócił z czarną strzałą, którąbez słowa podał Kineaszowi.- Getowie? - zapytał Kineasz.Ataelus demonstracyjnie wzruszył ramionami i wysforował się na czołokawalkady.Wczesnym popołudniem z głębokiego wąwozu, przez który płynął nie-wielki strumień, wypłoszyli stadko saren.Trzech mężczyzn jadących naprzedzie od razu rzuciło się w pogoń i zakłuło oszczepami jednego z ucie-kających samców.Była to rozkosz dla oczu.Tkwiący w Kineaszu arysto-krata umiał docenić, jak sprawnie jego kawalerzyści radzą sobie w konnychłowach - niewielu prawdziwych arystokratów mogło takie rzeczy oglądać,jeszcze mniej zdolnych było opanować tę umiejętność.Przypomniał mu sięKsenofont i jego prace o sztuce jezdzieckiej, które czytywał za młodu.Kojnos - jako człowiek wykształcony i niepasujący do tej gromadki najem-ników - był wielbicielem Ksenofonta i umiał cytować z pamięci długieurywki jego dzieł.Widząc teraz powracających myśliwych, podjechał doKineasza i wyrecytował:-  Wiele korzyści odniosą ci, którzy będą mieli ochotę na polowanie.Zyskają zdrowie dla ciała, bystrzejszy wzrok i słuch, i mniej się będą sta-rzeli - a najbardziej kształci polowanie w rzeczach potrzebnych na wojnie.83 Słuchając tych słów, Kineasz przypomniał sobie, że wciąż ma przy so-bie otrzymane od Isoklesa zwoje z czwartą księgą Herodota.Zabolało goto, bo wiedział, że nie znajdzie na razie czasu, by się z nimi zapoznać; bałsię przy tym, że zwoje zamokną i staną się nieczytelne.Podjechał do niego Filokles.- Miejsce przy tobie jest święte czy jednak mogę tu jechać?Kineasz czuł się, jakby go nagle zbudzono.- Zwięte?- Jezdzi z tobą tylko Nikiasz.Albo Ataelus.No i Kojnos, gdy chce siępopisać erudycją.A mnie się nudzi, pieką mnie uda, więc łatwiej mi będzieprzejechać kilka kolejnych stadiów, jeśli uraczysz mnie rozmową.Kineasz patrzył nad głową Spartanina.- Jeśli szukasz miłej pogawędki, to trafiłeś pod zły adres.Nikiaszu! -Uniósł rękę.- Stać! Konie bojowe i zbroje, natychmiast!Kolumna nagle się rozpadła.Najszybsi okazali się weterani: Nikiaszsiedział już w zbroi na swym najlepszym rumaku, podczas gdy Ajas ciągleszukał w koszu użyczonego mu miecza.Filokles nie miał własnej zbroi,patrzył więc, jak Kineasz przywdziewa swoją.- Co cię zaalarmowało? - zapytał Spartanin.- Ataelus.Cwałuje ku nam, strzelając za siebie.To nie lada umiejęt-ność.Nie.dalej.Patrz, tam, w dolinie.- Kineasz połączył już napierśnik znaplecznikiem, zapiął hełm, opuścił osłony na policzki i próbował uspokoićswojego wierzchowca.Jeszcze przez moment pozostali wkładali hełmy albo walczyli z rzemie-niami i sprzączkami.Nikiasz rozdawał oszczepy.Kineasz dosiadł w końcuswojego rumaka; kłopotał go fakt, że w oczach podwładnych wyszedł wła-śnie na nowicjusza.Trawa rosła tu w dużych kępach, tworzących niewiel-kie wzniesienia, które utrudniały chodzenie i dosiadanie koni.Te ostatniewszelako umiały niezle poruszać się wśród tych kęp.Lekko pagórkowatyteren zdawał się ciągnąć przed nimi bezpiecznie jak falujące zielone sukno- aż do wyższych wzgórz w oddali.84 Ataelus był już na jednym z tych trawiastych wzniesień, kilka zaś sta-diów za nim widać było goniących go jezdzców.Wyglądali na małychludzi na małych koniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •